Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Primosten po raz kolejny - czyli wakacje 2007

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
j23
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1004
Dołączył(a): 22.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) j23 » 29.08.2007 13:03

to mieliśmy szczęście, bo nasza gospodyni codziennie nam zrywała świeże figi ze swojego drzewa, pycha, drzewo figowe ma tą cechę, że jej owoce dojrzewają partiami, a nie na raz.
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 108172
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 29.08.2007 13:38

meeg
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1225
Dołączył(a): 17.06.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) meeg » 29.08.2007 14:33

Niestety my byliśmy na początku sezonu i wtedy dojrzewają chyba tylko wczesne odmiany. Dlatego fig było mało i "rozchodziły się" raniutko. Podczas wycieczki do latarni sprawdzałam czy na drzewkach są dojrzałe owoce, ale niestety nie było takich. W latach poprzednich gospodarze, którzy posiadali własne drzewka częstowali nas owocami :) , a podczas pierwszego pobytu w Primosten (sama już nie pamiętam kiedy to było :wink: ), babcia u której mieszkaliśmy nie tylko częstowała nas figami i winogronami, ale dodatkowo dzieci turystów woziła na osiołku! Osiołek miał na imię Bellina (to pamietam do dzisiaj :wink: ).

A na widok tych Januszowych przesyłek :wink: w brzuchu mi teraz burczy :twisted: (chyba dzisiaj kupię w markecie jakiś dżemik albo suszone). Mniam
marsylia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 882
Dołączył(a): 19.07.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) marsylia » 29.08.2007 14:51

to ja mam pytanie co do tych fig świerzych oczywiście - jakie powinny być? kolor, smak? bo w okresie kiedy ja byłam w Primosten było ich pełno, na drzewach, na bazarku...zakupiłam, spróbowałam i jakież było moje rozczarowanie, jakieś takie bez smaku 8O :? ale np suszone - pyszne, takie uwielbiam! przywiozłam i już prawie zjedzone. Dżem figowy również zakupiony w Konzumie, pod wpływem przeczytanych postów :wink: - też pychota! :papa:
meeg
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1225
Dołączył(a): 17.06.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) meeg » 30.08.2007 11:27

Być może kupione przez Ciebie Marsylio owoce były jeszcze za mało dojrzałe, bo powinny być słodziutkie.


No to teraz trzy dni hurtowo! Sobota, niedziela i poniedziałek - ten łączę z weekendem bo przecież powinien być zawsze wolny aby odpocząć po weekendowych trudach :wink: ! Teraz na szczęście odsypiać nie musimy chociaż każda noc jest bardzo eksploatowana czasowo, ale przecież mamy urlop. Po prostu luzik :) . Te trzy dni były bardzo do siebie podobne w "rozkładzie zajęć" więc poświęcę im jeden odcinek. Sobota i niedziela to oblężenie miasteczka i plaż. Już chyba wcześniej pisałam, a teraz powtórzę, że właśnie wtedy oprócz normalnej zmiany turnusów, przyjeżdżają też na weekend Chorwaci. Dlatego wszędzie ludzi jest full. My kierujemy się tradycyjnie na skałki przy basenie na półwyspie hotelowym.

ObrazekObrazekObrazek

Rano z tarasu robię też kilka ujęć wypływajacych jachtów. Po kilku dniach z wiatrem teraz jest cicho i nad powierzchnią morza unosi się chmurka z odparowanej soli. Fajnie to wyglada - taka różowawa poświata. :)

ObrazekObrazek

Nasze miejsce na plaży jest częściowo zajęte i musimy ułożyć się trochę wyżej. W wodzie panuje niesamowity ruch - Ci od sportów wodnych mają niezłe żniwa. Dwie motorówki kursują na okrągło - jedna ciągnie spadochrony druga kółka na zmianę z bananem. Widac bardzo dużo nowych turystów, zresztą u nas na dole też zaszła zmiana - w miejsce lokatorów z niższego piętra przyjechali Czesi - bardzo mili zresztą. Leżymy na plaży, ja oczywiście idę z aparatem pod wodę. Czasem coś wyłowię - tutaj mały krabik w muszelce, który niezwłocznie po zrobieniu zdjęcia trafił do wody. No i jeszcze fotki widoku na Primosten z miejsca w którym plażujemy.

ObrazekObrazek
ObrazekObrazek

Woda jest już spokojna i cieplutka, tylko popołudniami pojawiają się trochę większe fale, no i jest upał!!!

ObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazek

Temperatura w cieniu oscyluje teraz już codziennie w okolicach 40, a w ostanich dniach pobytu nawet przekroczy tą magiczną liczbę. W biurze podróży przy rynku fajnie wygląda wydruk pogodowy - codziennie bezchmurne słoneczko i np. 100 F (czyli 38 stopni C). Upał jest potęgowany przez brak wiatru. Na słońcu można wytrzymać tylko parę chwil i trzeba iść do wody, albo w cień. Zastanawiam się w jaki sposób ludzie wytrzymują na głównej plaży miejskiej, na której ile razy tamtedy przechodzę jest niemiłosierny skwar. Niektórzy rozkładają namiociki, ale nie sadzę aby te dawały ulgę - cień może tak, ale jak się taki namiocik nagrzeje to chyba niezła jest w nim parówka. Są też takie specjalne osłonki z otworami aby powietrze się trochę ruszało wewnątrz - te chyba spełniają swoją funkcję. My jesteśmy dość odporni na temperaturę i możemy dość długo leżeć przysłowiowym plackiem, ale w taki upał też "wymiękamy". Chodzimy sobie dookoła półwyspu hotelowego, wybierając zacienione miejscówki. Ławeczki w cieniu są szczelnie oblegane i w sumie w krzaczkach pod piniami siedzi więcej osób niż na słońcu. Ja dość często wędruję do morza - i albo pływam do bojki, albo biorę aparat i pstrykam podwodne fotki. A poniżej stoję na brzegu z potarganymi po pływaniu włosami, z czerwonym licem od słońca a mój mężuś upiera się, że muszę mieć jakieś zdjęcia z plaży. No mam...

Obrazek

W trakcie plażowania chodzimy też do Konzumu bo nie ma jak picie z lodówki :P . I tak wypijamy sok za sokiem i jakieś piwka też się trafią. Zwracamy uwagę na jedną fajną rzecz - wprowadzono jakiś przepis o recyclingu i teraz każde opakowanie jest zwrotne. Na każdej etykiecie jest informacja o możliwości zwrotu. Szkoda, że w Polsce to nie obowiązuje. Przy jednej z kas w Konzumie przyklejone zdjęcie Jana Pawła II. Mile zaskakuje szacunek, jakim darzą tutaj "naszego" papieża.

Największą zaletą tego sklepu jest klimatyzacja! Gdy wchodzi się z rozpalonej słońcem plaży tutaj jest miły chłodek, dlatego raczej nie narzekamy na kolejki do kas. Za to po wyjściu... żar się leje. Z uporem maniaków powtarzamy codziennie - przecież po to tutaj przyjechaliśmy. I tak wyglada praktycznie każdy dzień na plaży. Ze słońca schodzimy tradycyjnie w okolicach 2, a maksymalnie 3 godziny. Idziemy na targ, wiadomo w jakim celu. Teraz mamy mieszane szczęście raz się udaje kupić mój przysmak, a innym raezm niestety jest "po zawodach". Ale zawsze można poratować się brzoskwiniami lub dżemem figowym ze sklepu - znowu dowieźli po tym jak wykupiłam wszystkie słoiczki z półki. Potem wracamy do domu omijając rynek (straszny urop).

Nasz kolejny kontakt ze światem następuje dopiero po zachodzie słońca. W weekendowe wieczory miasteczko żyje na maksymalnych obrotach. Rynek przed sceną jest zapełniony szczelnie i wszyscy się bawią w rytm granych melodii. Knajpki pełne, w Barba-Jo kolejki po pizzę... Udaje nam się upolować miejsce w pizzerni przed przystanią. Pizza trochę droższa niż ta "na wynos" ale za to siedzi się w fajnym miejscu. Jeśli chodzi o smak to chyba za bardzo przyzwyczaiłam się do tamtej i następnego dnia wrócimy do Barba-Jo.

Po jedzeniu tradycyjnie "łazimy" po Primostenie. W weekendowym tłoku lepiej jest pozwiedzać te uliczki, które poukrywane są przed oczami turystów :P . W plątaninie domków można znaleźć cichutki zaułek i ma się wtedy wrażenie, jakby człowiek przeniósł się w czasoprzestrzeni. Na ścianach kamiennych murków wiszą rybackie sieci, czuć zapachy przyrządzanych rybek.

ObrazekObrazek

Przez uliczkę przebiega nam kocur - zaczynam go wołać na wszelkie możliwe sposoby z imitacją miałku włącznie. Kot wygląda na zdezorientowanego - zapewne myśli w jakim języku do niego mówimy... Podchodzi nieufnie, ale po wyciągnięciu ręki ucieka... Mądra bestia nie dała się oszukać :twisted: . Po leniwym spacerku uliczkami krążymy zazwyczaj dookoła "wysepki". W ten weekend robimy też kolejne zdjęcia nocne tym razem z półwyspu hotelowego.

ObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazek

Poniedziałek niestety rozpoczyna nasz ostatni etap pobytu i zaczynamy planować rzeczy na każdy dzień przed wyjazdem. A więc we wtorek pojedziemy rano do Getro w Kastel Sucurac i do Trogiru. Środa to znowu Smokvica, a czwartek "nasza" plaża i niestety pakowanie...
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 30.08.2007 13:32

Noooo, upały były nieziemskie :D. Wiem coś o tym, za to wodę mieliśmy taką czystą tylko w Kinecie za Atenami, gdzie plaża była rasowo kamienista :D. Ani w Variko - Litochoro koło Katerini, ani w Nea Kallikratia... tam na plaży był piach i niestety jest to zatoka Thessalonicka nie było tak czystej wody :(. Za to temperatury mieliśmy te same :D.
meeg
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1225
Dołączył(a): 17.06.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) meeg » 04.09.2007 10:26

Już wrzesień zawitał za oknem - pada non stop :evil: , a ja jeszcze nie skończyłam relacji. Ale już tylko kilka dni pozostało do opisania, więc finisz już widzę niczym to światełko na końcu tunelu :wink: .

Więc teraz wtorek. Wieczorem poprzedniego dnia zaplanowaliśmy wyjazd do Getro i spacerek po Trogirze. Niestety godziny otwarcia wjazdu przez rynek to czas pomiędzy 5 rano a 12 w południe. Po dwunastej można się natknąć na podniesiony słupek w bramie miejskiej i po zawodach! Co prawda w poprzednich dniach słupek praktycznie chyba ani razu nie był podnoszony, ale przed rokiem codziennie zakazywał wjazdu. Dlatego aby się "nie zdziwić" wyjeżdżamy zaraz po siódmej rano, aby zrealizować w błyskawicznym tempie nasz plan dnia. Wyjazd ze starówki to ponowna gimnastyka, a jeszcze to lusterko wyłamane (na szczęście teraz nie jest potrzebne, a im węższy samochód tym lepiej). Powolutku zjeżdżamy po wyślizganej uliczce o centymetry mijając kamienne krawędzie kamieniczek (dobrze jest nabrać wprawy - bo opuszczając Primosten zamierzamy pokonać tę uliczkę nocą - o ile słupek będzie opuszczony). Udało się bez zadrapań! Teraz zatrzymujemy się na stacji INA bo trzeba lusterko przykleić taśmą. Mario kombinuje, aby zrobić to w jak najbardziej "elegancko - plastyczny" sposób, ale efekt tego jest mizerny. Koniec z elegancją - kleimy taśmą naokoło i jakoś się trzyma - dobrze, że zabraliśmy taśmę o dobrych parametrach... Sprawdzamy jeszcze ciśnienie w oponkach i w drogę.

Getro znajduje się w Kastel Sucurac przed wjazdem do Splitu. To około 65 kilometrów od Primosten - wydaje się blisko, ale jeśli trafi się na wzmożony ruch na jadrance to można jechać kawał czasu. Na szczęście o poranku ruch jest dość mały, więc jedzie się płynnie. Pogoda przepiękna - bezchmurnie i z każdą chwilą coraz cieplej. Zaraz za Primostenem z parkingu jest fajny widoczek na miasteczko - tutaj chyba robiono zdjęcia do większości widokówek upamiętniających Primosten. Potem mija się górkę i kolejny widoczek - tym razem na zatokę z Mariną Kremik. Tutaj mnóstwo jachtów i łódek, które powoli zaczynają wypływać w morze. Kolejny przejazd pomiędzy skałkami (widać te niesamowite poletka z winoroślą poprzegradzane drzewkami oliwnymi), a w tylnym lusterku fajny widoczek na Adriatyk i taką piramidalną wysepkę. Mijamy pierwsze miejscowości, zjazd do Rogoźnicy (tutaj zwalniamy bo co roku stała tutaj policja, zresztą przed skrzyżowaniem i tak lepiej zwolnić). Po minięciu Rogoźnicy wraz z głęboko wcinającą się tutaj w ląd zatoczką, jedzie się przez jakiś czas przez pagórkowaty teren tradycyjnie zarośnięty przez plątanine oliwek, fig i winorośli pomiedzy wszechobecnymi skałkami. Wkrótce po lewej stronie na szczycie wzgórza widać kapliczkę - to znak że zbliżamy się do Mariny. Wcześniej jeszcze wyprzedzamy ciężarówkę za którą już ciągnie się kilka samochodów i jesteśmy ponownie na wybrzeżu - wita nas Marina z charakterystyczną basztą przy przystani. Tak naprawdę nie wiem co to jest za budowla, ale fajnie wygląda.

Teraz wzdłuż wybrzeża trasa wije się zakrętami, wszędzie jest ograniczenie prędkości i zakaz wyprzedzania. Wkrótce po prawej stronie, na morskiej płyciźnie rozciąga się hodowla ostryg, a przed nami coraz wyraźniej widać kolejny kościółek tym razem na wzgórzu w Seget. Po minięciu tej miejscowości jedziemy dalej główną trasą w kierunku na Split - można też skręcić w prawo w kierunku na Trogir i jechać ciągiem "kastelańskich" miejscowości wzdłuż zatoki. Tą drogę zostawiamy jednak na powrót. Teraz wjeżdżamy na trasę szybkiego ruchu, która jest takową tylko z nazwy bo obowiązuje na niej ograniczenie prędkości do 80 km na godz ze względu na dojazd do wzniesienia, za którym droga szybkiego ruchu się kończy... Po prawej zaczyna się ciąg stacji benzynowych w tym takie, które oferują LPG. Teraz okolica jest typowo przemysłowa i niezbyt cieszy oko ładnym wyglądem. Ruch na trasie też rośnie (ciężarówki i samochody dostawcze) i zaczynamy powolutku grzęznąć stojąc przed każdym skrzyżowaniem. Teraz po prawej mijamy lotnisko (Zracna Luka Split) i powoli zaczynamy wypatrywać skrętu kierującego nas do Getro. Wreszcie jest - skręcamy w prawo, przejeżdżamy przez torowisko i dalej w dół wąską uliczką z progami zwalniającymi co parę metrów. Dojeżdżamy do skrzyżowania z główną drogą poprzeczną (tą biegnącą przez Trogir i wszystkie Kasztele), tutaj trzeba skręcić w lewo, a po chwili ponownie w lewo już na plac przed marketem.

Parkujemy, sprawdzamy, czy lusterko żyje i idziemy na zakupy. Na pierwszy ogień idą klimatyzowane pomieszczenia z kiełbasami!!! I tutaj oczywiście Srijemska nasz ulubiony specjał więc kupujemy kilka sztuk, aby jeszcze w Polsce można było się podelektować. Wcześniej jest box z serami - tutaj też wybieramy jeden owczy, a drugi kozi pleśniowy Vindija (ale pyszny!!!). W Getro zawsze jest jakaś degustacja - ale nie tak jak u nas z hostessami, a w określonym miejscu stoją produkty wystawione dla konsumentów - tym razem są to jakieś desery - nie wiem czy dobre bo nie próbowałam, a szkoda bo wygladały apetycznie i do degustacji były podane całe fabryczne opakowania a nie naparstki z mikrozawartością. Teraz czas na to co lubimy tak bardzo jak srijemską kiełbasę - czyli chorwackie winka. Do Polski zawsze przywozimy taki duży baniaczek na zimowe wieczorki - tym razem jest to Hvarsko suho, a poza tym kilka różnych butelek dla rodzinki. Ja teraz lecę po dżemy figowe - niestety, jest tylko z firmy Sms - ten jest trochę gorszy od tego który kupuję w Konzumie, ale i tak kilka słoiczków ląduje w koszyku. W tym czasie moja druga połówka buszuje po piwnych regałach. Na koniec soki i syrop z jagód do rozrabiania. Ogladamy jeszcze jakieś drobiazgi porównując ceny. W kasie płacimy kartą, pakujemy się do samochodu i ja jak zwykle mam stały problem z toaletą... Po wyjściu z zimnego sklepu (klima chłodziła chyba na fulla) w upał dochodzący do 40 stopni, mój organizm nagle stwierdził, że musi znaleźć się w ustronnym miejscu. Nie chciało mi się ponownie wracać do Getro, tym bardziej, że tamtejsza toaleta z praktyki lat poprzednich nie kojarzy mi się najlepiej (tzw. big-foot w dodatku brudny....). Nic to - teraz jedziemy do Trogiru, a w takim sławnym turystycznym mieście, nad którym "czuwa UNESCO" toaleta musi chyba być za każdym rogiem... No a po drodze jeszcze kilka gryzów takiej malutkiej srijemskiej... Boże jak ja lubie tą kiełbaskę!!! Niestety kiełbaska nie pomogła, a wręcz przeciwnie teraz musiałam już (now!!!) szukać toalety. Wszyscy, którzy przeżywali takie katusze wiedzą co wtedy czułam... Do Trogiru podążamy cały czas prosto drogą wzdłuż wszystkich nadmorskich miejscowości. Ruch gęstnieje i pojawiają się jakieś roboty drogowe z wahadłowym ruchem kierowanym za pomocą świateł. Dobrze, że miejscowi znający skróty i objazdy omijają miejsca z przestojem, dzięki czemu nie ma większych korków.

Wreszcie dojeżdżamy do Trogiru - tutaj oczywiście mały koreczek przed światłami na skrzyżowaniu przy targu. Przez skrzyżowanie jedziemy prosto i zaraz skręcamy na płatny parking za targiem po lewej stronie. Na parkingu dużo samochodów, ale jest jeszcze na tyle wcześnie, że znajdujemy miejsce w części, którą można nazwać "klepiskiem". Jest strasznie gorąco i ... strasznie cuchnie od kanału płynacego obok. Idziemy przez drewniany mostek na drugą stronę kanału, którego zapach wykręca nos w drugą stronę...

Obrazek

No cóż w Wenecji też pięknie nie pachnie a ludzie gondolami pływają - tutaj tylko mostek trzeba przejść i po kłopocie. Z mostku schodzi się do takiego małego parku, który niestety do zadbanych nie należy - trawa wydeptana, śmieci leżą gdzię chcą i widać, że nikt chyba się o niego nie troszczy (nie chcę tutaj dawać porównań z Primostenem, aby nie być posądzoną o stronniczość, ale w Primosten trawniki i miejskie skwery były nawadniane i koszone, dzięki czemu zyskiwała ogólna estetyka miejsca, a tutaj w mieście dzidzictwa światowego...). Tak więc na razie Trogir nie wygląda najlepiej - bałagan, smród i taki ogólny nieład. Ale cud starówka dopiero przed nami. Wchodzimy przez jedną z uliczek i od razu zaczynam szukać toalety. W biurze informacji turystycznej, do którego zawitałam dowiaduję się, że toaleta oczywiście jest, ale nie na starówce, a dopiero na dworcu autobusowym - czyli muszę się wrócić. No to wracamy. Znowu przez ten "pachnący" kanał tym razem głównym mostem i po chwili po prawej stronie mam dworzec. Dworzec wygląda koszmarnie... (co prawda w Lublinie wyglada równie koszmarnie więc nie ma się co czepiać). Szukam toalety i jest... Taka malutka klitka, że w pierwszej chwili nie mam odwagi tam wejść. Aby wejść do kabiny muszę przejść przez miejsce "dozorczyni" i uiścić opłatę. I teraz niespodzianka - pomimo, iż miejsce wygląda koszmarnie i toaleta jest w stylu big-foot, to w środku jest bardzo czysto, jest papier toaletowy i ręczniki jednorazowe i nie ma zapachu rodem z polskich toalet dworcowych. Na zewnątrz przy kanale jest gorszy zapach niż w dworcowej toalecie!

Po tej wizycie mogę wreszcie normalnie pospacerować po mieście. A miasteczko jest naprawdę urocze - wąskie uliczki pomiędzy kamieniczkami sprawiają wrażenie niezłego labiryntu. W sumie wydawałoby się, że na tak małej przestrzeni nie da zmieścić się tylu uliczek - a te wiją się nawet pod kamiennymi łukami łączącymi poszczególne domy. Wychodzimy na nabrzeże - tutaj od razu efekt robią palmy, jachty i ... ławki ze stali nierdzewnej, które są naprawdę fajne. Szkoda, że jesteśmy przed południem, kiedy dopiero życie zaczyna się budzić, ale i tak odczuwa się tu duszę starego miasta ukrytą w zabytkowych murach. Detale architektoniczne, rzeźbienia kamiennych portali i nawet kamienne płyty chodników wszystko działa tutaj bardzo nastrojowo - a nocą w subtelnym świetle musi tu być naprawdę niesamowicie.

ObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazek

No a teraz aby nie było tak słodko kilka krytycznych uwag, które niestety lekko zaburzyły niezaprzeczalny czar starówki. Tak jak pisałam powyżej klimat starego miasta jest niezapomniany - ale Trogir niesie też pewne rozczarowanie ze względu na bałagan i brak porządku - o tym też wspomniałam wyżej. Bo np. twierdza - takie miejsce do którego każdy zmierza, a tutaj leżą śmieci na trawniku który zresztą nazwać trawnikiem to już nadużycie i gdzie są jakieś miejskie służby oczyszczania? Takich chyba nie ma w Trogirze, bo bałagan tutaj straszny... Zdjęcia robimy ucinając dół twierdzy bo po prostu brzydko to wyglada. A może źle że nie zrobiliśmy zdjęć? Uważam, że takie miasto, do którego zjeżdżają tysiące turystów powinno bardziej niż każde inne dbać o swój wygląd, bo same zabytki nie wystarczą, otoczenie też musi być zadbane. Podkreślam, że jest to tylko moje spostrzeżenie i nie chcę nikomu odradzać wizyty w tym miejscu bo naprawdę warto pospacerować po tutejszej bardzo urokliwej starówce.

Chodzimy jeszcze po czarujących zaułkach, robimy zdjęcia i musimy niestety szybko wracać bo po pierwsze upał nie daje żyć, a po drugie musimy przecież zdążyć przed południem do Primosten, aby wjechać na stare miasto. Jeszcze tylko szybka wizyta na targu, na którym jest wszytsko to co na innych bazarach - czyli muszle z dalekiego wschodu, które z Adriatykiem nie mają nic wspólnego i wszelkie rzeczy, które turyście nad morzem mogą się przydać. Obok targ z owocami i miejscowymi wyrobami w postaci oliwy, serów, wina czy mocniejszych specjałów. Po drugiej stronie ulicy w Konzumie kupujemy zimne picie, bo padamy z pragnienia i wracamy do samochodu. No i teraz powrót - droga mija dość szybko, ale niestety spóźniamy się pięć minut. Na szczęście można jeszcze przejechać i znowu przeciskując się pomiędzy kamieniczkami na oczach zdziwionych turystów, docieramy pod nasz apartamnet. Teraz tylko "rozpakować" samochód i można iść na plażę.
marsylia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 882
Dołączył(a): 19.07.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) marsylia » 04.09.2007 11:35

odwieczny problem z toaletami...ehhhh, też to mieliśmy- w Trogirze po prostu weszliśmy do pierwszej z brzegu restauracji :lol: a co?!
meeg
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1225
Dołączył(a): 17.06.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) meeg » 04.09.2007 12:26

Też już chciałam tak zrobić i może powinnam bo chyba szybciej byłoby po problemie :wink:
doppelmayr
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 61
Dołączył(a): 04.09.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) doppelmayr » 04.09.2007 15:07

Witaj meeg!!!

W niedzielę wróciłem z Primostenu po wspaniałym tygodniowym pobycie. Tuż przed wyjazdem czytałem Twoją relację i potem chodząc po miasteczku czułem się jakbym podążał tuż za Twymi śladami. Byłem tam już poraz drugi ale było to miłe uczucie gdy ktoś tak szczegółowo opisuje swój pobyt a potem jedzie się właśnie w to miejsce. Mieszkałem na campie Adriatic, rewelacja, do miasteczka miałem więc blisko. Ehh, szkoda że to był tylko tydzień , ale za to cudowny. Osobiście nigdy w życiu nie potrafiłbym napisac tak wspaniałej relacji, czego szczerze gratuluję i podziwiam Cię za tak wspaniały sposób i co ważne poprawną polszczyznę. Miło się czyta coś co ma ład skład i porządek. Osobiście jestem zakochany w Primostenie i cąłej środkowej Dalmacji. Pozdrawiam!!!
Hunter
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 339
Dołączył(a): 22.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Hunter » 04.09.2007 17:50

I jest taki plac w Trogirze :D
Obrazek
meeg
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1225
Dołączył(a): 17.06.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) meeg » 05.09.2007 10:07

Dzięki Doppelmayr, aż się rumienię z nadmiaru komplementów :oops: i cieszę się, że Tobie też udał się wyjazd.
A jeśli chodzi o poprawność pisania, to nawet nie wiem czy czasem jakiegoś "byka" nie strzelę, bo orłem ortograficznym chyba nigdy nie byłam. W podstawówce dyktanda i wypracowania były dla mnie mordęgą. Zawsze po wakacjach trzeba było napisać opowiadanie o jakiejś letniej przygodzie, itp. Boże, jak ja nie cierpiałam tego pisać :evil: Pamietam jak siedziałam godzinami nad brudnopisem i nic mi nie wychodziło. Na dworze zawsze wtedy była ładna pogoda i jak to dziecko cierpiałam straszne katusze. W ogólniaku wypracowania też pisałam bardzo lakoniczne (zresztą chodziłam do mat. - fiz.), a moja "Sorka", bardzo tego nie lubiła i chyba od tej pory zaczęłam uczyć się opisowego pisania.

Hunterze, dzięki za fotkę - Jan Paweł II jest w Chorwacji darzony naprawdę wielkim szacunkiem.

Pozdrawiam :papa:
kw
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 932
Dołączył(a): 31.05.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) kw » 05.09.2007 13:25

Hunter napisał(a):I jest taki plac w Trogirze :D

W Sibeniku też jest:
Obrazek
meeg
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1225
Dołączył(a): 17.06.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) meeg » 07.09.2007 10:08

Wtorkowe popołudnie to tradycyjnie plaża, spacerki i robienie zdjęć. Focimy różne krzaczki, a mój niegrzeczny małżonek uwiecznia zjawiska natury pomiędzy krzaczkami. Wieczór to już tradycja. Pizza albo kalmarki do wyboru (wieczorne menu mamy bardzo monotonne). Natomiast spacery wieczorne urastają powoli do rangi mini-maratonów. Tyle razy okrążamy stare miasteczko, potem chodzimy wszelkimi uliczkami i promenadami, że zaczynam odczuwać zmęczenie w nogach (a nogi do chodzenia mam przyzwyczajone - prawie 4 kilometry do pracy często pokonuję na piechotkę w tempie 30 minut). Do tego dochodzi upał - temperatura w nocy jest nadal bardzo wysoka i nawet nad ranem nie spada poniżej 28 stopni!!!

Obrazek

Tego wieczoru kupuję pocztówki, bo najwyższy czas wysłać jakieś pozdrowienia do rodzinki i znajomych. Kartki praktycznie identyczne jak co roku - no cóż Primosten jest fotografowany z kilku stałych kadrów. Mnie dodatkowo denerwują ozdobniki w postaci delfinków, muszelek czy innego rodzaju upstrokaceń. Na szczęście są też kartki, bez "dodatków", o prostej formie i z fajnymi ujęciami. Teraz jeszcze je wypisać - ale to zostawiam na kolejny dzień, bo i tak tego wieczoru już ich nie wyślę.
Po spacerkach uliczkami siadamy jeszcze w knajpce przy rynku i zaczyna nas powoli dopadać taki nostalgiczny smutek spowodowany zbliżającym się powrotem do rzeczywistości.

Wieczory kończymy na tarasie degustując chorwackie winko. Jednego z takich tarasowych wieczorów słyszymy grupę mówiącą w rodzimym języku, snującą się powoli wzdłuż wybrzeża. Jedna z osób płci męskiej podchodzi wyżej do miejsca, gdzie stoją zaparkowane samochody i wtedy słyszymy głos dziewczyny ".... (tutaj było imię ale nie zacytuję, aby nie czynić przykrości innym osobom, które takie imię noszą), znowu przeszkadzają Ci te lusterka?" Słowa te okazały się loginem do zdrowego rozsądku i chłopak zrezygnował. W taki sposób odkryliśmy, że byli to zapewne sprawcy naszego "lusterkowego nieszczęścia".

Nastepny dzień jest chyba jeszcze bardziej upalny - kolejna czterdziestka przed nami - a przecież zamierzamy leżeć na słońcu a nie w cieniu! Już wcześniej postanowiliśmy, że płyniemy na Smokvicę. Trochę przeraża nas jednak upał i brak wiatru, więc kupując bilet od razu ustalamy powrót na godzinę drugą, co w sumie da jakieś trzy godziny na plaży. Płyniemy znowu super łódeczką, przybijamy do brzegu, a tutaj niestety na nasze wcześniejsze miejsce przypłynął ktoś kajakiem. Co prawda jedna plaża jest jeszcze wolna, ale okazuje się, że tylko dlatego, że ktoś "pomysłowy" postanowił upiec sobie na niej rybę... Mamy jednak szczęście, bo "gość z kajakiem" siedzi całkowicie ubrany a na plaży FKK jest to drobne "nadużycie gościnności". Ktoś podchodzi do niego i zwraca uwagę, po której delikwent odpływa. My leżymy trochę wyżej i widząc że zwolniło się super miejsce sprawnie go przejmujemy. Słońce praży niesamowicie, więc od razu kłania się kąpiel w morzu - i tutaj nasza plaża jest bezcenna. Zejście jest bardzo łagodne i po prostu można położyć się na kamyczkach w wodzie, która przy brzegu jest płyciutka. Fale lekko przelewają się przez ciało i jest po prostu anielsko!!! Leżąc tak w wodzie nie czujemy upływu czasu, który mija bardzo szybko i niebawem musimy się zbierać. Żałujemy, że tak wcześnie zamówiliśmy powrót, siadamy na wybetonowanym pomoście i czekamy na motorówkę, patrząc jak nasze miejsce błyskawicznie jest zajmowane przez kolejnych plażowiczów.

Po powrocie idąc w słońcu do apartamentu robi mi się niedobrze od upału, który na kamiennej ścieżce jest straszny. W domu od razu chłodny prysznic, coś szybko na ząb i kładziemy się aby przeczekać najgorętsze chwile do zachodu słońca. Wieczorkiem oglądam wiadomości na HRT i słyszę, że na Kornati było trzęsienie ziemi! Co prawda niewielkie, ale niektóre ściany w domach popękały, a w Zadarze podobno trochę pokołysało. Reporter informuje na koniec, że zagrożenia tsunami nie ma - i wtedy zaczynam sobie wyobrażać, że gdyby taka większa fala przyszła, to niezłego bałaganu by narobiła!

Rozpoczyna się wieczór, podobnie upalny jak poprzedni. Nawet w bawełnianej koszulce jest mi gorąco. Teraz myśląc o upale aż tęskonota łapie za serce, gdy za oknem pada i wieje, a w Tatrach śnieg sypie niczym w zimie! Tak naprawdę nie wiem kto wpadł na pomysł, że lato kalendarzowe w Polsce trwa do 21 czy 22 września - to chyba jakiś żart. Aż mi się marzy aby wziąć trzy dni urlopu i skoczyć na chwilę na południe. Niestety obowiązki w pracy nie pozwalają na wolne. Tak więc wracając do wieczoru, jeszcze przed wyjściem do miasteczka pakuję niektóre rzeczy, aby nie zostawiać wszystkich niemiłych obowiązków na następny dzień. Chowam spodnie, kurtki i bluzy, które ani razu nie znalazły zastosowania. Podobnie rzeczy z kuchni, takie jak makarony czy ryż, który podobnie jak przed rokiem przejechał się w obie strony. Szkoda, że czas urlopu tak szybko mija... Pakowanie jest strasznie smutną chwilą.

Wieczór jest bardzo sentymentalny i wręcz ckliwy. Każdy zapene pamięta dokładnie te chwile, gdy ostatni raz siedzi w knajpce, przemierza nadmorskie promenady, czy pałaszuje jakieś tutejsze smakołyki. Szkoda ale wszystko co dobre niestety kiedyś się kończy - taka złośliwość losu. Tej nocy dość długo "szwędamy się" po Primostenie.

Wchodzimy nawet do hotelu i zbieramy jakieś foldery - m.in. bardzo elegancko wydany katalog reklamujący usługi czarteru jachtów. Pytamy się przy okazji o bezprzewodowy internet (punkt dostępowy hot-spot), ale Pani w recepcji nie rozumie o co nam chodzi - stąd wniosek, że na pewno takiej możliwości dostępu do sieci tutaj nie ma. Sprawdzam jeszcze w telefonie, ale nie wykrywa mi żadnej sieci, podobnie jest zresztą na rynku w Primosten... Może za rok coś się zmieni? Wracamy do apartametu i uzbrojeni w latarkę oglądamy kraby, które po zmroku zaczynają odważniej wychodzić na skałki - niektóre są naprawdę duże, a ich ilość może zdziwić. Umiejętność kamuflażu mają imponujaco opanowaną - praktycznie stapiają się z tłem skałek. Np. tutaj - ile krabów jest na skałce?

Obrazek

Zdjęcie jest prześwietlone w miejscu gdzie świeciłam latarką(trudno), ale dla zabawy liczenia krabów może być i takie :wink: ...

Idziemy spać dość późno, a następny dzień jest niestety naszym ostatnim w Primosten.
marsylia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 882
Dołączył(a): 19.07.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) marsylia » 07.09.2007 10:51

hmmm spryciule, ja nie widzę żadnego :evil:
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży

cron
Primosten po raz kolejny - czyli wakacje 2007 - strona 10
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone