Słowo wstępne.
Nie będę narzekał. No może trochę, jak na prawdziwego Polaka przystało
W swoim subiektywizmie postaram się być obiektywny, bo jak mawia Woody Allen „W świecie ludzi tylko subiektywność jest obiektywna”. Nie będzie to relacja w całości chronologiczna, raczej sytuacyjno-miejscowa. Będą dygresje, chwilami nawet dość długie. Będą zdjęcia, pewnie mniej niż dygresji
Moja żona przed wyjazdem kazała mi się rozpatrzyć gdzie są najładniejsze plaże. Będzie więc o tym jak informacje, które znalazłem w internecie nie zawsze przystają do rzeczywistości. W związku z tym w niektórych miejscach zamierzam użyć zdjęć z chorwackich portali, czasem by coś lepiej zobrazować, a czasem by w zestawieniu z moimi unaocznić różnice (jeśli nie wolno tego robić na forum, proszę o wiadomość).
Mam nadzieję, że moja relacja przyda się wybierającym się do Rovinj i generalnie na Istrię.
Wszelkie uwagi i komentarze mile widziane.
.
.
Prolog
Jak zwykle podniecenie wyjazdem wygrało. Mimo że prosiłem by przynajmniej na poddaszu powstała strefa ciszy nie udało mi się drzemnąć dłużej niż 4 godziny. Tak więc o 23:15 poddałem się i ubrany zacząłem pakowanie ostatnich rzeczy. Z miejsca też ogarnęło mnie równocześnie przerażenie i podziw. Przerażenie, gdyż liczba (albo raczej objętość) tak zwanych „ostatnich rzeczy” była zbliżona do tego co już zostało spakowane. Podziw… jakby to najprościej wytłumaczyć…. Może tak; zawsze uważałem że damska torebka to jakiś przedmiot magiczny, bowiem w większości przypadków mieści się w niej więcej rzeczy niż ma pojemności. I to z dużym naddatkiem ! Tym razem ktoś najwyraźniej zaczarował samochód ponieważ kolejne bagaże dalej się mieściły i mieściły i wchodziły… czysta magia. Wreszcie, nomen-omen, w godzinie duchów, wyprawa się rozpoczęła.
Trasa niemal standardowa; wyrobem autostrado-podobnym z Krakowa do Katowic, następnie zwrot na południowy-zachód do Brna ze znajomym „łup-łup-łup” na kolejnym autostrado-podobnym wyrobie w tegoż okolicach, następnie zwrot na Austrię, mijanie niemal pustej obwodnicy Wiednia o 5 rano, krótki postój ok 6:00 przy otwieranym o godz. 7:00 McDonaldzie, zaganianie nieszczęśliwych dzieci i ich pustych brzuszków z powrotem do samochodu, wreszcie ok.8:00 rano dłuższy postój w okolicy Cejle na Słowenii, pierwsza pizza w ramach śniadania i … powoli zaczyna do nas docierać że jesteśmy na wakacjach.
Około 10 przed południem mijamy skręt w kierunku Jaskiń Szkocjańskich i tym samym przekraczamy jedną z granic Istrii…
---
Geograficznie Istrię definiuje się jako półwysep rozciągający się od zatoki Miljski (Muggia) koło Triestu aż do leżącego najbardziej na północ skrawka zatoki Prelučki na północny zachód od Rijeki. Przebieg innej granicy usłyszałem od pewnego znajomego Włocha, który kreśli ją nieco bardziej na północ, zaczynając od zatoki Panzano, a dokładniej od tej części zatoki do której wpada rzeka Timavo (jedna z najkrótszych rzek świata) która wyłania się w tym miejscu po wcześniejszym zniknięciu 34 kilometry wcześniej w Parku Narodowym Jaskiń Szkocjańskich (po stronie słoweńskiej rzeka ta nazywa się Reka i przepływa między innymi przez Ilirską Bistricę – miasto które kiedyś było określane jako wrota Istrii). Wg tej definicji rzeka ta (i same jaskinie Szkocjańskie) stanowią naturalną granicę półwyspu, z dalszym przebiegiem tej granicy dopiero od źródeł Reki na południe w stronę Rijeki. Co ciekawe na kilku włoskich mapach z okresu między I a II wojną światową faktycznie Istra (Istria) jako prowincja ma takie granice.
Obecnie Istria rozciąga się na terytoriach Włoch, Słowenii i w największej swojej części oczywiście w Chorwacji. Na północy – mimo różnic w interpretacji co do przebiegu granic – Istrię oddziela od reszty kontynentu masyw Triestan Kras i góry Ćičarije (północne pasmo gór Dynarskich), składające się głównie ze skał wapiennych, dolomitów i gipsów obfitujących w zjawiska krasowe.
Jak już pewnie wszyscy wiedzą z poprzednich relacji na forum, Istrię dzieli się na trzy części. Jej północna i północno-wschodnia część nazywana jest Istrią Białą. Nazwa ta wywodzi się od koloru gleby doliny Karstu, rzadkiej roślinności i szerokich połaci wypalonej przez słońce białej gleby. Co ciekawe Istria Biała otrzymuje największe ilości deszczówki, która jednak szybko znika pośród tej gleby i wapieni, także w tej okolicy grunty rolne spotyka się głównie w niewielkich skupiskach w samej dolinie. Ludzie na tych terenach od wieków mieszkali z rzadka i zajmowali się głownie hodowlą niewielkich stad rogacizny wszelkiego sortu. Część Istrii Białej stanowi masyw góry Učka, opadający aż do Jadranu. Na południowy-zachód od Istrii Białej rozciąga się Istria Szara. Gęstsza roślinność wśród licznych wzgórz, poprzecinanych rzekami i strumieniami pozwala na uprawy zboża i winorośli. Już w czasach starożytnych w Istrii Szarej powstawały małe miasteczka i posiadłości ziemskie, a w Średniowieczu na ich fundamentach wspaniale ufortyfikowane miasteczka, kwitła produkcja soli (Piran) czy tradycje górnicze (Raša czy Labin). Najbardziej południowo-zachodnia część to oczywiście Istria Czerwona, ciągnąca się od okolic Umag, poprzez Poreč i Rovinj do Puli. W tej części rolnictwo i rybołówstwo od wieków było najwyżej rozwinięte, stąd obecność największych (i najbogatszych) ośrodków miejskich w tym obszarze.
Apartmani w Rovinj zarezerwowałem dokładnie 01.09.2014… Trochę się naczekałem, jednak czekając odwiedzałem Istrię niemal codziennie, zgłębiając jej dzieje, zachowane ślady przeszłości i geografię.
Istria – kraina zbudowana przez gigantów, podobno zamieszkana już w neolicie, zamieszkała przez wojowniczych Illiriów, plemię Histrii, ziemia na której powstawały forty królestwa Ardiaei (gra ktoś w Total War: Rome II ? , budowano miasta i wille rzymian wchodzące w skład prowincji Illyricum, podbita na krótko przez wojowniczych Gotów, odbita i rządzona przez Bizancjum, następnie franków i Longobardów, patriarchów Akwilei, Republikę Wenecką, Włochów, Austriaków aż po okres po II wojnie światowej… Istna wybuchowa mieszanka kultur, tradycji i stylów, o architekturze nie wspominając. Tygiel cywilizacyjny co dla mnie brzmiało od początku rewelacyjnie.
---
Zostawiwszy za sobą Koper prowadzący nas GPS lekko … zgłupiał. Ano tak, Słoweńcy oddali do użytku nowy tunel (który nie miałem jeszcze na mapach, a którego budowę pamiętam z wizyty w ubiegłym roku) którym nagle znaleźliśmy się w Portoroz i trzeba było dokonać zwrotu na południe w kierunku Dragonji. Tu 30 minutowy koreczek do wyjątkowo znudzonych celników którzy kontrolę ograniczali do przeliczania sztuk w samochodzie i jesteśmy w Chorwacji. Kolejna godzina i oczom naszym ukazał się Rovinj.