Czas spłacić dług wdzięczności dla cro.pl. Postaram się zawrzeć troszkę praktycznych informacji by ktoś mógł skorzystać.
Zapraszam do relacji z naszego wyjazdu.
Urlop w naszym przypadku zawsze (lub prawie zawsze) musi być między 24 a 10 dniem miesiąca. Dodatkowo dzieci mamy w wieku szkolnym, więc musimy jechać w wysokim sezonie.
Od czterech lat jeździmy na kemping. Nie dlatego, że jest taniej... Bo nie jest. Na kempingu jest inaczej. Nic nas nie trzyma, jesteśmy mobilni. W ciągu wyjazdu zaliczamy cztery kempingi, więcej możemy zobaczyć.
Nie dlatego, że musimy... Dlatego bo chcemy i możemy...
Planowanie zaczynam zawsze duuużo wcześniej. Przeglądam relacje z podróży cropelkomaniaków, wybieram ciekawe miejsca, szukam noclegów. Lubię być przygotowany na różne warianty wypoczynku...
Przyznam szczerze ten etap sprawia mi dużo frajdy i jest dla mnie równie przyjemny jak sam urlop.
W 2016 roku Chorwacja ma być ostatni raz. Dodatkowo urlop ma być bez napinania, spokojny. I taki był... No poza małymi wyjątkami.
Plan powstał następujący:
Węgry - źródła termalne oraz zjeżdżalnie
BiH - rafting rzeką Uną
Pakostane - rejs na Kornati
Brać - zwiedzenie wyspy Afrodyty oraz plaża Bol
Przed samym wyjazdem pojawiło się kilka problemów.
Nie zdążyły dojść winiety z tooltickets. Mimo, że zamówiłem je 16 dni przed, sąsiadka wyjęła je trzy dni po naszym wyjeździe.
Całe szczęście w środku było tylko dwie na powrót (austriacka i słoweńska). Oczywiście ciała dała polska poczta, jakieś strajki były wcześniej i gdzieś list sobie leżał. Pozostałe to e-winiety, więc kupiłem online.
Tuż przed wyjazdem, samochód zaczął dziwnie się zachowywać. Przegląd już dawno miałem zrobić, ale sajgon w pracy sprawił, że ciągle nie zrobiony. Zadzwoniłem do serwisu, a tam masakra jakaś terminy tygodniowe. Udało mi się zarezerwować przegląd na dzień wyjazdu. Hardkore...
Dzień przed wizytą problem się pogłębił bardzo ciężko włożyć jakikolwiek bieg.
No najwyżej urlop będzie krótszy... Wyjedziemy później.
0 DDW
Godzina 6:40 stanąłem przed serwisem. Wspominam o problemach i usłyszałem pocieszenie:
- Powinno się udać zrobić dzisiaj.
Zostawiwszy auto w serwisie udałem się komunikacją miejską do domu. Żona w pracy, a ja lista wyjazdowa i pakowanie. Właściwie większość już gotowe od kilku dni, więc dopinam ostatnie punkty. Auto odebrałem około 15. Zostało tylko uzbroić w box i załadować.
Zawsze wyjeżdżamy ok. 19-20. Tym razem nie udało nam się zapakować i ruszyć tak wcześnie.
Tuż przed 24 wstąpiliśmy do mc'donalda [ikonka w której ktoś puka się czoło] i tak zaczęliśmy podróż. Kierunek Węgry Hajduszoboszlo.
Droga nie była zła, chociaż trochę kropiło. Przed granicą dopadł mnie kryzys i trzeba było troszeczkę odpocząć. Ja jadę w nocy, rano pałeczkę tzn. kierownicę przejmuje małżonka. Za granicą już jakoś lepiej się jedzie. Jakoś z górki...
Mijamy pola słoneczników.
1 Dzień.
Droga przebiega bez niespodzianek. Po godzinie 11 docieramy do kempingu i szok. Tłum i zamieszanie, brak wolnych miejsc. W recepcji mnóstwo gości z problemami. Jednym opaski nie działają, a dzieci na basenie. Inni próbują się wymeldować, część próbuje się zameldować. Jeszcze innym ktoś za blisko namiot postawił. Obsługa cierpliwie dwoi się i troi...
Zagadka: Kto robi największe zamieszanie?
Nerwowo się robi, wbijam w gps kemping rezerwowy i czekam na rozwój sytuacji.
Małżonka z synem ruszyła na polowanie tzn. poszukiwania miejsca. Upatrzyła rodzinę z Rumunii, która powoli się pakowała. Zostawiwszy syna na parceli ustaliła, że nie ma rezerwacji na niej. Mimo ciągłego zamieszania w recepcji "dogadała" się, że wjeżdżamy i za niedługi czas przyjdziemy się zameldować. Hurra...
Wjechałem więc na kemping omijając kilka czekających aut. Zdziwieni byli, że przyjechałem bez rezerwacji, ale chyba trafiłem na taką ekipę. Dojechałem na parcelę i przycupnąłem. Opuszczający parcelę mieszkańcy nieśpiesznie pakowali ostatnie rzeczy. Spotkaliśmy się recepcji... Goście z Rumunii zaczęli płacić i szok dla nas... dziesiątki tysięcy za kemping... Gdzie my jesteśmy? No tak, Węgry. Zapomnieli się i zer nie skrócili.
Zameldowani i szczęśliwi wróciliśmy na nasze miejsce. Czas rozbić domek. Najwięcej czasu zajmuje odpowiedź na pytanie - Gdzie będzie wejście? U nas zawsze lub prawie zawsze jest dyskusja. Samo rozbicie idzie sprawnie.
W ciągu godziny jesteśmy gotowi do wyjścia na rekonesans. A i w brzuszku burczy trzeba też coś przekąsić. Nie chciało nam się ruszać. Obeszliśmy kemping i skorzystaliśmy z pizzeri na nim. Ja byłem mocno zmęczony i marudny. Zamówiliśmy trzy pizze napoje i 2 duże piwa. Dzieci jak zwykle wyżłopały picie zanim zrobiła się pizza, więc była powtórka. Pizza całkiem dobra, piwo chłodne i szklanym kufelku. Ja nie lubię pizzy, więc ogryzałem końcówki racząc się moim napojem. Po wypiciu nie przeszkadzał mi wystrój z poprzedniej epoki. Dzieci ogarnęła głupawka.
Z rachunkiem znowu szok... Te ich setki, tysiące... Okazało się po przeliczeniu ok. 70zł.
Po posiłku chwila odpoczynku i spacerem do części termalnej. Tam obchód basenów, moczenie nóg i dzień ucieka...
Wróciliśmy do namiotu. My kawkę, a dzieciaki zjadły 50% zapasów gorących kubków.
Po pierwszym kempingowym wyjeździe przez pół roku jadłem chińskie zupki i gorące kubki. Na następne wyjazdy zabierałem symbolicznie. Awaryjnie... Podczas tego wyjazdu polowaliśmy na zupki we wszystkich sklepach. Dzieci przeszły same siebie.
Nie lubię siedzieć w namiocie więc zaproponowałem POM* i drobne zakupy. Syn odmówił współpracy i postanowił zostać w namiocie. Spacerkiem poszliśmy do miasteczka, które jest dosyć tłoczne, ale urokliwe. Obchód miasta to oczywiście: wizyta w kantorze, obejrzenie połowy straganów, przeczytanie menu wielu knajp, wizyta w sklepie spożywczym. Poza tym przy okazji oglądanie samego miasteczka i ludzi wokoło...
Zawsze pierwszy dzień jest organizacyjno-adaptacyjny.
Zdjęć niestety mało, padła mi karta pamięci. Nie udało mi się odzyskać sporej ilości zdjęć.
POM* - powolny obchód miasta