Prezent urodzinowy - Jordania i Jerozolima
Petra, cz.3
Tuż za Skarbcem skręcamy w Ulicę Fasad, która ma około pół kilometra. Tu wąwóz się otwiera. Idziemy sobie aleją, mijając po drodze mniejsze i większe grobowce.
Grobowce pochodzą z początków świetności Petry. Najwięcej grobowców jest prostych, pylonowych, są też schodkowe i łukowe. Więcej na ten temat można przeczytać tutaj. Między innymi to, że: ”Grobowce pylonowe posiadają fasadę dekorowaną w górnej części ornamentem przypominającym blanki czy też schodkowe wieżyczki. Fasady te delikatnie pochylone są ku tyłowi, a ich boczne krawędzie do środka co sprawia, że wyglądem swym przypominają pylony egipskich świątyń".
Wzdłuż drogi rozlokowały się kramiki, których sprzedawcy chcą sprzedać wszystko za „łan dolar”. Co jest oczywiście nieprawdą. Natomiast targować się można i trzeba. Szwagierka kupiła piękną bursztynową pamiątkę za ¼ ceny wywoławczej .
Dochodzimy do wykutego w skale teatru z I w. p.n.e. Po rozbudowie w 106r. n.e. mógł pomieścić 8 tys. widzów. Wykuto w skale trybuny, ale zniszczono część starych grobowców. Na zdjęciu widać, otwory, które po nich pozostały.
Teatr widziany z drugiej strony.
Czas na kawę i herbatkę.
I ruszamy dalej.
Spacerujemy ulicą kolumnową.
Aż do Kasr Bint Firaun. Arabska nazwa tej starożytnej świątyni prawdopodobnie związana jest z legendą, gdy uwięziona była w niej córka faraona. Świątynia pochodzi z I w. i zbudowana jest z bloków piaskowca, na planie kwadratu o boku 32m.
Nie mam zdjęć z tej części Petry. Zajęci byliśmy straganami i rozmową. Muszę się przyznać, że na ten odcinek poświęciliśmy najmniej czasu.
Naszym priorytetem było pójście na punkt widokowy na skarbiec.
Idąc od strony skarbca trzeba za amfiteatrem skręcić w prawo. Wracając z Kasr Bint Firaun skręcamy w lewo.
Początkowo mijamy kilka kramików z lokalnymi produktami, oferowanymi przez kobiety, najczęściej z małymi dziećmi.
Przez chwilę podziwiamy kolorystykę i fakturę skał.
W takiej kolorowej skale wykuto wszystkie Grobowce Królewskie. Oto jeden z nich - Grobowiec Pałacowy. Jego fasada o wymiarach 49x46m składa się z trzech kondygnacji. Ma górną część nadbudowaną z kamiennych bloków, gdyż skała była w tym miejscu za niska.
Tuż za grobowcem zaczynają się schodki, którymi będziemy podążać na punkt widokowy.
Jeśli ktoś się zmęczy, nie ma problemu, jest mnóstwo kamieni, żeby usiąść i odpocząć .
Wspinamy się dalej.
Wtem słyszymy skomlenie dobiegające z dołu. Okazuje się, że jakiś mały szczeniaczek pobiegł za kozami i chyba ma problem z wydostaniem się z dołu.
Musiał jednak jakoś sobie poradzić, bo jak wracaliśmy to już go nie było ani widać, ani słychać.
Od tego momentu podejście było coraz bardziej wymagające. Zapytałam turystę, który schodził, czy daleko jeszcze (wiem, że to dziecinne pytanie ). Powiedział, że nie dotarł na górę, zrezygnował .
Wypłaszczenie, o którym myślałam, że to już koniec wspinaczki było zaledwie połową drogi. Na szczęście spotkaliśmy tam parę turystów, chyba z Anglii, którzy wędrowali z przewodnikiem. Anglicy sami zaproponowali , żebyśmy z nimi szli, bo przewodnik zna łatwiejszą, dogodniejszą ścieżkę. Oczywiście przyłączyliśmy się do nich, bo o ile wchodząc schodami raczej nie da się zabłądzić, to już później można zboczyć z właściwego szlaku. Skupiłam się więc na wyrównywaniu oddechu, nawadnianiu i dopiero na końcu schodów pozwoliliśmy sobie na odpoczynek.
Znajduje się tu wspaniały punkt widokowy na teatr i okolicę.
Za punktem widokowym nie ma już schodków. Tutaj rozpoczyna się szlak między skałkami. Będziemy schodzić w dół.
Osoby widoczne na zdjęciu to właśnie ta para, o której pisałam, a za krzaczkiem widać przewodnika.
Wędrujemy w takich okolicznościach przyrody.
Już jesteśmy bardzo, bardzo bliziutko. Z tego miejsca można dojrzeć kawałeczek budowli.
I docieramy do beduińskiego namiotu, szałasu czy jak to nazwać. To punkt kulminacyjny wyprawy. Stąd rozciąga się widok na Skarbiec .
Można usiąść na poduszkach, napić się kawy, herbaty, soku itp. Nie ma jednak przymusu. Zakup jest mile widziany, ale nie wymagany.
Delektujemy się