Kurcze ale ten wątek kwitnie, szkoda, że inne nie są tak często komentowane
Po raz 3 jedziemy w tym roku " na noc ". Z dzieciakami w wieku 6 i 8 lat. Młodzi w poprzednich latach jak zasypiali, tak spali 7-8 godzin. Nie musieliśmy słuchać ich jęczenia, kłutni itp.
Dwa poprzednie lata wyjeżdżaliśmy w okolicach 15-16 z podkarpacia, miało być wieczorem, ale nie mogliśmy się doczekać i nie mieliśmy co robić po spakowaniu
Skutkowało to w pierwszym roku celowym wydłużeniem trasy przez przejazd Jadranką pół wybrzeża, a w 2 roku czekaniem na apartman na szczęście tylko koło 3 godzin - spacer po mieście, zakupy, apartman n szczęscie był od 11.
Ktoś pisał, że adrenalina i emocje są tylko przy pierwszym wyjeździe albo u małolatów
U mnie są przy każdym, i jak pierwszy raz faktycznie łamało mnie koło godziny 2 i jako pasażer nawet przysnęłam niechcący na pół godziny, co skończyło się potężnym bólem głowy, tak za drugim razem kompletnie nie czułam zmęczena i celowo o północy wepchaliśmy się w centrum Budapesztu zobaczyć to miasto w nocy
Moje prowadzenie ograniczało się tylko do małego przejazdu przez Pl i całą Słowację, zaraz po przekroczeniu granicy z Węgrami przesiadałam się z mężem, było już ciemno a ja nie lubię jeździć autostradami w nocy.
W tym roku planuję pokonać sama trasę do Budapesztu, ale wyjeżdżamy koło 9, chcemy podjechać do tropikarium i torszkę połazić po mieście. Ale noc czeka już mojego męża, trasa do Orebic więc kawałek drogi.
Mąż lubi jeździc w nocy, w ogóle lubie jeździć i twierdzi, że nie czuje zmęczenia i nie ma potrzeby odpocząć na trasie. Skoro tak mówi to mu wierzę, gdyby była potrzeba na pewno zatrzyamlibybyśmy się gdzieś, albo na szybko poszukali jakiegoś noclegu przy jakiejś stacji.
Może to wiek, może nasze nakręcenie na wakacje, na które czekamy cały rok, ale dla nas trasa na noc jest przede wszystkim wygodna jak już ktoś pisał ze względu na dzieci.
I po przyjeździe nie zombimy, po rozpakowaniu plaża jakieś piwko i wcześniejsze spanie koło 21. Kolejny dzień budzimy się już pełni sił.
Inaczej wygląda sytuacja w drodze powrotnej. Kończy się tak, że mąż prowadzi całą drogę, a ja w tym czasie przesypiam 6-7 godzin drogi
Chyba ta adrenalina opada i ja nie mam mocy. Natomiast mąż stwierdził nie pamiętam już, czy rok czy 2 lata temu, że mógłby jechać dalej, nad nasze morze.
Każdy ma swój rozum i każdy czuje ile da rade, jak spróbowałam pierwszego roku rano w czasie powrotu prowadzić auto przez Słowację bo chciałam na siłę zastąpić męża żeby się "nie męczył", to po 5 minutach oddałam mu kierownicę, za nic nie byłam w stanie utrzymać otwartych powiek.
Także z rozsądkiem ale nie przekrzykiwaniem się co należy a co nie