I jeszcze jedno wspomnienie z pobytu w Grecji w 1986 (Syreną 105):
Festiwal Wina w Atenach.
Dotarliśmy na camping Daphne na obrzeżach Aten. Obok rozciąga się park, gdzie wieczorem w miesiącach letnich odbywa się Festiwal Wina. Płaci się tylko za wstęp (wtedy to była równowartość 2$) i trzeba kupić firmowe naczynie do picia - szklaneczkę, karafkę itp. Na terenie parku rozrzucone były stanowiska z beczkami wina, po 10-12 szt w każdym i można było wszystkiego kosztować do woli. Przy wejściu był mały pawilon oznaczony czerwonym krzyżem. W miarę upływu czasu dostarczano tam na noszach delikwentów, którzy przecenili swoje siły w piciu. Obok beczek stał zawsze jakiś facet, który dokręcał cieknace kraniki i dbał o to, by nie nalewać do obcych naczyń w postaci np 5-10 litrowych bidonów(co czynili ukradkiem burakowaci Polacy) Można było się od niego dowiedzieć o pochodzeniu wina, bo np nachylenie stoku winnicy poznaje się po smaku.
Na terenie festiwalu były trzy estrady, na których wystepowały zespoły muzyczne. Pierwsza, to tradycyjna grecka muzyka. Druga, to lekki miedzynarodowy pop i trzecia - ostry metal. Park był dość rozległy, ale i tak mieszanka była ostra.
Przystąpiliśmy w końcu do degustacji. Najpierw spróbowałem wszystkich win po kolei. Oczywiście po pół szklaneczki, żeby nie przesadzić. Nastąpiła pierwsza selekcja negatywna. Odrzuciłem wina ciężkie i słodkie, pozostało jeszcze ok. 8 rodzajów. Następnie odpadły trunki o dziwnym posmaku i braku harmonii wewnętrznej.
Po 3 kolejce wyhamowałem nieco, bo w brzuchu już pełno, a w głowie dziwny mąt.
Poskakaliśmy w rytm muzyki, obeszliśmy cały teren , a że był ciepły wieczór, to znowu zachciało się pić.
Piłem juz tylko dwa gatunki, lekie białe półwytrawne i dla odmiany czerwone wytrawne.
I tak do północy, gdy impreza się skończyła. Przy wyjściu panował dziki tłok, bo kontrolowano wyrywkowo, czy ktoś nie wynosi wina na zewnątrz. Wspomniani wyżej burakowaci dresiarze poprosili Darka, by przemycił dla nich 2 litrową plastikową flaszkę z winem. Nie odmówił im i to był jego błąd. Owszem przeszedł przez bramkę chowając flaszkę pod kurtką. Po wyjściu ktoś z tłumu wyjął mu ją z rąk (też Polak) ale nie był to właściciel. Zjawił się po chwili z pretensjami i Darek zarobił od niego w lampę.
Rano w naszym namiocie roztaczał się intensywny zapach wina, a pod okiem Darka widniało ciemne grono, czyli śliwka.