Czas zmienić miesiąc i pasmo
-------
Na początku września już od dziesięciu lat spotykam się ze znajomymi z forum austro-węgierskiego w Sanoku. Tym razem po raz pierwszy musiałem tam jechać z Górnego Śląska transportem zbiorowym, zatem postanowiłem skorzystać z okazji i wyskoczyć od razu w jakieś góry. Początkowo chodził mi po głowie Beskid Niski, ale ostatecznie stanęło na
Bieszczadach. Co prawda w tym roku już nie planowałem tam się zjawiać, ale... życie płata file
1 września zamiast na mszę rozpoczynającą rok szkolny świtem stawiam się w Katowicach, skąd biały autobus wiezie mnie aż do Ustrzyk Dolnych. Jesteśmy spóźnieni, więc odpada mi pierwsza planowana przesiadka, jednak wychodzi mi to na plus, gdyż dzięki temu mogłem zrobić zakupy.
Autobus miejscowy wlecze się straszliwie i chyba połowę trasy ciągnie na jedynce, a mimo to wychodzę kilka minut przed czasem w
Bereżkach. Sam, cała reszta pasażerów jedzie na Ustrzyki Dolne.
Pogoda jest piękna - dokładnie taka jak zapowiadali. Końcówka lata naprawdę się udała w 2016 roku!
Cofam się kilkaset metrów do węzła szlaków. Jest budka Parku Narodowego obwieszona podobnie jak cała okolica groźnymi kartkami, że każdy musi nabić bilet, jeśli chce wejść na połoninę. Na szczęście budka jest zamknięta, więc spokojnie idę dalej. Pole namiotowe wypasione - miejsca na ognisko, normalne toalety z prysznicami. Aha, toalety dla "zwykłych" turystów są dalej, nie powinni korzystać z tych dla namiotowców, ale ignoruję ten zakaz jak i nakaz, aby przez pole przechodzić wyłącznie jego górną częścią
Jest kwadrans po 15-tej gdy wchodzę na żółty szlak. Niby późno, ale liczyłem się z taką sytuacją. Trasa prowadzi głównie przez las, czasem przekraczam jakiś potoczek, raz jest widok w kierunku Tarnicy. Szału widokowego nie ma.
Po trzech kwadransach dochodzę do przełęczy Przysłup Caryński. Stąd mam pierwszy widok w kierunku połoniny.
Kawałek niżej jest schronisko Koliba. Teoretycznie studenckie, ale przypomina bardziej pensjonat.
W środku czysto, że można jeść z podłogi. Ceny noclegów dochodzą do ponad 40 złotych. Aha, studencko... Politechnika Warszawska faktycznie miała tu kiedyś chatkę studencką, ale zamarzyła im się klasa wyższa, więc postawili nową. Jedyny akcent "studenckości" to brak sprzedawanego alkoholu. "Wiadomo, Warszawa" - jak już słyszałem w Beskidzie Niskim.
Zamawiam pomidorową, którą dostaję na plastikowym talerzu. Po kilku łyżkach zaczyna boleć mnie brzuch. Fajnie!
Plusem jest panorama powyżej schroniska na Bukowe Berdo, Krzemień i lekko schowaną Tarnicę.
Jeśli ktoś chce tu dojechać samochodem, to też nie ma problemu - przy szutrowej drodze stoi ich cały rząd. Studencko jak cholera...
Sprawdzałem przed wyjazdem że zachód słońca mam o godzinie 19.15. A więc kupa czasu, bo nie ma nawet 17-tej. W pewnym momencie zdaję sobie jednak sprawę, że w górach słońce może zachodzić wcześniej, bo są... góry! Według mapy na szczyt Caryńskiej jest od schroniska 1:30, drogowskazy wskazują 1:45! Kretyn jestem, mogę nawet nie obejrzeć zachodu!
Idę więc pospiesznie przed siebie - najpierw dość długo przez las. Na przecince widać połoninę ze znakiem. Hmm, wcale nie aż tak daleko.
Słońce jednak zaczyna potwierdzać moje obawy - jest coraz bliżej zielonej kopuły. Klnę pod nosem przemierzając oświetlone jeszcze polany na których pełno jagód.
W końcu zaczynam piąć się w górę. Im wyżej tym ładniej z tyłu, choć coraz większe połacie zajmuje cień.
Wychodzę z lasu i zaskoczony stwierdzam, że jestem pod ostatnim podejściem na połoninę. Kurczę, juuż?
Jest ono ostre (jak każde), ale wysiłek wynagradzają widoczki po bokach:
- na zachód
- i w kierunku Tarnicy.
Staję co chwilę aby złapać oddech, ale panorama tylna jest doskonałym pretekstem
Jeszcze trochę wysiłku i dochodzę na jeden z niższych szczytów
Połoniny Caryńskiej o wysokości 1234 (w sumie na mapach jest inna liczba niż w terenie).
Od Koliby zajęło mi to godzinę, czyli znacznie pobiłem podawane czasy. Nie podejrzewam się o jakieś nadzwyczajne zdolności, więc chyba są one dla kogoś kto idzie po kolanach...
Słońce jeszcze oczywiście wysoko, więc do zachodu rzeczywiście mam kupę czasu
Jestem tu sam. Kilka osób spotkałem idąc do schroniska, w Kolibie kolejnych kilka, natomiast z połoniny schodziła tylko jedna rodzinka. Po chwili siedzenia przy słupku minęła mnie jakaś parka i kierowała się do Ustrzyk Dolnych a potem znowu nastała cisza.