Tak sobie pomyślałem… spróbuję i ja. To znaczy relację mam na myśli. Żaden tam ze mnie mistrz klawiatury, dlatego będzie to raczej praktyczny informator, taki reportażyk-wypocina.
No to zaczynam.
Jeszcze miesiąc temu nie wiedziałem gdzie pojedziemy i czy w ogóle. Znajomi wymiękli, dzieci dorosły i już nie chcą ze starymi. Autko już też niemłode. To wszystko plus wysyp różnych dodatkowych spraw powoduje, że przychodzi taki moment zniechęcenia. Na szczęście żona stanęła na wysokości zadania, postawiła twardo sprawę i stwierdziła: jedziemy.
Ok. Jedziemy ale gdzie? Jeśli nie wiadomo gdzie, to znaczy, że kierunek jest jeden. Chorwacja po raz czwarty, choć wcześniej myśleliśmy trochę by zahaczyć o Gardę, ale pomysł upadł.
Ten wyjazd będzie zupełnie inny od poprzednich. Z kilku powodów. Po raz pierwszy jedziemy sami – tylko ja i żona, jesteśmy do wyjazdu zupełnie nieprzygotowani – żadnych ubezpieczeń (dwa dni przed wyjazdem udało mi się załatwić karty EKUZ), żadnych wcześniejszych zakupów różnych niezbędnych dupereli, żadnego głębszego przygotowania merytorycznego – przeczytałem zaledwie kilka relacji, zadałem na forum kilka pytań – to wszystko. Po raz pierwszy też nie zaczynamy podróży z domu ale z Berlina no i nie wiemy na jak długo. Jednym słowem pełna improwizacja.
Jeszcze tylko zastanawiamy się gdzie tym razem. Jako, że całą Dalmację i wyspę Pag znamy już dość dobrze (a nigdy nie jeździmy dwa razy w to samo miejsce) no i wyruszamy z Berlina, tym razem wybór padł na Istrię. Tam jeszcze nie byliśmy nigdy. Po przeczytaniu kilku relacji decydujemy się wstępnie szukać noclegu w Moscenickiej Dradze. By na miejscu być w miarę wcześnie decydujemy się (jak zawsze) na nocleg gdzieś po drodze.
Fata podesłał mi kilka ciekawych miejsc do obejrzenia. Zobaczy się na ile starczy czasu i czy w ogóle. Trasę wybrało oczywiście Google maps – choć tu wybór był raczej prosty.
No to ruszamy. Berlin godzina ósma.
Dziś za to jest grubo po pierwszej więc na razie tyle. Ciąg dalszy oczywiście będzie…