Kolejne śniadanie w jakże uroczych okolicznościach przyrody. Choć, jak wspomniałam na początku, w willi mieszkali jeszcze inni, śniadania jadaliśmy praktycznie sami na tym ogromnym dziedzińcu. Perfekcyjnie, jednym słowem
FKK Sahara
Sprawdziłam wczoraj dokładnie. Na Rabie byliśmy po raz pierwszy w 2004 roku. Wtedy odkryliśmy nasze zupełnie dzikie wtedy jeszcze nagie plaże. Docieranie do nich w pocie czoła tak nam zapadło w pamięć, że nie mogliśmy sobie odpuścić powrotu na Rab bez odwiedzenia ich raz jeszcze. Tym bardziej że, umówmy się, na Rabie nie ma fajniejszych plaż
Loparu nie nazywam plażą, choć paradoksalnie to raj dla rodzin z dziećmi. Ilość campów i apartamentów przypadających na metr kwadratowy, przeraża
Samo przez się, nie może być czysto i kameralnie. No ale, co kto lubi...
To, co jest wokół samego Rabu to też żadne plaże. Betonowe płyty nad zatoczką, tudzież żwirkowo-kamieniste paseczki wąskie jak w stringach
ulokowane w cieniu pinii. Nic poza tym.
Część wyspy od Barbatu do Kamporu to nędza przeokropna. Druga strona, od Supetarskiej Dragi, Suhej Punty po punkt widokowy pod Loparem to kolejna nędza
Ale w tej nędzy można znaleźć takie cuda, jak ta perełeczka koło Puradicy na przykład. Odkrywanie takich miejsc bardzo raduje. Ale na to trzeba mieć dłuższą chwilę. Dlatego z Nadią nie odkrywaliśmy już tego, co odkryliśmy wcześniej, bo to, co już odkryliśmy bardzo nas zadowalało
Pokażę Wam więc Saharę. Kolejną nagą plażę, o wiele większą niż nasz klimatyczny Stolac.
Ciganka nie ma serduszka, bo nie byliśmy tam z Nadią. Plaża tektoniczna, jak ją nazywam, głazo-płyty wbijające się w morze wyglądają obłędnie, ale ona chciała na Stolac i już
Dojazd do Sahary można wykonać na dwa sposoby, podobnie jak na Stolac. Albo od San Marino (nasz azymut na Stolac), albo z drugiej strony, od mini porciku. Droga szutrowa wiedzie przez leśny labirynt (są miejsca, że zwęża się niemiłosiernie i tylko znak dźwiękowy może nas ustrzec przed 'czołówką'
Jeden leśny parking, kolejny, następny...Omijać
Jechać dalej
Las się kończy, zaczyna przestrzeń, dolina, powiew wiatru. Samochód zostawiamy na górze, schodzimy w dół, i tak idziemy dobre 35-40 minut
Oczywiście idziemy taszcząc nasz skromny kram (góra 30 kilo
)
Podrasowana przez kogoś w necie, wygląda tak:
Ja jednak nie znoszę takich zabiegów (to nieuczciwe, moim zdaniem) i w moich oczach wygląda po prostu tak:
Szeroki pas piaszczystego półksiężyca leżący nad zatoką Samarić na północnym wybrzeżu Loparu jest czysty i wolny od ludzi
Wszyscy wiedzą, że to miejsce na nudystów, więc katastrofa w postaci dzikich tłumów odpada. Na plaży jesteśmy tylko my i para Włochów. O, wolności! Trwaj!
Niczym nie zmącona cisza przerywana jest czasem odgłosami przepływającej motorówki czy innej łódeczki.
Sahara nie bez powodu nazwana jest Saharą. Leży się tam jak patelni, zero cienia, nie ma się gdzie schować, parasol niezbędny! Do dziś mam ciarki, kiedy przypomnę sobie, jak uciekaliśmy z niej oboje w 2004, bo w momencie nadeszła chmura jak z katastroficznego filmu, zerwał się wiatr a do domu daleko
Uciekaliśmy drugą drogą (bo dwie prowadzą do plaży), przez las. W dali widzieliśmy parking, ale zanim dobiegliśmy, zaczęła się prawdziwa apokalipsa. Niebezpieczeństwo więc jest spore, a odległości duże. Trzeba o tym pamiętać na tych dzikich plażach.
Nadii oczywiście tam się podobało
No ale jej podoba się wszędzie.
Wieczorem spacerkiem do Rabu.