Sobota 20.07.
Tak jak dzień wcześniej zaplanowaliśmy, budzik dzwoni ok. godz.6. Porażka wstawać tak rano. Ale cóż zrobić , Cromaniacy polecają wyjechać jak najwcześniej, aby móc w spokoju dotrzeć na szczyt. Po ok. 20-30 minutach od strasznego głosu budzika, siedzimy w samochodzie i ruszamy. Przy CPN w Podgorze odbijamy na zygzaki nad miasteczkiem. Już mijamy Starą Podgorę i dojeżdżamy do drogi D512. Droga od Makarskiej ma nowiusieńki asfalt, a my włączając się do ruchu musimy pokonać schodek do góry. Pan M. spokojnie manewruje foczką, aby krawędź nówki drogi nie zahaczyła o jakieś miski olejowe czy cuś i już jedziemy dalej. Po dosłownie 2 min. jest kierunkowskaz w lewo na Biokovo park. Skręcamy pod górkę i od razu jest budka strażnika parku
Kupuję bilety. Koszt dokładnie taki jak podawany wszędzie czyli 3*40kn – choć w tym roku widzę, że wjazd podrożał, podobnie jak do Krka i Plitvic. Dopytuje się ile osób już wjechało do parku: my jesteśmy 3. Jest go. 6:45, wjazd czyny od 15 min.
Rzut oka na mapkę parku i zaczynamy 23 km maraton
Początkowo droga jest przyjazna, na dwa samochody i wśród drzew. Potem drzewa znikają, zaczyna widać ściany masywu górskiego i to zarówno te w górę jak i w dół. A potem zaczyna się robić wąsko, bardziej wąsko i ciasnawo. Mijamy punkt widokowy, ale odpuszczamy sobie, zatrzymamy się przy zjeździe w dół. Samej jazdy się nie obawiamy, Pan M. jedzie spokojnie, drogi kręte i wąski są mu nie straszne, nieraz po bardziej stromej i wąskiej i pełnej śniegu drodze przychodzi jechać nam w naszych Beskidach. Po 25 min jazdy
I już widać cel naszej podróży
Mijanka nam się raz trafia, już po przejechaniu połowy drogi. Z za zakrętu wyskakuje auto PN Biokovo. Oni nic sobie z zakrętów nie robią, to ich chleb powszedni… Na szczęście zakręt był poszerzony o pobocze…
Jadąc pod górę, na zakrętach widzimy już tylko błękitne niebo, a w radiu towarzyszy nam taka muzyka (czysty przypadek).
Odmierzacz trasy
Droga robi się jeszcze węższa, jak się okazuje jest to jeszcze możliwe. Z prawej strony, od mojej, nie ma już żadnych barierek, murków czy choć kamieni, które są granicą drogi i spadku w dół.
Ja jestem czarnowidzem w takich przypadkach i już widzę jak spadamy w dół aż do Podgory. Nawet przychodzi mi do głowy myśl, że w razie spadku w dół jak wypiąć się z pasów (w tym roku wezmę sobie pod rękę jakiś większy składany nóż, tak na wszelki).
Granicą drogi wyznaczają kijki wbite w skraj drogi połączone jakąś linką – osobówki to nie uratuje, ale zaprawne busom wyznacza granice drogi. Mnie to jakość szczególnie nie podnosi na duchu.
Droga wije się i wije, widać już ostatnie zakręty oznaczone charakterystycznymi żółtymi barierkami. W tym momencie mogę powiedzieć, ze kocham te żółte barierki które dają mi ogromne poczucie bezpieczeństwa.
Już maszt widać jak na dłoni.