Wtorek, 29 wrześniaPoszliśmy spać późno, spaliśmy długo. Obudził nas głód!
Jeszcze w domu postanowiliśmy, że na pierwsze kreteńskie śniadanka będziemy chodzić na miejską halę targową – Agorę. Nie jest to oczywiście tanie rozwiązanie, no ale jak inaczej zdążyć z popróbowaniem chociaż części z bogactwa dań kreteńskiej kuchni? Rzecz jasna, to co zdołamy zjeść w czasie tego urlopu, to kropla w morzu (wszak nie mamy po siedem żołądków, jak Alf) , ale w jakimś stopniu poznamy jednak lokalne smaki!
Pani Chalepianka napisała w swojej książce, że „jedzenie to druga po prawosławiu religia dla Kreteńczyków”. Jeśli więc chcemy choć trochę wgłębić się w klimat wyspy,
nie możemy ignorować tutejszej kuchni.
Z racji tego, że w tym roku nie podróżujemy volvo, służącym nam w Grecji za sypialnię i kuchnię jednocześnie, w kreteńskie smaki będziemy wgłębiać się w lokalnych przybytkach gastronomicznych. Fakt, pochłonie to
znaczną część naszego wakacyjnego budżetu, ale cóż począć? Na ubiegłorocznych miloskich wakacjach koszty podróży (wliczając prom) stanowiły około połowy wszystkich wydatków, tym razem proporcje będą
zupełnie inne…
Miejska kryta hala targowa czyli Agora znajduje się w obrębie starówki, a konkretnie w miejscu, gdzie kiedyś znajdował się wenecki bastion Piatta Forma. Potężny (ok. 4 tys. m2) neoklasycystyczny budynek na planie równoramiennego krzyża powstał w latach 1908-1913, architektura wzorowana jest na hali z Marsylii. Uroczystego otwarcia dokonał premier Eleftherios Venizelos, trzy dni po ceremonii włączenia Krety do Grecji.
Dach Agory posiada wspaniałą kratownicową konstrukcję ze szklanymi płytami. W centrum hali znajdują się tablice ze zdjęciami i opisem dotyczącym Agory. Wewnątrz stoiska z towarami wszelakimi, niestety
ceny czasem z kosmosu. To samo wielokrotnie można kupić o wiele taniej w innych sklepach w mieście. No ale halowy misz-masz prezentuje się fajnie, kupić coś czy nie – popatrzeć warto
.
Ze względu na nasze potrzeby, istotne są jednak nie halowe sklepiki, ale znajdujące się pod tym samym dachem małe restauracyjki
, przeważnie rodzinne (gotuje mama, gości obsługuje tata lub syn, albo obaj naraz). Ta część Agory spodobała nam się już w 2010, między innymi z tego powodu
zależało nam na noclegach w Chanii w niewielkiej odległości od hali. Za moment przysiądziemy tam na pierwszym tegorocznym chanijskim śniadaniu, trochę
nietypowym w stosunku do polskiej śniadaniowej normy.