Kapitańska Baba napisał(a):Miśki - widzę, ze one tak samo dzikie jak koniki polskie na cyplu między Bełdanami a Śniardwami Niby żyją na wolnoścl ale chodzą od człowieka do człowieka na żebry
Tak czy inaczej - są absolutnie śliczne i musi być cudownym uczuciem widzieć je w lesie, wolne
Najgorsze jest to, że, mimo całej poczciwości, miśki nie wyglądały na szczęśliwe Cudownie było je zobaczyć, jednak targały mną bardzo sprzeczne uczucia...
16 sierpnia (wtorek): Długi powrót do Braszowa
Ruszamy dalej. Do "naszego" Braszowa wrócimy bardzo ciekawą drogą (nr 73C, 73 i dalej przez Bran i Râșnov), przy której nie brakuje atrakcji turystycznych, jednak nie wystarczy nam na nie czasu
Mijamy konie odpoczywające:
i te przy pracy:
Oraz bardzo dużo pasiek:
Są też piękne cerkwie:
i ciekawe pomniki :
Przy jednym z nich zatrzymujemy się na chwilę. To Mausoleul de la Mateiaș:
Mauzoleum jest poświęcone rumuńskim bohaterom wojennym z okresu 1916-1918. Wzgórze Mateiaș zasłynęło jako jeden z punktów oporu żołnierzy rumuńskich wobec połączonych wojsk niemieckich i austriackich.
Budowla powstała w latach 1928-1935 i składa się z dwóch części. Jedną jest ossuarium, w którym w 31 kryptach spoczywają szczątki ponad 2300 rumuńskich żołnierzy, druga to wieża, wewnątrz której poprowadzono spiralne schody.
Niestety, jest zbyt późno na zwiedzanie mauzoleum (schody zamknięto łańcuchem). Zwiedzanie kosztuje podobno tylko 6 lei (czyli około 6 zł), a dla miłośników historii może to być ciekawe miejsce.
W środku jest to oglądać - widziałam na zdjęciach na Google Maps Może innym razem...
Teraz ruszamy w dalszą drogę. Krajobrazy robią się coraz bardziej interesujące:
Mijamy pana z krówkami :
kolejną cerkiew:
mnóstwo rzeźb na czyimś podwórku (?):
Gdybyśmy zatrzymywali się co chwilę, podróż trwałaby pewnie z pięć godzin, a i tak, od momentu wyjechania z restauracji do przyjazdu na kwaterę, miną prawie trzy
Rumuńskie drogi są piękne, ale przejazdy nimi wymagają dużo czasu i cierpliwości... Czasami utknie się za jakimś wozem z koniem
Jak już jesteśmy przy drogach, kilka słów podsumowania na temat naszych wrażeń z Trasy Transfogarskiej.
Serpentyny, którymi wspinaliśmy się na przełęcz, same w sobie, są wspaniałe. Widokom nie można niczego zarzucić , a jednak odczułam lekki niedosyt, a może i zawód... Pewnie zbyt wiele oczekiwałam i nie było efektu "wow", którego się spodziewałam. Dodatkowo korki i stragany przy Balea Lac były po prostu upiorne.
Sądziłam, że będzie to doświadczenie większego kontaktu z naturą. I okazało się, że było - dzięki niedźwiadkom
Spotkanie z miśkami było dla mnie dużym przeżyciem i najciekawszym momentem trasy.
Natomiast widoki, owszem, piękne, ale bardziej zachwycona byłam przejazdem przez Durmitor czy ostatnio Ruską cestą, czyli drogą na przełęcz Vršič, w Słowenii.
Taka jest moja szczera opinia Podejrzewam, że innego dnia, przy mniejszych korkach, Trasa Transfogarska spodobałaby mi się zdecydowanie bardziej. Miśki natomiast zrobiły nam dzień, za co jesteśmy im bardzo wdzięczni
Wracając do drogi, którą teraz jedziemy, mimo lekkiego znużenia przedłużającą się podróżą, są miejsca, w których po prostu musimy się zatrzymać :
Trafiło nam się piękne światło. Zdjęcie tego nie odda, bo fotograf za słaby, ale co tam :
Wapienne skały Parku Narodowego Piatra Craiului, w którym wędrowaliśmy wczoraj:
Mijamy przepięknie położone miejscowości:
i poczciwe psiaki:
Trochę jak Wielka Fatra na Słowacji:
Jedziemy powoli, co często jest spowodowane takim towarzystwem przy drodze:
lub wręcz na niej :
Słodziaki!
Nie mogę przestać pstrykać :
Przed nami zamek w Branie:
reklamowany jako siedziba legendarnego hrabiego Drakuli. Podobno przereklamowany. Czytałam, że liczba zwiedzających jest tak ogromna, że od samego rana turyści przepychają się i ocierają o siebie, przechodząc z jednej komnaty do drugiej Nie znoszę takich topowych atrakcji, Małż podobnie, więc raczej nas tu nie zobaczą...
Zresztą autorzy kilku blogów o Rumunii, które czytałam, zdecydowanie odradzają wizytę w zamku, nazywając zwiedzanie tej atrakcji turystycznej największym rozczarowaniem podczas podróży po kraju. Historie o Drakuli zostały "podkręcone" przez marketingowców, a sam Vlad nigdy zamkiem Bran nie rządził, prawdopodobnie nawet tutaj nie był
Otoczenie budowli to wielki jarmark pamiątek związanych z Drakulą. Przedzieramy się przez "rumuński Disneyland", w którym ustawiono nawet diabelski (a może wampirzy ) młyn:
Znowu stoimy w korkach... Z ulgą wydostajemy się na drogę szybszego ruchu. Słońce zaszło, więc kolory na zdjęciach już słabe, ale i tak jest pięknie:
Zamek chłopski Râșnov, na odmianę, chętnie bym zwiedziła:
Niestety, podobnie jak Poenari, jest w tym sezonie w remoncie. Jutro natomiast zobaczymy inny chłopski zamek - w Rupei.
A dziś jeszcze czeka nas uroczy (i ostatni) wieczór w Braszowie, na który zapraszam w kolejnym odcinku