Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Primosten 2006

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
meeg
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1225
Dołączył(a): 17.06.2002
Primosten 2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) meeg » 01.08.2006 09:18

Witam.

W ramach leczenia zespołu szoku pourlopowego postanowiłam podzielić się wrażeniami z tegorocznego pobytu na Chorwacji. Moja relacja będzie nosić znamiona serialu, ale z góry chcę przeprosić za brak zdjęć - te pojawią się później, gdy uporam się wreszcie z ich kadrowaniem i zmniejszaniem.

W tym roku wyjazd zaplanowaliśmy na 7 lipca. Ekipę stanowiliśmy: ja z mężem, Jarod z żonką i jeszcze dwójka "nieforumowiczów" z dzieckiem(którzy zresztą już kolejny raz jechali z nami na Chorwację). Pierwotny plan aby wyjechać w nocy z 6 na 7 lipca niestety nie wypalił i zadecydowaliśmy, że wyjeżdżamy z Lublina o 2 w nocy z 7 na 8 lipca. Dzień wcześniej ja miałam na głowie "masakryczne" pakowanie - nienawidzę pakowania walizek, jest to dla mnie zło konieczne a moje samopoczucie podczas wykonywania tej czynności można określić "zespołem napięcia walizkowego". Gdy uporałam się z segregacją rasową ubrań, żywności, kosmetyków i innych niezbędnych rzeczy, zaczęły się kolejne rozważania pod tytułem "jak to zmieścić do samochodu?" Mondeo kombi ma dość spory bagażnik, ale ilość bagażu sprawiła, iż trzeba było go nieźle poupychać. O 20 wieczorem byliśmy już spakowani i usiłowaliśmy zasnąć, aby zaliczyć kilka godzin drzemki przed podróżą.
Zbiórka została wyznaczona u nas pod blokiem o godz. 1.30. Małe spóźnienie było wkalkulowane i w sumie z Lublina wyjechaliśmy o planowanej 2 w nocy. Trasa wiodła przez Kraśnik, Nisko, Rzeszów i dalej przejście graniczne w Barwinku. Ten pierwszy etap pokonywalismy niecałe 3,5 godziny. I znowu oberwie się polskim drogom, które miejscami są koszmarne! A tam gdzie są remontowane można się wysilić i oznakować np. uskok. Ale takie rzeczy to wszędzie, ale nie w Polsce. W Rzeszowie nieźle nas podrzuciło na takim właśnie uskoku, który był nieznakowany, a my zauważyliśmy go zbyt późno... Na szczęście granica jest dość blisko i potem już nie ma większych utrudnień. W Barwinku ociągamy się trochę z przekroczeniem granicy, pijemy kawę, prostujemy kości i włączamy krótkofalówki. Około 5.45 przekraczamy granicę, robimy zdjęcie przy tablicy wjazdowej i rozwijamy skrzydła. Wschodnia Słowacja sprawia jak zwykle wrażenie kraju wyludnionego, pora co prawda jeszcze bardzo wczesna, ale tutaj o każdej porze ludzi jest jak na receptę. Pusta dwupasmowa droga za Svidnikiem zawsze daje nam do myślenia. Przed Lipnikami jedziemy w dość gęstej mgle, ale mimo to jedziemy dość szybko gdyż po prostu jest pusto. Za Presovem zjeżdżamy na krajówkę do Koszyc, potem już Koszyce i tankowanie na stacji OMV po lewej stronie za miastem. Jeszcze moment, i jesteśmy na Węgrzech.

cdn.
meeg
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1225
Dołączył(a): 17.06.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) meeg » 02.08.2006 09:18

Po wjeździe na Węgry podobnie jak przed rokiem na turystów poluje cygańska kapela. My jedziemy dalej w kierunku Miszkolca. Wkrótce na stacji MOL kupujemy 4-dniowe winiety. Droga od przejścia w Tornyosnementi do Miszkolca nadal przechodzi remont, ale odcinki w trakcie prac należą już do zdecydowanej mniejszości, wyremontowana droga jest dobrze wyprofilowana i jedzie się nią naprawdę przyjemnie (aczkolwiek w jednym miejscu nowy asfalt niestety zapadł się tworząc niezły dołek - na szczęście to miejsce jest oznakowane i wyłączone z ruchu). Z nowości zaobserwowałam nowy patent na zwalnianie przed terenem zabudowanym. Węgrzy wymyślili takie małe wysepki przed wjazdami do miejscowości, które zmuszają kierowców do zwolnienia, tworząc takie małe zakręty drogi na pasie dla wjeżdżających (wyjeżdżający z miasteczek mają już drogę prostą).
Przed Miszkolcem wjeżdżamy na autostradę M30, a potem M3 i podążamy w kierunku Budapesztu. Autostrada jest jeszcze prawie pusta, ale w miarę zbliżania się do stolicy ruch jest coraz większy. Przed Budapesztem stajemy na stacji JET i robimy krótką przerwę. Obok widzimy samochody z okolic Rzeszowa za którymi przekraczaliśmy granicę w Barwinku, śmiejemy się że pewnie też jadą na Chorwację. Słoneczko grzeje już nieźle i nie możemy się doczekać już morza. Dlatego nie przedłużamy przerwy, dojadamy kanapki i w drogę. W sumie jedziemy 7 godzin, więc zgodnie z zakładanym planem czasowym według którego Budapeszt mamy przejechać w ósmej godzinie podróży.
Budapeszt w godzinach przedpołudniowych nie jest jeszcze zatłoczony, a wszystkie światła są tak zestrojone, że przejeżdża się je falowo. Niestety w niektórych miejscach są kolosalne dziury i koleiny. Po przejechaniu mostu zjeżdzamy na M0 a potem na M7. I tutaj nasz dobry planowy czas niestety ulega wydłużeniu. Przy zjeździe z M0 na M7 wita nas pierwszy w tej podróży korek. Wszystkie pasy są szczelnie zajęte przez rzekę samochodów podążających w kierunku urlopowych rejonów Węgier no i oczywiście Chorwacji. W ślimaczym tempie wjeżdżamy na M7, po około 30 minutach stania w korku. Nasza autostradowa prędkość też wygląda teraz mizernie, bo co chwila tworzą się zatory i samochody po prostu stoją! Na pasie awaryjnym co chwila mijamy kogoś z problemem gotujących się płynów chłodzących. Niektórzy niecierpliwi próbują nadrabiać odległość też przy pomocy pasa awaryjnego.... Na szczęście zaczynamy wreszcie jechać, ale odcinek pokonywany w korku trochę nas zmęczył. Ja ziewam co chwila, a oczy mimo zapuszczanych kropelek pieką mnie od klimatyzacji. Zaczynamy wreszcie dojeżdżać do Siofok - do końca tego odcinka M7 i .... znowu zator - tym razem do zjazdu z autostrady. Na szczęście korek trochę szybciej się udrażnia i wjeżdżamy do Zamardi. Tutaj zatłoczona ale początkowo dwupasmowa jezdnia pozwala na w miarę płynną jazdę, tym bardziej że już wkrótce wjeżdżamy na kolejny odcinek M7. Teraz ruch jest znacznie mniejszy, gdyż wielu turystów podążało nad Balaton. Jedziemy prawie pustą autostradą przedzierającą się przez bagniste tereny. Po prawej stronie majaczą w oddali wypoczynkowe miejscowości z błękitna wodą Balatonu, a tuż obok mijamy całe stado czapli! Autostrada łączy się z krajówką w smutnym dla Polaków miejscu - rondzie gdzie kilka lat temu rozbił się autobus z pielgrzymami. Mijamy to miejsce i podążamy do przejścia z Chorwacją w Letenye - Gorican.


Niestety znowu muszę przerwać bo jestem już w pracy, ale w wolnej chwili postaram się nadrabiać zaległości.
Asia&Grześ
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 293
Dołączył(a): 21.12.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) Asia&Grześ » 02.08.2006 10:02

niezły tekst, wartka akcja, i szczegółowy opis - pogratulować opisowej twórczości :) czekamy na dalszy opis jazdy bo w przyszłym roku też autem jedziemy a trase opisujesz nieźle - warte zapisania i bedzie pomocne na trasie :)

pozdrawiamy
RBK
Odkrywca
Avatar użytkownika
Posty: 96
Dołączył(a): 05.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) RBK » 02.08.2006 10:33

Czuję się jakbym naprawdę jechał:D:D:D Super, czekam na dalsza relację

RBK
Elaj203
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 278
Dołączył(a): 02.08.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Elaj203 » 02.08.2006 10:37

Czekam z niecierpliowścią na ciąg dalszy. W tym roku zmierzam również do Primosten.
meeg
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1225
Dołączył(a): 17.06.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) meeg » 02.08.2006 14:04

Dzięki za miłe słowa - cieszę się, że da się to czytać, bo przeraża mnie długość - piszę już drugi dzień, a "dojechałam" dopiero do granicy z Chorwacją...
Teraz mam chwilkę w pracy więc nadrabiam.

Przy odprawie granicznej służby celne tylko formalnie zaglądają w paszporty. My jesteśmy uparci i z uśmiechem prosimy o pieczątkę. Trochę zdziwiło to pana w budce, którego zmusiliśmy do sięgnięcia do szafki po stempel. Operacja "stempel" zakończyła się sukcesem - pieczątki w paszportach zostały starannie wbite.
Z przejściem w Gorican wiążą się dla mnie i mojego męża miłe wspomnienia jeszcze z pierwszego wyjazdu do Chorwacji oraz z pierwszego wyjazdu do Primosten. Właśnie jadąc na dwa "tamte urlopy" przekraczaliśmy granicę w Gorican i zawsze wydawała nam się taką "bramą do raju". Stawaliśmy wtedy przy tablicy z mapą całej Chorwacji i robiliśmy sobie zdjęcia. W tym roku, po tym jak po kilku latach zdradziliśmy Bośnię i pojawiliśmy się ponownie na przejściu w Gorican, wróciły sentymenty z pierwszych wyjazdów do Chorwacji. Niestety tablicy z mapą nie zauważyłam, ale za to w barze obok można było podpatrzeć wesele! Nieźle - wesele na przejściu! Obok na parkingu stanęli ci sami turyści z okolic Rzeszowa, których widzieliśmy w Barwinku - teraz już byliśmy pewni, że też jadą do Chorwacji, a trochę dalej focus na tablicach z lubelskiego - sami ziomkowie.
Tutejszy terminal obfituje w kantory, ale kurs wymiany 7,02 za euro jest mniej korzystny niż nad morzem. Ogarnięta urlopową sielanką nie myślę już i nie przeliczam tylko wymieniam 100 EUR aby mieć trochę kun przy sobie. Oglądamy też foldery, które dostaliśmy na granicy i zastanawiamy się czy tankować tutaj czy trochę dalej. Postanawiamy jechać dalej i korzystamy tylko z toalety za 3kuny.
Teraz przed nami już praktycznie tylko auostrady. Początkowo po tłoku na Węgrzech dziwi nas pustka na drodze w kierunku wybrzeża. Natomiast na mijanych parkingach i trasie powrotnej tłumy! Zastanawiamy się czy przypadkiem pogoda się nie załamała, bo tak dużo ludzi wraca, a jadących jest niewielu..., bezchmurne niebo jednak zapowiada korzystną aurę. Wkrótce tankujemy do pełna po 8 kun za litr i jedziemy dalej. Mijamy pierwsze tunele i już zaczynamy myśleć jak to będzie przy przejeździe przez tunele Mala Kapela i Sv. Rok. Pierwsze odcinki autostrady pamiętamy z wcześniejszych wyjazdów, natomiast od Bosiljeva będziemy jechać A1 po raz pierwszy i ciekawi nas jak wygląda ta trasa. Na razie dojeżdżamy do Zagrzebia i tutaj w miarę pusta dotąd autostrada zmienia się diametralnie - korek przy węźle Lucko zabiera nam kolejne pół godziny. Zaczynamy się z Mario (mój mąż) zastanawiać czy nie lepiej byłoby gdyby Chorwaci podobnie jak Węgrzy wprowadzili opłaty okresowe, a nie za odcinki. Patrzymy jeszcze na korek w stronę przeciwną - ten jest niesamowity... Teraz słuchając chorwackiego radia jedziemy dalej w kierunku węzła Bosiljevo II i dalej w kierunku Splitu. Rozwidlenie autostrad w Bosiljevie jest bardzo dobrze oznakowane i nie ma możliwości aby nie wjechać w odpowiednią nitkę. Teraz jesteśmy na odcinku, który pokonujemy po raz pierwszy - więc z ciekawością oglądamy wszystko co przemyka za szybami samochodu.

I znów muszę zrobić przerwę, obowiązki wzywają...
meeg
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1225
Dołączył(a): 17.06.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) meeg » 02.08.2006 15:59

I znowu chwila czasu, więc wracam do Chorwacji.

Za szybami teren staje się bardziej górzysty, aczkolwiek wzniesienia są jeszcze dość łagodne, a autostrada nie wymaga szczególnego wysiłku - łagodne zakręty, płaska droga, raczej bez dreszczyku jezdnych emocji. No ale wiadomo, że autostrada musi ze względu na prędkości jadących być trasą bezpieczną, dlatego też obfituje w wiadukty i tunele, które biorąc pod uwagę czas ich budowy są dla mnie "mistrzostwem świata". Trochę jednak zaczyna nam brakować elementów krajobrazu Bośni - np. odcinka Sarajevo - Foca, czy dalej drogi do Trebinje, "skrótów" po górskich ścieżkach za Novym Travnikiem do Bugojna czy kanionu Neretvy. Mówimy sobie z mężem, że jadący za nami Yarod77 z żonką po naszych opowieściach o jeździe przez góry teraz będą zawiedzeni... W sumie ostatnie serpentyny minęlismy na Słowacji... No ale czas przejazdu i ciekawość długich tuneli robi swoje. Wkrótce dojeżdżamy do M. Kapeli, wcześniej stajemy na parkingu na krótki odpoczynek. Wysiadając z samochodu okazuje się, że na zewnątrz jest niezły upał, a słoneczko aż parzy w ramionka. Znowu zapuszczam krople do oczu - klima daje im wycisk. Rozmawiamy z pozostałymi członkami naszej ekipy i dostrajamy krótkofalówki, bo okazuje się, że kanały nam się pomieszały.
Wreszcie pierwszy długi tunel - 6 km robi fajne wrażenie, wśrodku zatoczki, kamery, pełna elektronika. Mi jednak nadal brakuje tego dreszczyku jaki miałam przy przejeżdżaniu przez tunel przed Sarajevem -dużo krótszy od tego, nieoświetlony i z zakrętem w środku - przypominający czarną dziurę. Ale coś za coś - albo czas i wygoda albo widoki i emocje. Jedziemy dalej mijając szybko kolejne węzły autostrady. W trakcie drogi stale mijamy się z tymi samymi samochodami. Jacyś Niemcy już nam machają przy kolejnych spotkaniach, a my zaczynamy sprawdzać system stabilizacji obrazu w aparatach. Okazuje się że panasonic jadącego obok nas Roberta zrobił fajne zdjecia w ruchu. Nasz niestety nie uchwycił kadru, o który nam chodziło...., szkoda, ale mamy fajne foty od Roberta. Zadziwia nas ilość Francuzów, Duńczyków i Szwedów, których mijamy - zastanawiamy się czy Szwedzi jechali przez Polskę - ale to chyba tylko Szwedzi hardcorowcy. Krajobraz zaczyna się powoli zmieniać na bardziej surowy, coraz więcej gołych porozrzucanych skałek z intensywnie zieloną roślinnością. Po prawej widać od jakiegoś czasu krawędź Velebitu, która już niebawem zostanie przez nas minięta tunelem Sv Rok. Ogólnie nawet fajne pustkowie. Dojeżdżamy do wjazdu i niestety znowu dłuższy korek. Zwężenie na jeden pas robi swoje. Niektóre samochody stoją na awaryjnym z otwartymi maskami. Troche nurzy nas postój, ale cel podróży jest już na wyciągnięcie ręki. Przejeżdżamy przez tunel i wreszcie nasze oczy cieszą się widokiem. Zjazd w dół łagodnymi zakrętami i wcinające się w ląd rozpromienione przez słońce morze tworzą pod nami super malowniczy widok. Serca biją mocniej, bo krajobraz jest już zupełnie zmieniony. Pustkowie z gór zmienia się na płaskowyż, osobiście mam sentyment do tych ostrych skałek, które tworzą tutejszy krajobraz.
Zaczynają się zjazdy do nadmorskich miejscowości, więc myślimy o postoju, aby zebrać razem całą naszą grupę i nie pogubić się na zjeździe z autostrady. Stajemy na parkingu za mostem na rzece Krka. Obok stoją oczywiście stali towarzysze podróży - samochody - te z przejścia w Barwinku! Widoki z parkingu są świetne, robimy zdjęcia rzeki, mostu, jachtów i oczywiście sobie nawzajem.
ObrazekPostój ograniczamy do minimum, bo już czujemy zapach pinii w Primosten i niecierpliwimy się trochę. Następny zjazd kieruje nas na Szibenik i właśnie Primosten. Tutaj skręcamy, płacimy za przejazd autostradą i już w Szibeniku obieramy kierunek na Trogir i Split. Starą, dobrą Jadranką połykamy ostatnie kilometry, morze zaczyna pokazywać swoje otwarte oblicze, nęci niesamowitą barwą i wkrótce widać już wieżyczkę kościółka w Primosten.
Ostatnio edytowano 21.08.2006 10:31 przez meeg, łącznie edytowano 3 razy
wojtaszek
Plażowicz
Avatar użytkownika
Posty: 7
Dołączył(a): 31.07.2006
Ciekawy opis...

Nieprzeczytany postnapisał(a) wojtaszek » 02.08.2006 17:21

Mila lektora..dziekuje.. :P
arekwroc
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 715
Dołączył(a): 19.06.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) arekwroc » 02.08.2006 19:34

bardzo fajnie sie czyta,nie sądziłem że można opisać sam dojazd w tak ciekawy sposób :D

byłas w zeszłym roku w Cavtat które z tych dwóch miasteczek wydaje Ci sie ciekawsze ?


czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy...........
:wink:
krakuscity
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 7920
Dołączył(a): 11.08.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) krakuscity » 02.08.2006 19:50

Meeg , jak Ciebie znam z forum (szkoda, że nie osobiście) to na 100% wracałaś przez BiH. :) Jeszcze do dziś pamiętam Twoje dawne opisy.
meeg
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1225
Dołączył(a): 17.06.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) meeg » 03.08.2006 15:39

arekwroc napisał(a):byłas w zeszłym roku w Cavtat które z tych dwóch miasteczek wydaje Ci sie ciekawsze ?


Trudno jednoznacznie określić, które z tych dwóch miejsc jest fajniejsze. Każde jest inne i będąc w każdym z nich zawsze szukam analogii, jednak główną cechą wspólną jest otwarte morze. Reszta jest inna - inny klimat, inna zabudowa i trochę inny tryb spędznia urlopu. Primosten jest dla mnie bardziej "klimatyczny" - chociażby winiarnie, których w Cavtacie nie ma, ale za to tzw. chleb świętojański jadłam w Cavtacie, a w Primostenie nigdy go nie widziałam (taki owoc strączkowy z drzewa).
Zreszta każda osoba ma swoje indywidualne preferencje i nie chcę niczego sugerować, bo coś co ja uważam za atrakcyjne może okazać się dla innej osoby nieciekawe. Podobnie jest z całą Chorwacją - każdy ma swój ulubiony region, miasteczko i to że jedno jest ładniejsze od drugiego jest dla każdego kwestią subiektywnego wyboru.

Pozdrawiam serdecznie
meeg
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1225
Dołączył(a): 17.06.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) meeg » 03.08.2006 15:53

krakuscity napisał(a):Meeg , jak Ciebie znam z forum (szkoda, że nie osobiście) to na 100% wracałaś przez BiH. :) Jeszcze do dziś pamiętam Twoje dawne opisy.


Te kręte bośniackie drogi mam po prostu w sercu. Dlatego po autostradach pozostał mi lekki niedosyt wrażeń. Owszem trasa była miła, szybka i super się jechało, ale .... to nie to co lubię najbardziej. Brakowało niespodzianek i dreszczyku emocji. I niestety muszę się przyznać, że moja pasja jazdy po górach została tym razem zdradzona..... Wracaliśmy też autostradami.... Ale wszystko jeszcze opiszę.
Teraz pozostaje mi upajać się wrażeniami i opisami innych Forumowiczów z jazdy przez BiH lub inne jeszcze bardziej egzotyczne kraje.
I niestety nie mam kurzu z Bośni na masce....... :( A specjalnie wykupiłam na wyjazd Zieloną Kartę! Szkoda, ale za rok też będzie okazja.

Serdeczne Pozdrowienia
krakuscity
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 7920
Dołączył(a): 11.08.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) krakuscity » 03.08.2006 17:04

Oj to się trochę zawiodłem. Ja jechałem w jedną stronę autostradami w powrót przez BiH. Zresztą napisaliśmy relację. Teraz czytamy innych.
meeg napisał(a):I niestety nie mam kurzu z Bośni na masce....... :( A specjalnie wykupiłam na wyjazd Zieloną Kartę! Szkoda, ale za rok też będzie okazja.
Serdeczne Pozdrowienia

Kurz przywiozłem też z CZG razem ze szczątkami owadów, :cry: 8O lecz auto zaraz musiałem umyć. Pozdrawiam i czekamy na c.d. :)
meeg
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1225
Dołączył(a): 17.06.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) meeg » 04.08.2006 09:48

Zbliża się godzina 19, czyli od wyjazdu z Lublina upłynęło 17 godzin. Jesteśmy już na miejscu i zaczynamy poszukiwania lokum na najbliższe 14 dni. Z dotychczasowego doświadczenia idziemy najpierw do biur turystycznych, aby zaoszczędzić sobie chodzenia po domach. W pierwszym biurze mają apartament 6+1 więc jedziemy go zobaczyć. Umawiamy się z pilotem biura pod bramą wejściową na starówkę i razem z nim zwiedzamy pierwszy domek. Apartament leży na starówce, przy uliczce wiodącej do kościółka i w pierwszej chwili zaczynamy się obawiać czy nocą nie będzie tutaj zbyt głośno. W środku jest całkiem fajnie - duże pokoje, przestronna kuchnia z jadalnią, dwie łazienki, jest jednak jeden minus trzeci pokój jest mniejszy i nie ma wyjścia na taras. To powoduje, że nie podejmujemy decyzji i kontynuujemy poszukiwania. Pilot biura pokazuje nam jeszcze dwa apartamenty - jeden jednak jest jeszcze w budowie i znajduje się dość wysoko w nowej części miasteczka, drugi natomiast nad samą magistralą na wprost stacji INA co od razu owocuje odmową. Zaczynamy coraz bardziej przekonywać się do pierwszego apartamentu, a zmęczenie po trasie sprawia, że mamy trochę dość chodzenia. Dziękujemy pilotowi i postanawiamy jednak jeszcze raz spróbować znaleźć coś na własną rękę. Pytamy się w jednym domu i kierują nas od razu do do oglądania apartamentu - tym razem w części Primostenu znajdującej się na przeciwko portu. Domek jednak też ma minusy, więc wracamy do punktu wyjścia. Już mamy brać pierwszy apartament, gdy trafiamy do jeszcze jednej agencji i idziemy oglądać kolejne lokum. Głośno postanawiamy, że jeśli nie ten to definitywnie wracamy w pierwsze miejsce. Nasze do tej pory dość wybredne gusta stanowczo łagodzi burza, która nagle rozpętała się nad miasteczkiem. Deszcz jest tak ulewny, że zanim znajdujemy się w wyznaczonym miejscu jesteśmy całkowicie mokre (trzy kobiety w mokrych podkoszulkach! :wink: ) Dom znajduje się na starówce i sprawia dobre wrażenie - przed wejściem ogromna bugenwilla, która od razu nastraja pozytywnie. Apartament jest na piętrze. Korytarz, trzy pokoje, aneks kuchenny. Łazienka w każdym pokoju, duże wiatraki i ogromny :) taras z widokiem na plażę.
Obrazek
Obrazek
Na mój gust kuchnia jest zdecydowanie za mała biorąc pod uwagę trzy pary w tym jedną z dzieckiem, ale burza i zmęczenie sprawiają, że już nie wybrzydzamy i bierzemy ten apartament. Cena wraz z taksą klimatyczną to 12 euro od osoby czyli niedrogo. W sumie pierwszy apartament był od tego większy i chyba lepiej urządzony, ale uśmiech gospodyni przekonuje nas do wzięcia tego. Biegniemy po samochody i .... okazuje się, że nie możemy podjechać pod apartament bo wjazd na starówkę jest tylko w godzinach porannych. No cóż, stajemy na nabrzeżu i pokonujemy schodki pod górę z walizkami, torbami i wszystkimi rzeczami tak aby się już całkowicie rozpakować. Jestem totalnie wykończona po tej ścieżce zdrowia w upale po burzy (wszystko paruje błyskawicznie). Mokre ubranie po deszczu teraz jest tym bardziej mokre.... Wyglądamy jak ostatnie sieroty ... i w duszy zaczynamy przeklinać to że nie zdecydowaliśmy się na pierwszy dom.
Syn właściciela domu pokazuje nam wygrodzone miejsce parkingowe, które ma w dalszej części miasteczka - decydujemy się postawić tam samochody. Teraz prysznic, kolacja i spać....
Kolejny dzień - niedziela, wita nas piękną pogodą i upałem od wczesnego ranka. Mimo "przeżyć" z dnia poprzedniego budzę się dość wcześnie - widocznie podświadomie nie mogę się doczekać wyjścia nad morze.
ObrazekJemy śniadanie - oczywiście na tarasie (a jest tak wielki, że można grać na nim w piłkę, spać, bawić się, itd.!) i pakujemy się na plażę. Bierzemy maty, ręczniki, aparaty, materace, maski, jakieś kremy, wodę i ... całkiem niezły bagaż z tego wyszedł. Przed wyjściem - nauczeni doświadczeniem lat poprzednich, smarujemy całe ciało dużym filtrem (nawet uszy) i wreszcie idziemy! Od apartamentu do plaży mamy ok 40 m., ale my podążamy na "nasze miejsce" sprzed dwóch lat, czyli na półwysep obok basenu hotelowego.
Obrazek
Trasa jest dość długa - idziemy najpierw w dół przez wąską uliczkę starówki, potem promenadą wzdłuż głównej plaży i później dróżką wzdłuż półwyspu - prawie na jego koniec. Na szczęście nasze miejsce jest wolne! Jest to taka fajna nisza w skałkach z bardzo dobrym zejściem do wody. Teraz jeszcze jedna niespodzianka - hotelowy basen, który jeszcze dwa lata temu straszył turystów swoją powojenną szatą teraz jest wyremontowany i pracuje pełną parą. W związku z tym przy naszym dość spokojnym kiedyś miejscu roi się teraz od gości hotelowych, wychodzących nad morze z basenu. Gdy jednak zajmujemy miejsce "basenowi bywalcy" zaczynają chodzić nad morze inną ścieżką szanując naszą prywatność :), a my odkrywamy jeszcze jeden pozytyw bliskości basenu - toalety i prysznice, z których możemy bez przeszkód korzystać (oczywiście najpierw grzecznie spytaliśmy się w recepcji).
Ostatnio edytowano 22.02.2007 10:15 przez meeg, łącznie edytowano 7 razy
meeg
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1225
Dołączył(a): 17.06.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) meeg » 04.08.2006 15:58

Znowu mam chwilkę więc dopiszę kolejny odcinek.


Pierwszy kontakt z wodą jest jak zwykle bolesny. Sól piecze w oczy podczas pływania, ale przyjemność kąpieli w klarownej wodzie jest dominująca. Po chwili zakładam maskę i oglądam "co w wodzie piszczy". A tym razem piszczy więcej niż przed dwoma i czterema laty bo oprócz ławic rybek widzę kilka rozgwiazd. Są duże i małe i można je bez trudu wyłowić. Jedną wyjmuję na chwilę z wody aby zrobić fotkę, ale tak wije się biedactwo, że błyskawicznie trafia do morza. Nie jestem zwolenniczką zabijania morskich żyjątek i szkoda mi jej było - zresztą wszyscy byli tego samego zdania.
Temperatura wody jest dość wysoka, aczkolwiek przed zanurzeniem trzeba się trochę oswoić. Po zanurzeniu nie ma już problemu. Nurkując jednak czuje się różnicę temperatury pomiędzy dnem i powierzchnią. W nagrzaną od słońca głowę jest po prostu zimno. Muszę się jednak przyzwyczaić, bo zabraliśmy aparat do zdjęć podwodnych i będę chciała kilka takich fotek zrobić.
Po pływaniu, czas na opalanie! Leżymy więc i smażymy ciałka - ale z uwagi, że to pierwszy dzień uważamy, aby nie przesadzić. Nasi mężowie, dla których leżenie nie jest priorytetem idą na zwiady. Wczesnym popołudniem wracamy do apartamentu, aby wcześniej wyruszyć na "podbój" miasteczka.
Następna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone