Poniedziałek, 5 październikaPonieważ wszędzie mamy blisko
, nie musimy zrywać się skoro świt. Wystarczy pobudka kilka minut przed ósmą, potem zakupy w pobliskiej piekarni, obok której jest sklep, gdzie kupujemy produkty na grecką sałatę. Rach ciach ciach i mamy ją w miseczkach na naszym balkonie
.
Do przystanku autobusowego bliziutko, więc jesteśmy tam nawet ciut za wcześnie
. To tak na wszelki wypadek, żeby nam nie odjechał
jedyny autobus, jakim możemy dojechać do mostu w Aradenie.
Autobus (a konkretnie – busik) przybywa na przystanek o czasie, kupujemy bilety (bezpośrednio u kierowcy, gdyż budka informacji turystycznej, w której bilety można nabywać, jest nieczynna o tak wczesnej porze ; od osoby 2,80 euro) i punkt 9:00 ruszamy
. Razem z nami w busiku jest jeszcze kilka osób, ale razem jedzie nas chyba nie więcej niż dyszka.
Fotek z fantastycznej serpentyniastej drogi tym razem nie mam , ale w relacji 2010 trochę ich wkleiłam
(zwłaszcza tych zrobionych podczas zjazdu).
Po półgodzinnej jeździe wysiadamy po drugiej stronie mostu, który tak mnie zauroczył pięć lat temu. Już wtedy żałowałam, że wówczas nie zdecydowaliśmy się na wędrówkę wąwozem
Aradena. Było niemalże pewne, że powrót na Kretę musi się wiązać z nadrobieniem „błędu”. Nic więc dziwnego, że po zakupieni biletów na samolot, zaczęłam planować
...
Na początku września, prosząc Wojtka Franza o jakieś szczegóły z jego wędrówki przez ten wąwóz, napisałam:
dangol napisał(a): Już sprawdziłam, że codziennie (tylko jeden poranny kurs!) kursuje do mostu autobus z Chora Sfakion, więc dotarcie do miejsca startu wędrówki nie powinno być problemem. O ile poprzedniego dnia dotrzemy do Chora Sfakion i tam znajdziemy sobie jakieś spanko (no bo nie ma opcji, żeby wstać na tyle wcześnie rano, by zdążyć z dojazdem z Chanii). Po dotarciu wąwozem do plaży Marmara , po kąpieli i regeneracji w tawernie , będziemy musieli kontynuować wędrówkę aż do Loutro, skąd dalej powrót już promem. Nawet przy naszym żółwim tempie, powinniśmy zdążyć .
Jesteśmy przy żelaznym moście, za chwilę zaczniemy realizować
kolejne punkty planu.
Most został zbudowany w latach 1980-1986, jest darem braci Vardinogiannis dla ich rodzinnej wioski Agios Ioannis (położonej jeszcze kilka kilometrów dalej na zachód), która dzięki temu zyskała możliwość dojazdu…
Tym razem nie mieliśmy obaw o własne bezpieczeństwo, gdy busik przejeżdżał przez wąziutki most zawieszony
138 metrów ponad wąwozem. Gdy
pięć lat temu pokonywaliśmy go Kaloszem, trochę nas niepokoiły
odgłosy wydobywające się spod kół turlających się po drewnianych belkach, jakimi most jest wyłożony. Widok przez szczeliny pomiędzy belkami na odleeeeeeegłe dno wąwozu, tez mroził w żyłach krew.
Teraz – luzik
.
Po zachodniej stronie mostu jest mały parking, tam też znajduje przystanek KTEL. Jest też mały kiosk, w którym można kupić coś do picia, jeśli
zapomniało się o tym na dole. Po drodze przyda się bardzo!