Trzeba było zatrzymać się gdzieś na kolacyjno-śniadaniowe sprawunki, zdecydowaliśmy się zrobić to w Bolzano.
Było nam po drodze, bo decyzja była taka, że nie będziemy jechać autostradą, ale dalej trasami bez opłat. Skoro chcieliśmy nocować „na dziko”, specjalnie na czasie nam nie zależało - im ciemiej, tym lepiej
. Byle z nabytym jedzonkiem
.
Wcześniej zakładaliśmy, że może jednak autostrada i jakiś parking przy niej… Potem pojawiły się inne opcje, zwyciężyła ta aby na spanie dotrzeć jak najbliżej Gardy.
Grzesiek wygooglał jakiś maleńki przydrożny parking tuż przed Nago. Gdyby miejsce okazało się
zupełnie do kitu, wówczas ostatecznie mogłaby być wersja campingowa w Torbole (jedno miejsce było nawet dość przyjazne cenowo
).
Przed nami był jednak jeszcze
kawał drogi, no i znalezienie w Bolzano jakiegoś marketu.
Z wjazdu do centrum miasta zrezygnowaliśmy, kierowaliśmy się na znalezionego w telefonicznej nawigacji Lidla, już blisko wylotu na Trento. Ostatecznie jednak, ciut przed tym Lidlem, był jakiś bardziej lokalny supersam, a naprzeciwko niego dogodny duży i bezpłatny parking. Bezpłatny, bo... przed cmentarzem komunalnym. Po zakupach, zaglądnęliśmy tam na chwilę. Co prawda w sprawach przyziemnych
(na cmentarzu było WC), ale na nagrobki też popatrzyliśmy.
No a potem sunęliśmy (tempo raczej marne, bo o tej porze dnia ruch był spory
) drogą równoległą do autostrady, w coraz większej szarówce.
Na Nago-Torbole mieliśmy zjechać dopiero w Rovereto, ale w Trento pojawiły się drogowskazy na Rivę, więc... pojechaliśmy za nimi. Tyle, że była to droga przez Arco, a więc
pomijająca Nago-Torbole .
Generalnie było to jednak dobre rozwiązanie, bo trasa niezła
, jechało się nią szybko, pomimo już całkowitych ciemności. Tyle, że przy niej
nie mieliśmy obczajonych żadnych ewentualnych miejsc na przydrożny nocleg, więc nie było wyjścia – dojechaliśmy aż do Rivy
.