Wieczoru z jagnięciną niestety
nie będzie… Plakaty we Frangokastello okazały się
przestarzałe. Żeby załapać się na jagnięce żarełko zapijane raki czy lokalnym winkiem, przy tradycyjnej muzyce na żywo, musielibyśmy trafić tu
dwa dni wcześniej, bo po szczycie turystycznego sezonu, biba była w środku tygodnia. Jeśli któregoś roku wybierzemy się tu na urlop ponownie (co jest wielce prawdopodobne
), zaczniemy od sprawdzenia aktualnie obowiązującego rozkładu.
Teraz wprawdzie też moglibyśmy zjeść coś z owieczki (bo kuchnia działa i jakieś dania ma
), no ale jeszcze głodu nie czujemy... Tylko pragnienie
Zgodnie więc postanawiamy, że tylko po piwku
, a potem zejdziemy do Frangokastello przez oliwkowy gaj, a nie drogą jezdną. Powinniśmy zdążyć przed nastaniem ciemności.
Widoczki z tarasu…
Dach kapliczki Agios Ioannis będziemy potem „podziwiać” z oddali z naszej drogi wśród oliwek. Była ona trochę za bardzo na wschód ona naszego kursu, toteż blisko nie podeszliśmy.
Pani „Viglesowa”, korzystając z tego, że w tawernie pustki, zajęta była zaprawianiem oliwek.
Najpierw przez tydzień moczenie w zmienianej codziennie (a nawet dwa razy dziennie) wodzie żeby pozbyć się goryczy, potem odstawienie na kolejnych kilka dni oliwek zaprawionych sokiem z cytryny… No i można delektować się oliwkowym smakiem
. Taka jest tutejsza receptura, bo jak wcześniej czytaliśmy u Pani Chalepianki, ile domów – tyle przepisów
. Moczenie może trwać nie tydzień, lecz dwa (trzeba próbować, czy goryczki już nie ma), różnie też wygląda nacinanie oliwek przed zalaniem wodą,a zamiast cytryny po wymoczeniu dodaje się ocet winny bądź oliwę, a do tego jakieś świeże zioła, wg indywidualnych upodobań.
To oczywiście przepisy na oliwki w ilościach konsumpcyjnych, a nie na sprzedaż w większych ilościach… No bo komu by się chciało wymieniać tyle razy wodę w setkach kilogramów? Z objazdu Peloponezu pamiętamy, jak pan Bekas z Palea Epidavros opowiadał, że on moczy oliwki bezpośrednio w morzu, przez
kilka miesięcy w drewnianych bekach...