Gdy nogi zaczęły
boleć, przysiedliśmy w porcie przy winku. Daliśmy się
namówić do restauracji Korali, mieszczącej się przy
Villi Venezia, w której z chęcią byśmy przenocowali, gdyby nie to, że znacznie przekroczylibyśmy dopuszczalny pułap cenowy. Wino wprawdzie tańsze niż miejsce w pokoju z widokiem na port, ale…
uważajcie! My po raz kolejny przegapiliśmy
zaglądnięcie do karty, chociaż po piwku pod synagogą mieliśmy zachować czujność. Tym razem już po raz ostatni daliśmy plamę… Dobrze chociaż, że wino nie było podłym sikaczem, bobyśmy się zapłakali…
Wieczór jednak był młody
, więc trzeba było coś jeszcze zrobić ze sobą. Może jednak niekoniecznie w porcie?
Postanowiliśmy pójść do Mesostrato (przy ul. Zambeliou równoległej do nabrzeża), które spodobało nam się podczas wielokrotnego krążenia uliczkami.
To był bardzo dobry wybór, nie tylko ze względu na cenę wina
. Zaciszna lokalizacja Mesostrato wykorzystuje XVII-wieczną wenecką loggię, w której mieściła się siedziba głównego zarządcy miasta La Canea. Siedzi się pod gwiazdami, gdyż w czasie bombardowania (II wojna światowa) budowla straciła dach, którego nigdy nie naprawiono… Wystrój wzbogacono nowoczesnymi akcentami, ale istotne elementy z czasów weneckich pozostały (na przykład pomiędzy oknami inskrypcja „Nulli parvus est cui magnus est animus” – Nie będzie nisko ceniony ten, kto jest odważny i bogaty duchem).
Oczywiście, białe wino
. Do tego cretan dakos – czyli tradycyjny kreteński jęczmienny suchar (
paksimadi), z pomidorem, oliwą z oliwek i lokalnym serem mizithra.
To jedna z najpopularniejszych przekąsek na Krecie, do wina wyśmienita.
Grecka muzyka na żywo…
Muzycy może nie najwyższej klasy, ale z pewnością z repertuarem dobrze znanym greckiej części klienteli, a dzięki temu super nastrój udzielił się i nam
.
W sumie mieliśmy szczęście, ze trafiliśmy do Mesostrato w momencie, gdy trwało tam spotkanie sporej grupy greckich przyjaciół , oprócz muzyki, były też spontaniczne tańce
.
Pląsały panie, a panowie popijali
to i owo przy stolikach i zachęcali swe kobiety to tańca gromkimi okrzykami „Opa, opa!”
W pewnym momencie, od stolika za nami, popłynął śpiew… Siedziały tam dwie młode dziewczyny, jedna z nich poczuła potrzebę obdarowania nas pięknem swego głosu. Naprawdę, było magicznie
. Były oczywiście gromkie brawa, a panna została „zmuszona” do kilku jeszcze pieśni, już na "estradzie" razem z muzykami.
Kilka krótkich filmików (wprawdzie nie oddają tego, co odczuwaliśmy, ale popatrzeć i posłuchać można
) :
filmik 1filmik 2filmik 3filmik 4filmik 5