Ponieważ szanse na relację z Hong-Kongu są praktycznie żadne
,pozostańmy na razie na Kornati.
Skupimy się teraz na obiedzie.
Tak więc chwilkę po zacumowaniu, "kierownictwo" statku zarządziło: "tera będziemy jeść"
I tu pojawił się problem.
No,bo niby spoko.Porcje duże,dla każdego,tylko...gdzie usiąść??
Wypadałoby zając jakieś miejsce siedzące, bo trochę nijak się je rybę na stojąco.Sałatkę jeszcze może jakoś by opylił, natomiast serwowany zestaw już nie bardzo.
Pół biedy jeśli chodzi o dorosłych.Ja tam mogę jeść nawet w kiblu i niespecjalnie mi to robi.
,natomiast z dziećmi trochę większy problem...
Jak już wspomniałem na wstępie, łódka była dosyć mocno przeładowana,ale dopiero w momencie obiadu stało się to naprawdę uciążliwe!
No więc stoimy (jak te osły,które za chwilę zobaczymy na brzegu) z talerzami w łapach i próbujemy jakoś jeść.
Nie wiadomo czy jeść swoje, "karmić" dzieci.Normalnie totalna masakra!
Trochę mi się "zagotowało" w tym momencie, tym bardziej,że oczom moim ukazuje się taki oto widok:
Jakieś dziesięć metrów od nas, przy jednym ze stolików siedzi sobie małżeństwo z dzieckiem- sztuk jeden! Czyli w sumie 3 osoby.
Dla niewtajemniczonych wyjaśniam,że przy takim stole, na luzaka zmieści się 6 osób dorosłych,a w "mixie" z dziećmi- zdecydowanie więcej.
Ale przy rzeczonym stoliku osób siedzi jak już wspomniałem...3 (słownie:trzy!)
I uwierzcie- nie zmieści się więcej ,bo obok siebie mają całą stertę jakichś klamotów!!!
Walizk,tobołki.Myślę...
one way ticket kupili czy jak???
Siedzą sobie więc jakby nigdy nic, pejsy się gościowi walają w sałatce,armuła się na bok przekrzywiła od tego mlaskania ( bo rybka naprawdę dobra
) i mają głęboko wyje.....,że reszta je na stojąco!!!
A najgorsze to było to,że gość żre tę sałatkę i patrzy na mnie!!!
Mówię,więc do reszty towarzystwa,że nic,tylko trzeba gościowi wywalić ten cały majdan za burtę i wtedy się znajdzie dla nas miejsce! Można by w sumie ich też wywalić,ale trochę się bałem czy aby ryby:
nie pozdychają!
Kiedyś tak sobie głośno rozmyślałem
podchodzi do nas jedna pani z obsługi statku i próbuje nam znaleźć jakieś miejsce.Jej starania oczywiście z góry skazane są na porażkę, no bo niby jak bidula ma to zrobić?
Wtedy z pomocą pospieszyła nam pewna rodzina z Polski ( pozdrawiam serdecznie
), która użyczyła miejsca koło siebie na tyle żeby przynajmniej dzieci mogły usiąść...
A Żyd jak jadł, tak je dalej!
Nie żebym coś miał do Żydów, ale...