napisał(a) themoon » 16.02.2012 08:19
Witam ponownie. Korzystając z poranka opiszę swoją przygodę. A raczej lekko niemądry pomysł. Otóż pewnego dnia siedząc na plaży wpadłem na pomysł, żeby dostać się na przeciwny brzeg zatoki. Takie dzikie skały. Tam może być przecież całkiem ciekawie. Hm, to chyba z godzinkę w jedną stronę. Ale że było koło południa to nikogo z bandy leniwców nie wyciągnę w taki upał. Znajdę inną drogę. Najprostsza nie zawsze znaczy najłatwiejsza. A że najkrócej było w linii prostej to... Maska, rurka, płetwy i naprzód. I tak sobie płynę, widoki podwodne podziwiam, i podziwiam, i podziwiam... zaraz, widoki się skończyły. Nie ma nic, dosłownie nic. Jednolita barwa. Dookoła tylko woda, z każdej strony. Głowa do góry. E, chyba połowa za mną. Płynę dalej. Mijam wędkarza, który jak mnie zobaczył był uprzejmy rzucać z drugiej strony łódki. W końcu dopływam. Dopiero może z 20 metrów od brzegu było widać niemalże pionową skałę schodzącą w tę wodną przepaść. No to trzeba znaleźć wyjście. Jakoś się wdrapałem. Nie powiem, skałki całkiem fajne. Miejsce zapewniające dużo prywatności. Połaziłem, popatrzyłem, ale trzeba jakoś wrócić. W kąpielówkach, z płetwami wyglądałbym co najmniej śmiesznie spacerując środkiem miasteczka. Myślę sobie: Stary, dopłynąłeś, to i wrócisz. No to siup do wody. Niestety, powrót nie okazał się taki fajny. Albo zmęczenie, albo prąd morski, ale wracałem ze dwa razy dłużej. A kiedy w końcu dopłynąłem to jeszcze tylko bure od żony dostałem. Także warto pamiętać-Chorwacja jest przyjaznym krajem, ale do żywiołów ostrożnie podchodzić trzeba i siły na zamiary mierzyć.