napisał(a) jolek » 14.03.2004 02:24
Mieliśmy rzadką przyjemność łowienia muli, czyli po naszemu małż. Nasz gospodarz zabrał nas na wycieczkę do małej zatoczki w kanale szibenickim, gdzie woda słodka miesza się z wodą słoną i tam najlepiej rosną mule. Faktycznie, wyłowili tego cóś około 60 kg, wyrywali całymi kloniami z 3-4 m pod wodą. Nasz przewodnik-gospodarz wziął taki jeden okaz i na naszych oczach zjadł, żywe, nie powiem, że ciepłe, ale prosto z muszli, ale nam nie radził, bo to może być"opastne".Po południu zapowiedź wielkiej uczty. I rzeczywiście, całe 60 kg muli wylądowało na stole w postaci pięknych, pootwieranych muszelek z przesmacznym wnętrzem: dorodne, mięsiste małże, ugotowane w czosnku i natce pietruszki, palce lizać.
To za pierwszym razem. Potem , za rok, połów się powtórzył, ale danie było inne. Risotto z muli. rewelacja, jak za pierwszym razem. A w trzecim roku okazało si e, że to, co robilismy przez 2 lata było zakazane, więc nasz gospodarz kupił owe mule u ribarnicy i przygotował jako spaghetti z muli. Nie muszę dodawać, że fenomenalno!!Następnym razem, u innego gospodarza, przygotowywaliśmy mule razem i widziałam, jak to się przyrządza. Czosnek, natka pietruszki i mule w skorupach, na gaz w garnku, a potem muszle pekają i wylewają z siebie wodę,słoną, więc żadnych przypraw poza wymienionymi. I znów niebo w gębie!! to jest to!! Kupiłam po powrocie mrożone mule( w skorupkach) i starałam się przyrządzić je tak samo,lege artis, ale gdzie tam,
nie umywają się do oryginału!! Więc musimy TAM jechać, żeby znów zaznać tego niepowtarzalnego smaku!! POdobnych doznań życzę! Pozdrowienia znad garnka!!