więc za pewne była to mała belona
Nie odpowiedziałam jeszcze Januszowi odnośnie tej rybki, ale nie wiem - pyszczek i kształt bardzo podobne, ale płetwa ogonowa była chyba trochę inna - ale może małe osobniki trochę się różnią od dużych?
No a teraz trochę "ponawijam".
Mam wrażenie, że noc minęła w sekundę (jak w znieczuleniu). Powieki jeszcze mi się zamykają i czuję wewnętrzny opór przed wstaniem z łóżka, ale przecież jesteśmy w Chorwacji - szkoda tracić czas na spanie. Jest już po dziewiątej. Mój małżonek leży jak nieżywy, więc go jeszcze nie budzę, idę do łazienki, robię śniadanie, ale najpierw wychodzę na taras. Jest zawaliście
! Niebo całkowicie bezchmurne, nie ma nawet lekkiej mgiełki, jak to często bywa w Polsce w upalne dni. Tutaj widoczność aż po horyzont!
Poniższe zdjęcia (zresztą większość zdjęć które robiłam), są wykonane właśnie z tarasu. Tylko ta zardzewiała od soli latarnia w kadr mi zawsze wchodziła....
Biegnę po lornetkę i oglądam wszystkie wysepki ze szczegółami, podglądam jachty wypływające w morze no i turystów, którzy już zajmują miejsca na plażach. Pod naszym domem jest plaża na skałkach i tutaj też zaczynają już przychodzić plażowicze. Robię jeszcze kilka zdjęć samej wody bo jej kolor mnie po prostu zauroczył.
Pod nami słychać znoszenie walizek - lokatorzy - Czesi właśnie wyjeżdżają. Gospodarz domu biegnie do nich ze szlaufem, aby sobie spłukali samochód z soli - musiały być fale albo wiatr od morza skoro tak ich "zasoliło". W powietrzu unosi się zapach pinii i słonej wody, a "skrzeki", czyli cykady nadają już na pełnych obrotach. Kocham ten skrzekot! Oddycham głęboko i nie chce mi się nic robić, czuję się jakbym już była na plaży i coraz bardziej cieszę się, że wzięliśmy właśnie ten apartament. Przyjeżdżają też nowi turyści - w miejsce Czechów będą Duńczycy. Budzę męża - szkoda tracić czas, a jeszcze przed plażą trzeba zaparkować samochód pod domem. Jemy na tarasie i patrzymy jakie samochody zdołały tu wjechać i czy nam się uda ta sztuka. Czesi mieli fabię i octavię, nasz niestety jest od nich szerszy - mondeo combi... No cóż trzeba sprawdzić. Idę przed samochodem sprawdzając naocznie czy "przejdzie"
i wymachując ręką to w lewo to w prawo, aby tym językiem migowym naprowadzać kierowcę. Składamy lusterka i dosłownie z centymetrową przerwą po bokach z każdej strony pokonujemy najciaśniejsze odcinki uliczki Sv. Jure. Miejscami jest w miarę szeroko, ale są miejsca pokonywane na styk i jeszcze do tego trzeba co centymetr lekko skręcać. Udało się, teraz ul. Vukovac biegnąca w lewo od Sv. Jure. Tutaj też są dwa wąskie gardła - w jednym muszę komuś poprzestawiać rzeczy z wycieraczki pod drzwiami, bo jedziemy na styk z futryną. Wreszcie jesteśmy, gdybyśmy jechali czymś choć trochę szerszym bylibyśmy bez szans.
Teraz możemy biec na plażę, pakujemy ręczniki, zabieramy maty i idziemy w nasze coroczne miejsce - pod basen. W tym roku uliczka wzdłuż półwyspu hotelowego zyskała nowe ławeczki i nowe latarnie, załatano też dziury w nawierzchni chodnika. Idąc tą uliczką aż się prosi popatrzeć na miasteczko, a ten kolor wody połączony z zielenią roślinności - dla mnie to najfajniejsze połączenie kolorystyczne i dlatego na zdjęciach zawsze staram się "załapać trochę zieleni". Robię zdjęcia praktycznie jedno za drugim - teraz widzę, że może nawet jakąś panoramę będę mogła stworzyć z tych fotek
.
Na tym ostatnim zdjęciu widać boczną ścianę naszego apartamentu - to ten niestety niepomalowany - cała góra jest nasza, tylko tarasu nie widać bo jest od strony południowej!
Kładziemy się na końcu uliczki odchodzącej od basenu. W tym miejscu są fajne zejścia do wody i dodatkowo możemy korzystać z pryszniców i toalet w basenie. Pan z obsługi basenu o dziwo doskonale nas pamięta. Uśmiecha się nawet. Jest ciepło, ale wiaterek od morza łagodzi odczucie upału, a woda wydaje się mieć temperaturę równą powietrzu. Zgrywam twardziela i zanurzam się bez maski na twarzy, otwieram oczy i nawet tak bardzo nie piecze. Chyba już uodporniłam przez lata oczy na sól. Pływam więc zanurzając głowę i po chwili już wcale nie czuję pieczenia. Jest słońce to trzeba się poopalać - ja jestem czymś w rodzaju baterii słonecznych. Słońce to mój przyjaciel i jak go nie ma to jest mi bardzo, bardzo źle... Teraz jest piękne słoneczko, klarowne niebo - po prostu suuuper!
Na wodzie co chwilę ktoś lata spadochronem przypiętym do motorówki, oprócz tego banany, kółka i skutery. Jest weekend, przyjechało trochę turystów i korzystają z atrakcji. A my leżymy i odpoczywamy, co chwilę wzdychając do pięknych jachtów. Z naszego miejsca jest dość blisko do wysepki Smokvica i widać ją doskonale, a z drugiej strony jest fajny widok na Primosten.
Niestety nasza skóra pierwszego dnia pomimo odpowiednich filtrów prosi o litość i aby nie jęczeć z bólu w nocy wracamy z plaży, jak na pierwszy dzień wystarczy. Jemy obiad ale ja nie mogę wytrzymać w domu, gdy pogoda taka śliczna (a jeśli się popsuje ... taka polska obawa o stan pogody nie daje mi spokoju). Biegnę na plażę pod apartamentem aby posiedzieć jeszcze choć chwilkę. Wchodzę do wody i ... jest prawie gorąca - z tej strony widocznie szybciej się nagrzewa, mam wrażenie, że jest cieplejsza od powietrza i nie ma żadnych dreszczyków przy zanurzaniu!