O pontonie
Dla posiadających pontony i inne przybrzeżne jednostki pływające, Żuljana jest praktycznie idealną... Zastanawialiśmy się nawet z żoną nad tym, że w takim Orebicu, to nie byłoby co z pontonem robić bo trzeba byłoby przepływać za każdym razem ponad 2 km aby coś ciekawego zobaczyć... a w Żuljanie... wystarczyło dotaszczyć nasz olbrzymi ponton Voyager 500, długość 3,60, ładowność 225kg to wszystko z promocji w Auchan (dzięki
Kowal38 ) za 199 zł plus cztery wiosła, linka kotwiczna 25m, kotwica rozkładana 2,5 kg, plecak z prowiantem i żeglarska torba wodoszczelna z dokumentami i aparatem fotograficznym... oraz dwie boje ratownicze, czasem płetwy... obowiązkowo okulary do pływania.
Droga do plaży była krótka ale trudna "technicznie" przez wspomniane wcześniej schodki... na szczęście dzieci pomagały nam w transporcie "ruchomych" przedmiotów więc my z żoną męczyliśmy się tylko z pustym pontonem. Po pokonaniu schodków zostawało do przejścia około 50 m po prawie płaskim terenie (przez drogę, mały plac i plażę miejską). Po drugim dniu nauczyliśmy się odpowiedniego rozkładania ładunku żywego i martwego i z każdym dniem coraz lepiej szło nam wiosłowanie...
Wyporność pontonu podawana jest jako 225 kg i przeznaczenie chyba nawet na 5 osób ale nie wierzcie w to... Spokojnie można go obciążyć ciężarem 300 kg ale gorzej z miejscem dla pasażerów. Wygodne miejsca zajmują wioślarze na środku może się znaleźć jedno dziecko ale nie może się poruszać bo będzie przeszkadzało w wiosłowaniu... Na koniec doszliśmy do rozkładu ja z żoną przy wiosłach jedna córka na rufie a druga na dziobie, czyli obie za plecami wiosłujących.
Dobrze, że mieliśmy dwa komplety wioseł bo jak pisałem znacznie wcześniej tylko wspólne wiosłowanie pozwoliło nam powrócić do portu w niesprzyjających warunkach pod wiatr i przez duże fale... Były to raczej tanie aluminiowe wiosła skręcane w środku i właśnie ich wadą było to, że często "łamały się" w czasie użytkowania... na szczęście ich elementy pływają po wodzie... ale trzeba było uważać żeby takie wiosło nie rozpadało się na części wtedy gdy było potrzebne intensywne wiosłowanie obu par.
Przybijanie do brzegu piaszczysto żwirowego nie stanowiło żadnego problemu ale już wpływanie pomiędzy ostre skały i lądowanie w mini zatoczkach wymagało uwagi, skupienia a często pomocy córki płynącej w okularach i wytyczającej kierunek wpływania... czasem podpieraliśmy się wiosłami nie pozwalając aby fale zepchnęły nas na skały... w niektórych wariantach obie córki wysiadały i stojąc na skałkach przytrzymywały wpływający lub wypływający ponton... Udało nam się wrócić z pontonem w stanie idealnym więc ostrożność się opłaciła. Co ciekawe, po dwóch tygodniach użytkowania, wymyciu i wysuszeniu pontonu na Słońcu, chyba dzięki wysokim temperaturom udało mi się tak skutecznie wyssać z niego powietrze, że po zwinięciu zajął rzeczywiście tyle miejsca ile w chwili zakupu... a przecież w drodze do Chorwacji zajmował pół box'a
Pozdrawiam
Józek
P.S.
Jeszcze o kotwicy
Komuś mogłoby się wydawać, że 2,5 kg kotwica jest zbędnym balastem ale ja ani przez moment tak nie uważałem...
Kilka zastosowań to:
- kotwiczenie na łagodnym dnie w pobliżu plaży, dzieci mogły bezpiecznie baraszkować w pontonie wiosłując w promieniu na jaki pozwalała aktualna długość liny... staraliśmy się wrzucać kotwicę na głębokości większej niż 2m gdyż przy jednej z plaż nasi rodacy w mało uprzejmych słowach zaczęli krzyczeć, że "co się stanie gdy ktoś nadepnie na taką kotwicę". Oczywiście mieli częściowo rację ale mogli swoje obawy wyrazić w inny sposób... poza tym kotwica wygląda na ostrą ale jej brzegi można byłoby porównać do brzegu młotka murarskiego lub bardzo tępej siekiery, więc chyba tylko celowo można byłoby się nią zranić...
- zostawianie pontonu na morzu bez opieki w czasie przerwy obiadowej niedaleko od głównej plaży
- mocowanie pontonu w wąskich zatoczkach zapobiegając zabieraniu go przez wypływające fale...
- kotwiczenie niedaleko brzegu z ostrymi skałami, gdy nie było możliwości podpłynięcia bliżej
- ewentualne zabezpieczenie na wypadek gdyby wiatr i fale zbyt szybko wynosiły ponton w kierunku pełnego morza... o ile aktualna głębokość umożliwiała jeszcze zahaczenie się o dno...
- czerwona linka kotwicy z trwale wplecionymi żółtymi żyłkami w odległości co 2 metry (pomysł młodszej córki) umożliwiała precyzyjny pomiar głębokości morza... oczywiście w rozsądnych granicach