Jeszcze kilka lat temu można było rozbić namiot na Caprerze, na terenie funkcjonującego wówczas w Cala Garibaldi ośrodka Club Med. Powstał w 1954 r. i po tylu latach użytkowania wymagał gruntownego remontu, o ile nie zbudowania od nowa (ponoć był projekt zastąpienia bungalowów 5-gwiazdkowym hotelem). Kiedy - i czy w ogóle? - to nastąpi, nie wiadomo. Zwłaszcza że koncesja na użytkowanie terenu wygasła, a lokalne władze nie mają chęci na wydanie nowej, ze względu na ochronę przyrody na wysepce.
Dla nas było istotne to, że na Caprerze
szans na nocleg nie mieliśmy. Mostem wróciliśmy na La Maddalenę…
La Maddalena
Trzeba było znaleźć jakieś lokum. Ewentualność spania pod dachem uznaliśmy jako ostateczność, przede wszystkim chcieliśmy znaleźć jakiś camping.
Przed wyjazdem zaznaczyłam sobie w Here punkt z
campingiem „Maddalena” . Brałam go pod uwagę przy realizacji pierwotnej wersji podróży po Sardynii, w której La Maddalena miała się pojawić na początku, a nie na końcu
. Wówczas ten camping był jeszcze czynny… Coś mi się kołatało w głowie, że miał działać
tylko do końca września, a nam przecież pojawił się już październik. No ale skoro strażnicy z Caprery wspomnieli
o nim, to może jeszcze (przy wciąż letniej pogodzie) będzie otwarty? Niestety wszystkie bramy były pozamykane na cztery spusty
.
Cóż teraz? Przypomniało nam się, że jadąc od portu w stronę mostu, mijaliśmy przy wylocie z miasta (w dzielnicy Moneta) jakiś campingowy szyld. Zapewne przy campingu niewielkim, przydomowym – ale czy to ma znaczenie?
Faktycznie, szyld był, brama „Il Sole” też otwarta… Za bramą w kantorku siedziała jakaś czarno ubrana babinka (jak nic, musiała mieć
grubo ponad 80 lat), ale poza rodzimym językiem, znała tylko jakieś słowa po francusku. My
zulu gulu w każdej tej mowie… Ze sklepiku przy bramie wjazdowej (chyba również tych samych właścicieli, co ten niby-camping) wychodził właśnie jakiś młody człowiek i przyszedł się pożegnać z babulinką. Być może wnuczek, nie wiem… Na szczęście umiał trochę po angielsku (co jak już wspominałam, u młodych Sardyńczyków nie jest oczywistą oczywistością), więc pomógł w rozmowie
.
Tak, camping jest czynny, tyle że w prysznicach nie ma ciepłej wody. Za nasz zestaw cena to 15 euro z noc ( więc
niewiele mniej, niż byłoby w posezonowej Maddalenie, gdyby tamten camping był otwarty), a jeśli chcielibyśmy podłączenie prądu (nie, nam nie był potrzebny) to dodatkowo 3 euro.
Brama i furtka zamykane wraz z nastaniem zmroku, ale babcia pokaże tajny „schowek” na klucz (tzn. płaski kamień, pod którym ten klucz włoży
) dostępny z zewnętrznej strony.
No dobrze, niech będzie... Zwłaszcza, że alternatywy nie mieliśmy
, jeśli następnego dnia chcieliśmy wrócić na Caprerę. Za późna pora, aby jeszcze tego dnia spróbować z Abbatoggią (na mapie jest był tam zaznaczony jeszcze jeden camping), zostawimy to sobie na kolejny dzień.
Co prawda już sam
wygląd „biura” budził obawy co do campingowej reszty, ale … na wszelki wypadek decyzję podjęliśmy przed sprawdzeniem
, żeby się nie wycofać , zostając z problemem poszukiwania jakiegoś taniego (pobożne życzenie) hotelu w La Maddalenie.
Obawy okazały się słuszne, infrastruktura sanitarna (i cała reszta) okres świetności miała chyba w czasach młodości babuleńki
. Archaiczny stan tego wszystkiego to jedno, kwestia czystości… lepiej będzie, jak
nie będę o tym opowiadać. Na szczęście woda z kranów leciała czysta
. Prysznice z zimną wodą były – ale pozamykane
. Może i dobrze, bo pewnie i tak
nie odważyłabym się tam wykąpać…
Po za tym – było OK
.