Kolejnego ranka obudził mnie warkot śmigłowca. Po długiej nocy smacznie spałam, a ten stale przybierał na sile by po chwili zabrzmieć tuż obok naszego pokoju. Co jest? Było jeszcze przed siódmą a ktoś bawi się w wycieczki śmigłowcem? Półprzytomna wyszłam na taras, patrzę, a tutaj tuż obok przelatuje duży helikopter z podczepioną beczką - podchodzi do lądowania a raczej wodowania beczki od strony półwyspu hotelowego, następnie leci zatoczką pomiędzy starówką i półwyspem "hotelowym" (właśnie tuż obok naszego tarasu), by już na bardziej otwartym terenie zawisnąć nad wodą i napełnić zbiorniki.
Potem szybko wraca, nad wzgórza za Primostenem w kierunku Sibenika, które są lekko zasnute od dymu. Już całkowicie wybudzona ze snu biorę lornetkę i aparat i obserwuję akcję. Po chwili pojawia się drugi śmigłowiec i tak regularnie na zmianę przelatują obok. Próbuję robić zdjęcia - ale mój cyfrowy automat nie jest biegły w zdjeciach w ruchu, więc lepiej popatrzeć przez lornetkę. Na krawędzi górek widać jak śmiglowiec opuszcza dno "beczki" i gasi płonące wzgórza. Akcja trwa około godziny (może trochę dłużej) po czym helikoptery odlatują, a my już spokojnie jemy śniadanie i planujemy co dzisiaj robić. Ranek jest wyjątkowo duszny i upalny - pogoda wręcz tropikalna, a na horyzoncie niebo już jest lekko zasnute, co chyba nie zwiastuje słońca w dniu dzisiejszym. Rezygnujemy z plażowania na rzecz wycieczki do Parku Narodowego Krka. Zabieramy też ręczniki - gdyż pod wodospadami można się kąpać. Idziemy na nasz parking, który znajduje się w nowszej części Primostenu mijając po drodze targ rybny. Nawet są rybki, które dzień wcześniej udało mi się sfotografować. Dzisiaj już nie pamiętam ich nazwy, ale to te z żółtymi pręgami wzdłuz ciała. Oprócz tego kalmarki - pychota i inne świeżo złowione cuda.
Nad Krkę jedziemy dwoma samochodami, nasz tym razem ma wolne. Za Primostenem mijamy spalone wzgórze i widok jest trochę przerażajacy ze względu na fakt iż ogien podszedł całkiem blisko zabudowań. Jedziemy w kierunku Sibenika, ale nie wjeżdżamy do centrum lecz mijamy miasto łukiem. Tuż przed celem naszej podróży niebo nagle czernieje i zaczyna się gwałtowna aczkolwiek dość krótka burza. Z nieba leją się "wodospady" wody, a góra z "wiatrakami" (elektrownia powietrzna) staje się niewidoczna. Gdy dojeżdżamy do górnego parkingu powoli zaczyna się przepogadzać, ale na wyjście z samochodów jest jeszcze za wcześnie. Siedzimy więc na parkingu i wyglądamy końca ulewy. Wreszcie przepogadza się, choć parująca po deszczu woda sprawia, że wszędzie unosi się mgiełka i jest niesamowicie parno. Czujemy się dosłownie jak w tropiku. Kupujemy w budce bilety, dostajemy foldery w naszym ojczystym języku i wsiadamy do autobusu. Rzeka Krka płynie poniżej w parowie, który zapewne przez tysiące lat żłobiła mozolnie w wapiennych skałach. Będąc na górze stoimy na płaskowyżu nie mając pojęcia, że tuż tuż może kryć się tak fascynująca osobliwość przyrody. Autobus rusza z parkingu za którym płaskowyż nagle stromo opada w dół ukazując piękno tego miejsca. Autobus zjeżdża w dół serpentynami, mijając się po drodze z samochodami jadącymi pod górę. Manewr mijania autokarów jest dość ciekawy. Ma się wrażenie, że nie ma możliwości, aby dwa duże samochody zmieściły się obok siebie nie ocierając się o murki albo kamienne słupki wyznaczające krawędź drogi. A jednak wprawa kierowców jest godna podziwu. Jacek z żonką są pod wrażeniem - oni po raz pierwszy widzą coś takiego. My jesteśmy już przyzwyczajeni po jeździe objazdami w Bośni czy po wycieczce na Biokovo. Na dole otacza nas już górski krajobraz, ale jakże inny niż też ten który wcześniej spotykaliśmy. Duża wilgotność sprawia, że roślinność tworzy tutaj niezwykle bujne skupisko, poprzecinane ciekami wodnymi, kaskadami i oczywiście wodospadami. Przez cały teren rezerwatu biegną ścieżki i alejki z drewnianych bali. Dróżka przecina rzeczne strugi w wielu miejscach małymi drewnianymi mostkami, pod którymi stoją w miejscu jak sparaliżowane stada pstrągów w oczekiwaniu na jakąś przekąskę.
Dzikie figi i całe kępy "bambusowych" trzcin przypominają taką niby dżunglę.
Z rzeki natomiast wzdłuż siklaw wiją się pióropusze wodnych roślin - wyglądają jak gigantyczne końskie ogony. Uroku dodaję wszechobecne ważki, które oprócz "stojących ryb" i oczywiście wodospadów także są wdzięcznym tematem fotografii.
W połowie trasy wchodzimy na galeryjkę z widokiem na wodospady, jednak jesteśmy trochę popędzani przez tłum turystów - taka mała procesja ludzi, która podobnie jak my chce wszystko dobrze zobaczyć.
Idziemy zatem dalej i po chwili jesteśmy przy dolnych wodospadach. Widząc tłumy ludzi kąpiących się i biegających po chyba śliskich kamieniach rezygnujemy z kąpieli. Idziemy na mostek przecinający rzekę i robimy kilka zdjęć.
Teraz czeka nas droga powrotna schodkami pod górę. Tutaj niemiłą niespodzianką jest zapach rodem z oczyszczalni ścieków, który niestety trochę niszczy pozytywną atmosferę i wręcz zmusza do opuszczenia tego miejsca. Na górze super widok na środkową część wodospadów - tutaj też strzelamy kilka fotek i wracamy na parking dla autokarów.
Po drodze mijamy małą knajpkę i oczywiście sprzedawców pamiątek i owoców. W sumie cały park podoba mi się, aczkolwiek po pierwszym zauroczeniu druga część trasy przysparza mniej miłych wrażeń. troche żałujemy, że wybraliśmy górną stację jako wejście do parku - na dole czekałaby na nas przejażdżka stateczkiem. Oczywiście można też popływać statkiem po rzecze w ramach dodatkowych platnych wycieczek.
W drodze powrotnej jedziemy przez centrum Sibenika wzdłuz twierdzy i starówki, słońce już pokonało chmury, więc wracamy "pobyczyć" się na plaży.
Wieczorem oczywiście tradycyjna wycieczka po starym Primostenie, kalmarki w porcie i pizza "na wynos" - jesteśmy po całym dniu trochę zmęczeni i dalszą część wieczoru spędzamy na tarasie apartamentu właśnie przy wytrawnym winku zajadając pizzę.