jest to mój pierwszy post na forum także proszę o wyrozumiałość.
Wiosną podjęliśmy decyzję o 2 tygodniowej wyprawie na przepiękną wyspę Rab (3 osoby dorosłe, 2 dzieci 2 i 5 lat, zagazowana toyotka corolla verso 1.8 vvti, na pełnym baku LPG przejazd około 420 km), nocleg zarezerwowany w ciemno przez internet, przelew zadatku 100 EUR z konta walutowego mbanku.
Dodam, iż kilka lat temu byliśmy już na rabie i ze względu na nasze dzieciaki i piękne piaszczysto-żwirkowe plaże postanowiliśmy odwiedzić ją ponownie.
Dla wszystkich zainteresowanych to co najważniejsze.
Nasza wakacje rozpoczęły się 13-06-2013 wyjazdem z Andrychowa około godziny 19:45, już na dzień dobry z małymi problemami ponieważ po przejechaniu 15 km trzeba było zawrócić po ..... (skleroza nie boli



..... CD NASTĄPI ......
ACH JESZCZE PARĘ FOTEK

...... cd ......

Po zatankowaniu kierujemy się w stronę Rabu. W miejscowości STANICA, skąd płnie prom jesteśmy około 9:45 rano gdzie po 10-15 minutowym postoju wypływany na wyspę (cena za nasz samochód z trumną na dachu wysokość 199 cm

W miejscu zameldowania byliśmy około 10:30.
Oczywiście na miejscu nie obyło się bez niespodzianek, starsze dziecko zaczęło gorączkować i wylądowaliśmy na dyżurze emergency (mieliśmy wprawdzie wykupiony pakiet ubezpieczenia, jednakże stwierdziliśmy, że szkoda czasu i pieniędzy na dzwonienie do ubezpieczalni i stwierdziliśmy, że spróbujemy załatwiać wszystko na własną rękę). Wizyta w lokalnej przychodni/szpitalu okazała się bezproblemowa (rozmowa z lokalnym lekarzem po angielsku). Poproszono tylko o paszport dziecka. Po zdiagnozowaniu anginy otrzymaliśmy receptę na antybiotyk i tyle (koszt wizyty 0 HRK). Tym sposobem, nasz pobyt troszkę się skomplikował, gdyż dziecko nie mogło chodzić po słońcu, także jeden w apartamencie z dzieciakiem a reszta na plaży , a po południu zmiana. Dodam, że przez 12 dni pobytu była lampa na maxa 28-32 st. Po kilku dniach pozwoliliśmy sobie na spacery po zachodzie i było całkiem cool do momentu, aż 2 gwiazda (ta młodsza) się nie zaraziła i scenariusz się powtórzył, kolejnA wizyta w przychodni i kolejny antybiotyk. Mieliśmy tylko małą nadzieję, że limit pecha się już wyczerpał
