Część 4 – dzień czwartyDzień zaczynam od obowiązkowej wycieczki na miasto w celu wymiany Euro na Kuny. Poprzedni poranek zacząłem tak samo ale po pocałowaniu klamek w trzech bankach zorientowałem się, że jest jakieś święto państwowe (5 sierpnia) i banki są pozamykane. Ktoś na forum polecał bank Erste (naprzeciw bramy miejskiej, w samym centrum) więc zaczynam od niego. I znowu całuję klameczkę. Wczoraj święto, dzisiaj brak prądu.
W końcu wymieniam w jakimś innym banku (jest ich w centrum kilka). Kurs znacznie lepszy niż w kantorze (na 700 Eur 91kn na plus). Przy okazji trafiam na dużą piekarnię „Mlinar”. Pyszne pieczywo i duży wybór ale drogo.
Po pysznym i obfitym śniadanku na tarasie (uwielbiamy to) jedziemy na plażę. Tym razem wybieramy plażę na kampie „Villas Rubin”.
Wiem, dużo ludzi ale miejsca sporo a z dziećmi nie można szukać odludnych miejsc.
W tle widać basen.
I widok w drugą stronę.
Kawałek dalej jakaś wysepka.
Dzieci zadowolone.
Marketing to podstawa sukcesu. Oczywiście był też megafon.
Dzieci chcą na basen ale okazuje się, że na tym kapmie jest płatny. Ponieważ wiemy że obok na kampie Polari jest za free więc żona się smaży a ja z dziećmi idę popluskać się w słodkiej wodzie. Po drodze dzieci naciągają mnie na trampolinę, gadżety w sklepiku na kampie (materac dmuchany, sikawki na wodę). Przy okazji widzę, że na kampie Polari pierwszego dnia przepłaciłem za buty do wody
No i obowiązkowe lody. Cena na kampie 8 kn za kugle. Na mieście są po 7 kn a co najciekawsze najtańsze były w Puli (6 kn) i to z atrakcjami, o których pisałem w poprzednim odcinku.
Obok naszej plaży był stoliczek gdzie można było zabukować fishpicnic. Akurat z firmy „Delfin”, którą ktoś polecał na forum. Dorośli 250 kn, dzieci 50%, maluch – gratis. Utargowałem do równej sumy 600 kn. Wypływamy za dwa dni o 10:30 z przystani w centrum Rovinj. Statek „Maris”. Powrót około 17-ej. Cieszymy się jak dzieci bo bardzo lubimy takie atrakcje. Ale o tym później.
W drodze powrotnej z plaży szukamy domaciego winka na wieczór. Od wyjazdu z kampu na główną drogę, po ujechaniu około 200 m w stronę centrum widzimy po prawej stronie napis „vino” i wjazd na posesję. Starszy pan znika gdzieś w piwnicy i przynosi co trzeba. 20 kn za literek. Świetna cena i dobre. Takie dobre, że na wyjazd do domu kupimy potem 15 litrów
Jest też śliwowica i miodovica po 60 kn za litr i oliwa po 130 kn za litr.
Wracamy do apartamanu a na ścianie sąsiedniego budynku taka sytuacja:
https://youtu.be/3TRf3zmA_NIKompanko, przebieranko i idziemy w miasto na kolację.
Nie próbujemy nawet już szukać innej konoby. „La Vela” tak nam przypadła do gustu (zwłaszcza po wczorajszym prsiucie) że już nam się nie chce szukać nowej.
Dzieciaki chcą margaritę…
… (to im kiedyś przejdzie) a ja zamawiam muszle
Małżonka bardziej klasycznie – stek.
Potem idziemy na dłuuugi spacer.
Zwracam uwagę na postać w kapeluszu po prawej.
Dziwny manekin
cdn...