dorota19 napisał(a):Czyta się cudnie
Gratuluję lekkości słowa pisanego
Oczywiście jestem całkowicie świadom,że "relacja" ( cudzysłów celowy,bo relacje to pisze np
.
ines,,
elizasz,
janusz bajcer,,
joanka23,
hajduczek i inni,których nie sposób tu wymienić...
) zdecydowanie "siadła" odkąd zniknął z niej nasz tytułowy bohater.
Nijak jednak nie mogłem go namówić żeby z nami jechał!
Zupełnie nie rozumiem dlaczego???
Przecież tam tak pięknie!
Pozwolicie więc,że jeszcze chwile "zostanę na Plitvicach",ale obiecuję,że Rambo jeszcze wróci.
jak już wspomniałem wcześniej, wkraczamy na czwarty tzw."niemiecki" etap naszej wyprawy
Z góry wyznaczoną trasą przesuwamy się powoli ku naszemu celowi,którym jest Velki Slap.Przesuwamy się powoli bo podziwiamy to co napotykamy po drodze...Tzn tak było na początku.Szliśmy tak bo chcieliśmy. Potem już...musieliśmy!
Ale o tym za chwilę.
Na razie - podziwiamy:
No więc idziemy sobie i idziemy.......
Ruch staje sie stosunkowo większy,ale przecież jest coś koło południa( 12-stej znaczy się
),więc wydaje się to być rzeczą normalną..
Pierwszym symptomem,że jednak coś o otoczeniu się zmieni (i to znacznie) jest taki oto widok( prawy-górny róg zdjęcia):
Widzimy jakieś hordy walące z przeciwka w naszym kierunku.! Zawrócić już nie można,bo towarzystwo (a szczególnie jego najmłodsza część) dosyć zmęczone, idziemy więc dalej.
Nagle słyszę dobiegające z tamtej strony głosy:
schön,
wunderbar,
schneller,
gehen czy coś w tym rodzaju..
O
mein Gott- myślę!
Trochę ,mnie uspokoił fakt,że nie słyszałem szczekających psów! Mimo wszystko jednak zaniepokoił mnie trochę ten "znajomy" język..
oraz liczebność "przeciwnika"
Wraz z resztą ekipy postanowiliśmy jednak,
że....
No i zaczyna się!
Panie,które lata swojej świetności mają już dawno za sobą, stoją sobie jakby nigdy nic na kładce, jedna koło drugiej, .za nimi następne i ...następne
Weź tu człowieku przejdź...
Bardzo ważną informacją jest ta,że owe panie posiadają .....gabaryty absolutnie nie uprawniające ich do takiego zachowania
Stoi więc jedna Berta koło drugiej, w jednej ręce trzymając wieeeeeeeeelki aparat, w drugiej jeszcze większą kanapkę, mając w głębokim poważaniu całą resztę
Konia z rzędem temu kto potrafiłby odgadnąć, która ręka ją w tej chwili interesuje bardziej! Obie bowiem "pracują " z taka samą częstotliwością!
Nie wiem jakie im tam zdjęcia wyszły,faktem jest jednak,że......."pasza" znikała błyskawicznie!
No,ale w sumie co mnie to obchodzi??? My przecież chcemy iść normalnie
wypadałoby No ,ale że człowiek w końcu z cywilizowanego kraju
to jakoś się przeciskamy między kolejnymi "pancernikami".Walka z nimi oraz konieczność pilnowania dzieci sprawia,że trochę nam umyka z widoków mijanych po drodze....
A zrobić dobre zdjęcie- to już naprawdę wysiłek! "Łowimy" więc trochę wolnego miejsca i focimy jak najszybciej,żeby zdążyć między jednym a drugim
blitzkrigiem Powoli (dosłownie!
) zbiżamy się już do kresu naszej wędrówki (dzięki Bertom kres wytrzymałości jest tez niedaleko
).
Przed nami Velki Slap:
Pora powoli kończyć plitvickie.
Zmęczeni,ale jednak pod niesamowitym wrażeniem udajemy się pod ostatnią górkę,gdzie czeka na nas wymieniony tu już niejednokrotnie "traktor"
Cała trasa zajęła nam blisko 8 godzin.Celowo wybraliśmy najdłuższą z możliwych
,Mimo tego jednak- wszyscy chcielibyśmy tam jeszcze kiedyś wrócić!! Niewiele widziałem rzeczy w Chorwacji,ale sądzę,że Jeziora Plivickie z całą pewnością mieściłyby się w pierwszej trójce takiego rankingu!
Na wstępie wspominałem o parkingu w parku!
to co zobaczyliśmy po powrocie przypominało..
Nie wiem-brak mi określenia...Totalna wolna amerykanka! Samochody zaparkowane w lesie- jeden na drugim, jeden za drugim, jeden obok drugiego.
Nie wiem jak i przede wszystkim kiedy wyjechały te najgłębiej schowane,ale nie chciałbym być w skórze ich właścicieli
Można by jeszcze kilka słów o cenach,ale nie che mi się
Ale jeżeli ktoś ma ochotę na kremówkę za...3 ojro- proszę bardzo!
Niesamowicie zadowoleni opuszczamy już park kierując się powoli w stronę Sukosanu,gdzie następnego dnia Rambo będzie..."mordował" raki!