Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Prowansja, Langwedocja - St. Maries de la Mer

Francja produkuje ponad 1 500 rodzajów serów. Francuzi są odpowiedzialni za stworzenie metrycznego systemu miar i wag w 1793 roku. Francja nie jest ojczyzną croissanta - to ciasto pochodzi z Austrii. Kipferl – przodek croissanta, który narodził się w wiedeńskich kawiarniach w XIII wieku – był oryginalnym porannym słodyczem w kształcie półksiężyca.
Transalp
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 269
Dołączył(a): 22.07.2010
Re: Prowansja, Langwedocja na motocyklu.

Nieprzeczytany postnapisał(a) Transalp » 26.09.2012 07:35

Droga do Avignon.

Wracam do rzeczywistości.

Dociera do mnie, że do Avignon jest jeszcze kawałek drogi. Poza tym ochota, aby także dzisiaj zwiedzić stare miasto, uświadamia mi, że wreszcie trzeba zejść z wieży na dół, a potem na parking do motocykla.
Schodzę ze wzgórza, rozmyślając o tym, co widziałem. W hipnotycznych porywach wiatru ostatni raz spoglądam na fascynującą budowlę. Chętnie spędziłbym tutaj jeszcze trochę czasu. Niestety taki sposób podróżowania wymaga sporej dyscypliny. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze uda mi się wrócić do Abbaye Notre Dame de Montmajour i jego ponad tysiąc letniej historii.

Z poziomu drogi budowla może wydać się smutna i opuszczona. Jednak ci, którzy zadają sobie trud, aby ja zobaczyć, nie będą zawiedzeni. Sam wiem, że czas, który poświęciłem na jej zwiedzanie na pewno nie był czasem straconym. Obiekt ma swój niezaprzeczalny klimat i urok. Ciekawa historia dopełnia obrazu. Zwiedzanie takiego obiektu, kiedy nie ma wokół tłumu turystów, pozwala na uchwycenie ciszy, dostrzeżenie światła meandrującego po kamieniach, odnalezienia odosobnienia i charakterystycznej dla starych klasztorów ciepłej nuty medytacji wiszącej w powietrzu.

Najciekawsze jednak jest to, że wchodząc do klasztornych pomieszczeń zawsze czuję w nich obecność tajemnicy. Ogarnia mnie ten dziwny nastrój. Kusi i niepokoi. Kiedy po czasie wracam do wspomnień, przeglądam zdjęcia, to uczucie najczęściej do mnie wraca. Dlatego uwielbiam takie właśnie miejsca. Gdziekolwiek jestem, szukam ich.
A kiedy już je odnajduję…
Jeszcze raz wracam myślami na klasztorne wzgórze. Jeżeli się chce, można w nim, w dalszym ciągu znaleźć myśl ludzi, którzy spędzali tam swoje życie. Poczuć ich obecność, zobaczyć wysiłek, jaki włożyli w stworzenie tego miejsca. Wreszcie można podziwiać i zazdrościć ich umiejętności, ich zapału, tego, co przetrwało do dzisiaj.

Montmajour, au revoir !

W cieniu pod drzewem, niedaleko motocykla spotykam parę turystów na rowerach. Posilają się siedząc na małym pagórku. Na moje pozdrowienie odpowiadają ruchem dłoni z kanapką. Zerkają na tablicę rejestracyjną motocykla i pytają jak długo jestem w drodze i dokąd jadę.
Podobnie jak ja zwiedzają Prowansję, i podobnie, jadą do Avignon. Siwowłosi sześćdziesięciokilkulatkowie z uśmiechem dzielą się wrażeniami ze zwiedzania opactwa i opowiadają o trudach swej podróży. Jestem pod wrażeniem ich opowieści. Staram się w jakiś sposób słowami wyrazić swoje uznanie i podziw za ich zapał i kondycję konieczną do rowerowej wędrówki.
Przyjemną pogawędkę kończymy wzajemnymi życzeniami szerokiej drogi i miłej podróży i mniej wiatru. Przebieram się w kombinezon i wpisuję do nawigacji trasę do Avignon.
Gorąco doskwiera.
Wsiadam na motocykl i w drogę.
Szosa częściowo prowadzi zupełnie otwartymi przestrzeniami. Rosnące po bokach drogi drzewa nie chronią przed podmuchami. Silne porywy wiatru uniemożliwiają utrzymanie prostego toru jazdy. Odruchowo kulę się, tak, aby maksymalnie zmniejszyć powierzchnię w którą uderza Mistral. Niewiele to pomaga. Powierzchnia, która tworzą kufry i torby, działa jak żagiel. Pokonanie zakrętu w odpowiednim złożeniu motocykla, wymaga wypracowania kompromisu pomiędzy kierunkiem w jakim chcę jechać, a tym, na co pozwalają przygniatające fale powietrza.
Prowansja nie pozwala nawet na chwilę nudy.
Wyjeżdżając na nieosłonięte od wiatru miejsce, mam wrażenie, że tracę kontrolę nad motocyklem. Uderzenie wiatru potrafi zmienić tor jazdy motocykla nawet o około półtora metra.
Zwykle atakuje od prawej strony. Kiedy jednak już zaczynam się do tego przyzwyczajać, zaskakuje mnie, uderzając prosto w twarz, aby za chwilę wrócić do bocznych przepychanek. Zmusza mnie to, do pochylenia motocykla „na wiatr” i dopiero w ten sposób jestem w stanie zachować w miarę stabilny tor jazdy i pozorną równowagę. Jadąc mam jednak cały czas wrażenie, że za chwilę motocykl poślizgnie się i przewróci, a ja runę na ziemię za nim. Na szczęście jest sucho, asfalt rozgrzany, opony doskonale trzymają się drogi.
Przez chwilę przemyka mi myśl o tym, co było by jeżeli droga byłaby mokra…Zostawiam te rozważania na później. Jak na jedną wyprawę, deszczu miałem już i tak sporo. Nie chcę prowokować losu do odświeżenia „Metody wodnej”.
Na jednym z zakrętów, na samym jego szczycie, jadąca z naprzeciwka ciężarówka, wywołuje za sobą „dziurę powietrzną”. Zawirowanie wiatru tym spowodowane, mocno szarpie mną i motocyklem. Nieoczekiwany ruch powietrza gwałtownie pionuje motocykl, co z kolei zwiększa promień skrętu. Krzywa toru jazdy po łuku drogi zamienia się w cięciwę. Katem oka widzę, że kończy mi się zakręt. Mocniej dociążam lewą stronę, motocykl wraca do poprzedniej pozycji. Tuż przy końcu zakrętu ocieram się o zewnętrzną linię oznaczającą granicę drogi. Szczęśliwie nie ląduję na poboczu. Po ciele rozlewa mi się nieprzyjemny dreszcz. Niewiele brakowało…
W nienaturalnym pochyleniu „na wiatr” jadę dalej. Patrząc z boku na tą dziwaczną pozycję, można by sądzić, że grawitacja wzięła przykład ze światła i droga działa na nią jak pryzmat na promień świetlny. Po przejściu przez powierzchnię drogi zmienia kąt oddziaływania i zaczyna bawić się z niesfornym Ziemianinem jadącym na dwóch kółkach.
Każdy manewr wymaga wprowadzenia poprawki „na wiatr”. Motocykl ustawiony jest tak, że powinien jechać prosto, w rzeczywistości jest inaczej – jedzie, a właściwie ześlizguje się z obranego toru jazdy w stronę, w która wieje wiatr.
Staram się jechać optymalnie technicznym torem, ale nieustannie muszę balansować ciałem i motocyklem. Dociążam, odciążam, raz z prawej, raz z lewej w zależności od tego z jakiego kierunku i z jaką siłą uderza we mnie Mistral.
„Zarobiony” w jeździe, sam nawet nie wiem kiedy, dojeżdżam do okolic twierdzy Le Boux. Droga zwężając, zaczyna wspinać się gwałtownie w górę.


Pozdrawiam

Tomek
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18689
Dołączył(a): 26.07.2009
Re: Prowansja, Langwedocja na motocyklu.

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 29.09.2012 22:46

Witaj Tomku :)

Zastanawiam się , czy utrudnienia w jeździe nie były wynikiem złych mocy :roll:
Okolice twierdzy to przejazd Doliną Piekielną - Val d'Enfer , zamieszkaną przez demony i czarownice :lol:
Samą twierdzę zbudowali potomkowie jednego z trzech króli witających narodziny Mesjasza - Baltazara . . .
Kolejne magiczne miejsce


Pozdrawiam
Piotr
Transalp
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 269
Dołączył(a): 22.07.2010
Re: Prowansja, Langwedocja na motocyklu.

Nieprzeczytany postnapisał(a) Transalp » 01.10.2012 07:34

Cześć Piotr,

Złych mocy nie dane mi było odczuć, ale to wszystko przez to, że jestem standardowo, oprócz podstawowego ekwipunku, wyposażony w dodatkowe akcesoria.
Lokalna, częstochowska wiedźma zaopatrzyła mnie bowiem w króliczą łapkę z przyczepionym do niej świecącym niebieskim światłem maleńkim kryształem.

Dlatego Złym mówimy wyraźne N I E!

PS.
Co, do samej twierdzy, będzie o niej mowa troszkę później. Zawitałem do niej dopiero w drodze powrotnej.
Ale masz rację, miejsce piękne i magiczne.


Pozdrawiam

Tomek
Transalp
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 269
Dołączył(a): 22.07.2010
Re: Prowansja, Langwedocja na motocyklu.

Nieprzeczytany postnapisał(a) Transalp » 01.10.2012 13:06

Z prawej strony mijam skalne wzgórze, na którym pobudowano twierdzę Le Boux.

W zboczu masywu twierdzy jak i w sąsiednich, już z drogi można dostrzec nienaturalnej wielkości otwory. Z daleka wyglądają jak okna wykute w skale. Są to wejścia do licznych kamieniołomów, rozsianych po okolicy.

Obrazek

-
Obrazek

Podjeżdżam na najwyżej położone w okolicy miejsce. Szosa, na której z trudem mieszczą się dwa pojazdy, jest pewnie pozostałością po technicznej drodze wykorzystywanej do zwożenia wydobytego kamienia. Moje przypuszczenia potwierdzają się za chwilę. Droga wprost za zakrętem wpada w olbrzymią skałę, w której wycięte w kształcie litery U przejście, prowadzi dalej, na drugą stronę masywu. Kolor skał przypomina mi po trosze skały na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Tutaj jednak to wszystko, co widzę, jest w wymiarze XL, w porównaniu do Jury.
Wzdłuż drogi, na poboczu, wbite są liczne drewniane słupki z przymocowaną do nich taśmą przewodzącą. Świadczą one o tym, iż pomimo bardzo suchego terenu, nadal wypasane są tutaj zwierzęta.
Wjeżdżam na duży kamienisty taras, naprzeciwko twierdzy, z drugiej strony drogi wiodącej wzdłuż Le Boux. Kilkadziesiąt metrów jazdy po nim, wzbudza za mną tuman pyłu, tworzącego się z przemielonej przez lata mąki z wydobytego kamienia.

Obrazek

Zostawiam motocykl w cieniu rachitycznych sosen, rosnących na kamienistym placu.

Otwory o wysokości kilku metrów, równo wycięte w skale, znajdują się tuż obok parkingu. Idę w tamtym kierunku.
Wyrobisko przypomina niesamowitych wymiarów kryptę. Panująca cisza przecinana jest odgłosem kamieni chrupiących pod motocyklowymi butami i echem dźwięków odbitych od ociosanych ścian. Kamień wydobywany z nich, jest podobny do tego, z którego zbudowano papieski pałac w Avignon.

Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

Wyrobisko ciągnie się kilkadziesiąt metrów w głąb masywu.
Znajomość struktury kamienia i umiejętność jego eksploatacji potwierdzają „sufity” skalne wiszące nad głową na wysokości około 10-12m.
Wracam w stronę parkingu. Motocykl lekko przyprószony opadającym pyłem czeka na dalszy ciąg jazdy.
Wąska droga wymaga dużej koncentracji. W nienajlepszym stanie nawierzchnia, często zasypana kamieniami z pobocza, powoduje niebezpieczne uślizgi tylnego koła. Jednak uroki jakie serwuje okolica wynagradzają niedogodności podróżowania.
Droga cały czas prowadzi w dół.

Wąska szosa sprawia wrażenie do nikąd. W powietrzu czuć specyficzny zapach suchej, wypalonej słońcem ziemi, traw i jałowców porastających zbocza drogi. Roślinność przetykana skałami przypomina adriatyckie wybrzeże w Chorwacji.
Napędzony dodatkowo świeżymi wspomnieniami, nie zwracam uwagi na panującą temperaturę. Pomimo, że jadę szybko, owiewające mnie powietrze nie chłodzi. Wymagająca precyzji jazda, sprawia dużo radości i powoduje, że czuję się szczęśliwy. To wszystko składa się na jedyne w swoim rodzaju uczucie zjednoczenie z maszyną.
Trudno wytłumaczyć charakter tego zjawiska. Dlatego, iż wiąże się to z tym, iż siedząc na motocyklu czuję go cały ciałem, wszystkimi zmysłami. Wszelkie sygnały, które wysyła do mnie przez motocykl droga i otoczenie, i wreszcie sama maszyna docierają do mnie czyste i nie zakłócone. Reakcje na to są całkowicie podświadome, precyzyjne i pewne. Sterowanie motocyklem jest łatwe, a ruchy dłoni, stóp i całego ciała płynne i pozbawione napięcia.
Manewry motocyklem są jak gdyby poza mną.
Nierówności w nawierzchni, dziury, rozlany po deszczu szuter, który umyka pod kołami, odbieram w czasie przeszłym. Mam wrażenie, że wcześniej wiedziałem o ich istnieniu, że tą drogę znam jak własną kieszeń.
Fascynujące jest to, że pomimo, iż dzieje się to w maksymalnej koncentracji ukierunkowanej na jazdę, mam mnóstwo czasu na to, aby podziwiać to wszystko, co mijam i mnóstwo z tych rzeczy potem pamiętam.
Jadąc, w myślach cofam się kilkadziesiąt kilometrów, kiedy w zupełnie innym nastroju toczyłem nierówną walkę z Mistralem. Różnorodności jakie niesie ze sobą jazda motocyklem, są chyba tym, co tak ciągnie do podróżowania na dwóch kółkach. Nie ma w tym komfortu jazdy, ciszy, wrażenia odcięcia od świata za szybą, jest za to to wszystko, co wiąże się z bezpośrednim odczuwaniem. Odczuwaniem, tego co mnie otacza. Są zapachy, jest ciepło, zimno. Słońce i cień na twarzy, które na przemian kłują w oczy blaskiem i czernią.
Motocykl pozwala zapamiętać dokładniej i w ilościach, które nie do końca mieszczą się w głowie. W porównaniu z samochodem, wszystkiego jest więcej. Widzę więcej, ostrzej, barwy są silniejsze, bardziej kontrastowe.
Czy ma to znaczenie?
W czasie podróżowania na pewno tak. W innym przypadku, jakiż miałoby sens podróżowanie?
Czy w trakcie podróżowania nie szukam z jednaj strony właśnie barw i światła, i miejsc ukrytych w cieniach z drugiej? Pulsującego swą siłą słońca, którego nie mogę znaleźć w miejscu, w którym mieszkam?
Wydaja mi się, że właśnie w tym jest sens podróżowania – w poznawaniu nieznanego, w szukaniu emocji.

Wraz ze spadkiem, okolica z suchej i skalistej na wzgórzach, w okolicach Le Boux, staje się coraz bardziej płaska i soczysta. Specyficzny klimat Prowansji z nieodłącznym wiatrem towarzyszy mi jednak w dalszym ciągu.


Pozdrawiam

Tomek
mwxx
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 75
Dołączył(a): 13.10.2009
Re: Prowansja, Langwedocja na motocyklu.

Nieprzeczytany postnapisał(a) mwxx » 02.10.2012 08:55

witam !!
to jest to .... właściwy sens podróżowania motocyklem,
i nie ma tu znaczenia marka, styl.....

jak najwięcej takich emocji związanych z podróżowaniem życzę w kolejnych wyprawach...

lewa w górę kolego
Pozdrawiam
kasia10285
Globtroter
Avatar użytkownika
Posty: 35
Dołączył(a): 08.03.2011
Re: Prowansja, Langwedocja na motocyklu.

Nieprzeczytany postnapisał(a) kasia10285 » 02.10.2012 18:45

Jakie piękne zdjęcia robisz.. rzadko kiedy odzywam się na forum, ale teraz po prostu musiałam, jestem pełna podziwu i pod wrażeniem, zarówno relacji jak i samej podróży. Pomyśleć, ze jesteś z Częstochowy, tak blisko taki niesamowity człowiek mieszka :)
Transalp
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 269
Dołączył(a): 22.07.2010
Re: Prowansja, Langwedocja na motocyklu.

Nieprzeczytany postnapisał(a) Transalp » 03.10.2012 14:46

Kasia10285, dziękuję Ci bardzo.
Cieszę się, że zainteresowałaś się tym wątkiem i mam nadzieję, że pozostaniesz i nie zawiedziesz się dalszym ciągiem.

Pozdrawiam

Tomek

PS.
Takie słowa w ustach kobiety, to miód, delicje,...
kasia10285
Globtroter
Avatar użytkownika
Posty: 35
Dołączył(a): 08.03.2011
Re: Prowansja, Langwedocja na motocyklu.

Nieprzeczytany postnapisał(a) kasia10285 » 03.10.2012 15:17

:)
Transalp
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 269
Dołączył(a): 22.07.2010
Re: Prowansja, Langwedocja na motocyklu.

Nieprzeczytany postnapisał(a) Transalp » 04.10.2012 09:13

mwxx napisał(a):witam !!
to jest to .... właściwy sens podróżowania motocyklem,


W takim razie zapraszam na cd. - do Saint-Remy-de-Provence.

W uzupełnieniu poprzedniego wpisu, dwa zdjęcia twierdzy Le Boux z drugiej strony doliny.

Obrazek

-
Obrazek



Kilka kilometrów dalej wjeżdżam w granice miasteczka Saint-Remy-de-Provence.
Niska zabudowa szarawych domów i uliczny korkociąg prowadzi mnie w kierunku centrum. Jednokierunkową uliczką docieram do rynku. Na końcu owalnego placu widzę stojące motocykle i skutery. Parkuję na kawałku wolnego miejsca pomiędzy nimi.
Równy, głęboko basowy, epatujący siłą, mruczący dźwięk silnika motocykla, zwraca uwagę znajdujących się wokół ludzi.
Wentylator chłodnicy motocykla gwałtownie kradnie ciepło od silnika, który mocno nagrzał się w trakcie przebijania się przez zatłoczone uliczki St. Remy. Strumień gorącego powietrza smaży mi prawą nogawkę. Z konieczności muszę poczekać chwilę, aż temperatura silnika obniży się do takiej, w której wentylator przestanie pracować.
Łagodny wyraz twarzy trójki siwowłosych tubylców siedzących na ławce i wzrok spoczywający na mnie i maszynie, zdaje się zastanawiać dokąd to droga prowadzi. Kiwam im na powitanie głową okutą jeszcze w kask. Lekko zaskoczeni, ruchem wychodzącym od ramion, odwzajemniają pozdrowienie, przyglądając mi się w dalszym ciągu.
Zdejmuję kask. Temperatura głowy jest bliska temperaturze rury wydechowej. Słońce z góry, silnik z dołu zrobiły swoje. Cień i lekki powiew wiatru przynosi mocno oczekiwaną, przyjemną ulgę. Wyłączam silnik, zdejmuję kombinezon.
Uliczki stykające się z placem, pełne są wolno jadących pojazdów. Podoba mi się płynność z jaką poruszają się samochody. Pomimo, iż jest ciasno, ruch jest uporządkowany. Widać spokój, cierpliwość i kulturę jazdy kierowców.

Pozwalam sobie na krótki spacer po miasteczku. Bardziej w celu zapoznania się z tym do czego wrócę w późniejszym czasie, niż w celu typowo turystycznym.

Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

Miasteczko słynie z romańskiego kościoła stojącego z boku centralnego placu i domu Nostradamusa.

Robiąc kilka zdjęć okolic rynku, postanawiam wyłączyć aparat i pospacerować uliczkami, smakując miejscowy klimat.

Historia St. Remy jest mocno związana z końcowym etapem życia Van Gogha.
Ten bardzo płodny okres w swojej twórczości, spędził w tutejszej klinice psychiatrycznej. Przez okres około roku leczył się i malował. Ze wskazaniem na malowanie. Tutaj namalował wiele ze swych, najwyżej cenionych dzisiaj prac, między innymi słynne „Irysy”. Ten wątek będzie przewijał się w czasie mojej podróży po okolicy.

Kilkadziesiąt minut w St. Remy i wiem już, że lubię to miejsce.

Wokół niewielkiego placu toczy się zwyczajne życie mieszkańców. Boczne wąskie uliczki, promieniście odchodzą w urocze zakamarki, na których pełno jest klimatycznych zaułków, kafejek, sklepików w których można zaopatrzyć się we wszystko, co potrzebne do życia.

Duże kamienne płyty, którymi wyłożone są uliczki, na wzór szachownicy, raz grzeją, aby za chwilę chłodzić stopy, obute jedynie w sandały.

Wchłaniam to, co jest wokół mnie. Ciepło opływającego powietrza zamienia się w motywujące uczucie medytacji nad przejechaną drogą.
Przed oczami pojawiają się impresje z mijanych miejsc.
Cieszę się, że podróż dobrze się układa i że jestem tu z jednej strony, a z drugiej, że przede mną jeszcze tyle ciekawych miejsc.

Zerkam na zegarek, na którym wypisane jest niecierpliwe ponaglenie. Przyjęcie tego do wiadomości, równa się decyzji i opuszczeniu miasteczka.

Może wyłączyć zegarek, jak zrobiłem to jakiś czas temu z aparatem?
Czy czas musi biegnąć tak szybko?
Jak, choć odrobinę przedłużyć niemiłosiernie upływający czas?
Każda upływająca chwila prowadzi do końca podróży.
Jeszcze kilka chwil…aby nacieszyć się..
Kiedy patrzę…
Odrapane kamieniczki, ogłoszenia na słupach, kwiaty zwisające z parapetów, wydłużają i tak już wąskie okna, przystrojone w kolorowe okiennice. Dźwięczne odgłosy rozmów mijających mnie mieszańców, szum miasta, zapach piekarni ze złocistymi wypiekami na półkach z lustrami w tle. Pozornie niedbale ułożone towary za szybami sklepów harmonizują z wystawkami rzuconymi na metalowe krzesełka i różniste skrzynki i pudełka, stojące przed wejściem. Wiszące na sklepowych kratach wieszaki z kolorowymi sukienkami, bluzkami i chustami, arytmicznie szemrzą pusty dźwięk przeciwko lekkim powiewom snującego się suchego powietrza.

Staram się nieśpiesznie kodować w pamięci te obrazy, wonie, klimat.
Mam jednak wrażenie, że tego wszystkiego jest za dużo, że pojemność pamięci jest zbyt mała.
Chciałbym zapamiętać każdą chwilę, poszczególne obrazy.

Świat ma do zaoferowania więcej niż jesteśmy w stanie przyswoić. Więcej barw niż widzimy, więcej dźwięków niż słyszymy, więcej smaków, które czujemy w ustach, więcej muzyki, więcej książek, więcej miłości, więcej wina...i emocji.

Dobrą stroną takiego stanu rzeczy jest to, że możemy wybierać, do woli, do upadłego, do nieskończoności, szukać tego najpiękniejszego, najlepszego, szeregować to wszystko na prywatnej i osobistej skali wrażeń i emocji.

Tym, co doskonale charakteryzuje dane miejsca, są jego mieszkańcy.
Obserwuję ich.
Ich wyraz twarzy, mimika, sposób poruszania się, to, jak prowadzą rozmowę ze znajomymi, jak się witają, pozdrawiają. Ich karnacja, kolor oczu, włosów, rysy, styl ubierania się, charakterystyczne czapki, kapelusze.
Wiklinowy koszyk, w którym kobieta niesie świeże warzywa i wystająca z niego długa, ze spękaną skórką, chrupiąca bagietka, obrazuje kulinarne przyzwyczajenia mieszkańców.

Od razu rzuca się w oczy różnica w przeżywaniu czasu pomiędzy młodymi i starszymi. Kiedy młodzi z dostrzegalną werwą w ruchach, wsiadają i wysiadają z samochodów, biegnąc za codziennymi sprawami, starsi ze spokojem i ciekawością przyglądają się im i z błyskiem w oku cieszą się pięknym słońcem i cieniem subtelnie okrywającym kamienne ławeczki, na których siedzą.

Każde z miasteczek południa Francji ma w sobie specyficzny i jedyny w swoim rodzaju charakter. Nasycony barwami, zapachem, w tej chwili szumem codziennej egzystencji mieszkańców. Otwierającym się dla przybysza w chwili, kiedy się pojawia, ale nie zamykający, kiedy odjeżdża. Nie sposób zapomnieć emocji, które budzą te miasteczka. Niewielka różnica pomiędzy nimi, na pierwszy rzut oka, staje się jednak wyraźna, kiedy pozna się ich więcej. Kiedy jest możliwość pobycia w nich i wchłonięcia tego, co tkwi, za mijanym sklepikiem, w podcieniach kamienic, których elewacje w kolorze ochry, potwierdzają ich prowansalski rodowód.

Czasami zastanawiam się, ile trzeba czasu, by urzekły przybysza, by zawładnęły jego chęcią pobycia dłużej. Wszechobecna magia przyciągania, z każdym krokiem jest mocniejsza i możliwa do zrównoważenia tylko poprzez spędzany tutaj czas. Mnie na pewno urzekają te miejsca. Wracam do nich i jednocześnie szukam nowych, podobnych. Swego rodzaju wrażenie uzależnienia, jakie odczuwam, motywuje mnie ku dalszym podróżom.

Pogmatwane nitki uliczek wyprowadzają mnie z powrotem na plac, na którym stoi motocykl. Spacerując nimi, udaje mi się dostrzec w tunelu kamienic zaledwie mały prostokąt błękitu nieba. Mam wrażenie zawężenia horyzontu, postawienia go w pionie.

Z boku owalu rynku, ogrodzony niskim ogrodzeniem, stoi zabytkowy obelisk. Obok bijąca kolorami karuzela, zachęca do dookólnej podróży w krainę marzeń.
Maszyna stoi obok.

Avignon - miejsce nasączone niesamowitą historią, czas ruszyć ku niemu. Z St. Remy, to zaledwie około 20 km.


Pozdrawiam

Tomek
kaszubskiexpress
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 14587
Dołączył(a): 12.04.2005
Re: Prowansja, Langwedocja na motocyklu.

Nieprzeczytany postnapisał(a) kaszubskiexpress » 04.10.2012 10:11

Transalp napisał(a):Avignon - miejsce nasączone niesamowitą historią, czas ruszyć ku niemu. Z St. Remy, to zaledwie około 20 km.

OOO !
Czekam.
8)
MTG
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 200
Dołączył(a): 10.04.2008
Re: Prowansja, Langwedocja na motocyklu.

Nieprzeczytany postnapisał(a) MTG » 08.10.2012 14:42

I co było dalej?

Pozdrawiam
Transalp
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 269
Dołączył(a): 22.07.2010
Re: Prowansja, Langwedocja na motocyklu.

Nieprzeczytany postnapisał(a) Transalp » 16.10.2012 10:35

MTG napisał(a):I co było dalej?


Dalej już tylko Avignon.


Wreszcie jestem na miejscu.

Ciekawiło mnie to miasto, jego dzieje i zawsze chciałem tutaj przyjechać.

Już z daleka, po prawej stronie dostrzegam tablicę z napisem Avignon.

Nazwa tego miasta kojarzyła mi się z dwoma, dalece odbiegającymi od siebie obrazami. Po pierwsze: z pięknym, drżącym i lekko matowym głosem Ewy Demarczyk i jej „tańcem”, a po drugie z „rodziną” francuskich antypapieży.
Zanurzam się w gęsto rozrosły o tej porze dnia ruch na ulicach. Prawie odzwyczaiłem się od niego. Jednak przestrojenie się na szum pojazdów i ich niesłabnący potok po ulicach, następuje szybciej niż się tego spodziewałem.

Na granicach miasta obieram kurs na centrum, na okolice, w której Rodan ociera się o mury starego miasta.
Poruszanie się motocyklem po zatłoczonych uliczkach, pozwala na dużą oszczędność czasu w stosunku do jazdy samochodem. Pomimo bocznych kufrów, poszerzających maszynę o dobre kilkadziesiąt centymetrów, bez żadnego problemu, przeciskam się pomiędzy szpalerami stojących samochodów. Kierowcy siedzący w samochodach, widząc motocyklistę, odruchowo manewrują, robiąc miejsce, pomagając w ten sposób przebijać się do przodu. Te niewiele kosztujące drobne gesty, dają poczucie bezpieczeństwa na drodze. Dodatkowo, ku wspólnej korzyści, pozwalają na szybsze rozładowanie ruchu na ulicy.
Startując po zmianie świateł, moc silnika motocykla, pozwala na pozostawienie za plecami brzęczących ze wszystkich stron skuterów. Dzięki temu, przez kilkaset metrów jadę pustą drogą. Rozglądam się wokół podziwiając nieznane mi miasto. W międzyczasie spoglądam na nawigację, łapiąc kierunek jazdy. Dotarcie na drugą stronę Rodanu, nie zajmuje wiele czasu.

Z lewej strony, mając za plecami okalające mury błonie, na tle ciemnej płaszczyzny rzeki jaśnieje symbol Avignon’u.

Jadąc myślę, z jaką przyjemnością wybiorę się na popołudniowo-wieczorny spacer do tego owianego legendą miejsca.

Wcześniej upatrzony kemping, znajduje się tuż przy promenadzie położonej wzdłuż Rodanu, z widokiem na słynny, okaleczony, XII-wieczny most - Pont St-Benézet, mury obronne miasta i na stare miasto.

Jestem zachwycony położeniem kempingu. Miejsce na pobyt – znakomite.

Załatwiam formalności meldunkowe w recepcji i lokuję się tuż przy ogrodzeniu sąsiadującym z brzegiem rzeki. Na wprost, po drugiej stronie rzeki widać wyraźnie wieże Palais des Papes oraz XIII-wiecznej romańskiej katedry Notre Dame des Doms.

W głębi pola stoi kilka biało-szarych kamperów; wszystkie na niemieckich numerach rejestracyjnych. W wygodnych i dużych wnętrzach widać i słychać krzątających się turystów, a unoszący się w powietrzu smakowity zapach przygotowywanych posiłków, nieustannie drażni podniebienie.

Prawie już odruchowo rozbijam namiot.
Te zapachy działają na mnie niesamowicie zniewalającą. Uff, zdaje się, że jestem naprawdę głodny. Wynajduje coś ze starych zapasów. Pobudzony obrazem rozpiętym na drugim brzegu Rodanu, przygotowuję sobie kanapki, które bez mrugnięcia okiem zjadam, gapiąc się nieustannie na kuszący widok.

W podróży zawsze warto mieć żelazny zapas jedzenia na przynajmniej dwa posiłki. Na przygotowanie bardziej wyrafinowanych dań nie mam czasu, ani z resztą, zbytniej ochoty. Wolę poświęcić go na zwiedzanie. Na przygody i przyjemności kulinarne będzie czas w innych okolicznościach.

Teraz już odświeżony po podróży i z pełnym żołądkiem ruszam na spacer.

Sprawdzam jeszcze po drodze, czy na pewno zabrałem zapasową baterię do aparatu. Mam cichą nadzieję, na fotograficzną ucztę.

Z kempingu do murów starego miasta jest kilkanaście minut drogi piechotą.

Pogoda na spacer wprost wymarzona. Ciepło, słonce, wiatr – wszystko to optymistycznie nastraja do spotkania. Dzisiaj wieczorem motocykl ma wolne, poczeka na mnie na kempingu.

-
Obrazek

-
Obrazek


Na drugą stronę Rodanu przeprawiam się przez most położony prostopadle do okalających miasto murów. Most jest doskonałym punktem widokowym na stare miasto, Rodan i oczywiście na most, ten na którym tańczą panowie i tańczą panie.

Pont St-Benézet widać jak na dłoni.

Słoneczne światło pomału zaczyna słabnąć, co jednak w żaden sposób nie umniejsza pięknego widoku, jaki ma do zaoferowania Avignon. Wręcz przeciwnie - padające pod mniejszym katem światło, wydobywa z zabytkowych budowli ich tajemnice. Przez to ciepłe barwy stają się jeszcze bardziej wyraziste na tle ciemno błękitnego nieba, przetykanego snującymi się, rozpierzchniętym obłokami.

Prawie na wprost mostu wchodzę przez bramę w przestrzeń starego miasta. Wąskie uliczki, kameralna atmosfera kawiarenek, które przycupnęły w podcieniach kamienic - ponownie znajduję to, co lubię.

Czuję się już owładnięty wieczornym, leniwym klimatem Prowansji.
Powietrze, które nabiera lekkości, przy słabnącym słońcu, działa relaksująco i uspokajająco.
Rzednące grupki turystów, przetykane tubylcami na rowerach nieśpiesznie podążają w stronę szczytu wzgórza wąskimi uliczkami. Przecinając się pod różnymi kątami, tworzą one miłe dla oka zaułki w których można znaleźć pełne niespodzianek małe sklepiki, przyciągające wzrok barwnymi wystawami i wnętrzami pełnymi rozmaitych kształtów i kolorów.

Kierując się na wyrastające z nad dachów kamienic wieże, trafiam wprost na plac przed Pałacem Papieskim.
Monumentalna bryła pałacu wyłania się nagle zza rogu kamienicy. W jednej chwili staje przed oczami budowla, będąca symbolem wewnątrzkościelnych waśni i politycznych przepychanek, za którymi stały koronowane autorytety.

Oświetlające ją zmiękczone wieczorem słoneczne światło, nadaje jej soczyste ciepło. Siła górującej nade mną bryły z kamienia na tle szafirowego, ciemniejącego nieba, w takiej świetlnej aurze, kojarzy mi się ze ścianą dźwięku sekcji dęciaków, swingujących na tle pulsującego rytmem kontrabasu. Jak w swingu, na tym obrazie jest miejsce na przestrzeń i energię. Jest separacja pomiędzy ciepłym światłem na elewacji, a kopułą błękitu nieba i wiatrem przemykającym zza okalających plac kamienic.
Całość tworzy pełny, energetyzujący obraz pogranicza średniowiecza i teraźniejszości.

Długa kolejka przed wejściem świadczy o tym, że szanse na zwiedzenie pałacu nie są zbyt wielkie. Jest tuż przed 18. Cóż, na dzisiaj pozostaje podziwianie imponującej budowli z zewnątrz i spacer wokół. Mijając pałac, kieruję się w stronę katedry Notre Dame des Doms, która na szczęście jest otwarta.


Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek

-
Obrazek


Obok, jakby przedłużenie pałacu i katedry, rozciąga się malowniczy ogród, w którym można znaleźć, wśród roślin i jaskini z wodnymi labiryntami, cień i ochłodę.
Kawałek dalej, na platformie tarasu, z widokiem na zachodnią część Avignon, znajduje się Petit Palais. Z owalnym placem i kolorystycznie suchą fakturą elewacji na tle płaskiej powierzchni rzeki w dole, wydaje się odseparowany od średniowiecznych kształtów katedry i papieskiego pałacu.

Pozdrawiam

Tomek
MRK
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3854
Dołączył(a): 01.08.2011
Re: Prowansja, Langwedocja na motocyklu.

Nieprzeczytany postnapisał(a) MRK » 16.10.2012 11:41

Z jednej strony mam nadzieję, że jeszcze dużo pozostało do opisania i pokazania w tej relacji, ale z drugiej już mnie korci zapytać, gdzie uderzasz dalej i kiedy kolejna relacja:).
MTG
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 200
Dołączył(a): 10.04.2008
Re: Prowansja, Langwedocja na motocyklu.

Nieprzeczytany postnapisał(a) MTG » 16.10.2012 22:13

Sposób w jaki opisujesz Avignon jest bardzo trafny i udany. Czekałem na ten odcinek. Zdjęcia plus ten opis przywołują miłe wspomnienia i do tego widok Mont Ventoux z oddali... ech znam ten widok bardzo dobrze.
Czy będzie spacer po Orange?
Transalp
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 269
Dołączył(a): 22.07.2010
Re: Prowansja, Langwedocja na motocyklu.

Nieprzeczytany postnapisał(a) Transalp » 17.10.2012 07:20

MRK napisał(a):Z jednej strony mam nadzieję, że jeszcze dużo pozostało do opisania i pokazania w tej relacji, ale z drugiej już mnie korci zapytać, gdzie uderzasz dalej i kiedy kolejna relacja:).


Następna wyprawa dopiero w czerwcu. Gdzie? Na razie nie mam pewniaka. Jeżeli zmontuję ekipę, to jest duże prawdopodobieństwo, że będzie to wschód.

MTG napisał(a):Sposób w jaki opisujesz Avignon jest bardzo trafny i udany. Czekałem na ten odcinek. Zdjęcia plus ten opis przywołują miłe wspomnienia i do tego widok Mont Ventoux z oddali... ech znam ten widok bardzo dobrze.
Czy będzie spacer po Orange?


To jeszcze nie koniec przygody Avignon'u - zapraszam na ciąg dalszy. Mont Ventoux - będzie, łącznie z wjazdem na szczyt i widokami na piękną Prowansję.
Orange został z boku, ale będzie coś w zamian, myślę, że równie ciekawego.

Pozdrawiam

Tomek
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Francja - France


  • Podobne tematy
    Ostatni post

cron
Prowansja, Langwedocja - St. Maries de la Mer - strona 8
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone