Powrót do Breli (2001-2013) Czyli sprintem przez Dalmację
Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj! [Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Opowieści super jak dla mnie. Mam nadzieję grasować w lipcu od Szibienika po Split. Piszesz o "Titanicu", gdzieś spotkałem na forum osoby, które korzystały z podobnych łodzi i pisali, że nie były potrzebne papiery. Jak było u Ciebie? Na dalsze wypady (Kornati) to się chyba nie nadaje, ale 5 węzłów wyciągnie ?
Romancad napisał(a):Opowieści super jak dla mnie. Mam nadzieję grasować w lipcu od Szibienika po Split. Piszesz o "Titanicu", gdzieś spotkałem na forum osoby, które korzystały z podobnych łodzi i pisali, że nie były potrzebne papiery. Jak było u Ciebie? Na dalsze wypady (Kornati) to się chyba nie nadaje, ale 5 węzłów wyciągnie ?
Witaj Na "rentabota" lub Titanica jak kto woli - nie trzeba papierów, z 5 konnym silnikiem nie wejdziesz raczej w ślizg Myśmy płyneli wzdłuż brzegu - wg map nawigacyjnych zrobiliśmy ok 12,5 nm Brela - Omiś co dawałoby by z grubsza ok 18 km w jedną stronę. Nie wiem skąd będziesz próbował dopłynąć na Kornati ale dzielność morska tej łajby jest żadna a Ty miałbyś do pokonania ok 9 nm w lini prostej do brzegu Dramatycznie nie polecam...
Czytam swoją relację - poprawiam ją chwilami w całych akapitach odświeżając pamięć tego urlopu - nie tylko ze zdjęć ale i z wrażeń. Wiem, że zarówno Trogir, Szybenik i Krka zasługują na więcej wspomnień ale nie zapisały się szczególnie w mojej głowie poza opisanymi już przebłyskami pamięci A może po prostu jest tak, że kiedy jesteś odpowiedzialny za siebie i 5 innych osób na pokładzie auta poczucie odpowiedzialności krępuje nieograniczone oddawanie się przyjemnościom urlopu?
Dni 2 tygodniowego urlopu płyną spokojnie rzeczka Mierzęcinka przez Drawieński Park Narodowy - od czasu do czasu zatrzymując się na dziwnych zdarzeniach. Po chorwackim wietrze została tylko dziura w pokrowcu na auto, aż do dnia w którym idziemy na plażę i wpadam na jeden z najgłupszych pomysłów w swoim życiu postanawiając wsadzić iphona w kieszonkę w kąpielówkach... Wychodzę z apartamentu i oczywiście telefon (w którym mam również jedną i jedyną nawigację) wypada nie powiem którym miejscem. Chciałbym krzyczeć nieeee - ale tylko patrzę jak czarna obudowa oddala się by prasnąć z wysokości 3 metrów na płytki gresowe korytarza. Podnoszę telefon i okazuje się że pękła szyba chroniąca wyświetlacz a tylna część obudowy pokryła się tysiącem drobniutkich pęknięć. Telefon oczywiście nie żyje. Włączam go, o dziwo loguje się i o dziwo nawigacja również działa... W Splicie wyszukuję serwis Apple i jedziemy tam wspólnie z Żoną. 3 godziny czekania i uboższy o 250 kun wracam z tylną obudową lśniącą nowością (przedniej nie ruszyłem do dziś). Konkluzja - jeśli jedziesz na urlop i nawigację masz w telefonie - to nie żałuj 50 zł na ochraniacz... (albo nie wkładaj go na miłość boską do gaci...)
Towarzystwo wyplażowane, wylenione więc czas znów ruszyć w chorwacki interior. W negocjacjach dotyczących wycieczki na Sv Jure niestety nie mam szans - może w tym roku się uda Pada więc decyzja na Dubrownik. Ustalamy, że wyjazd wcześnie rano aby uniknąć korków na drodze.
Poranne niebo ma specyficzny seledynowo-różowy odcień, który można dostrzec tylko wcześnie rano. Pomny wspomnień Jacunia (poczatkujacy-kierowca-a-podroz-sucuraj-jelsa-t7216-30.html#p82822) zmuszam rodzinę do szybkiego śniadania i ładujemy się do auta. Kilometry uciekają a Jadranka ma bez wątpienia jedne z najładniejszych widoków w Europie. Każdy zakręt odkrywa coś innego - jakbyś zdejmował kolejne odsłony tego samego zdjęcia... Szybko docieramy do Drvenika z którego można wygodnie wystartować do zwiedzania Hvaru - wszyscy patrzą z ciekawością na prom do którego i my pojutrze wejdziemy... Droga wije się miedzy górami a Jadranem ukazując nam bacińskie jeziora, później Ploce - skomunikowane promem z Korczulą i niecka Neretwy którą wypełnia zieloność drzew owocowych i upraw. Naprawdę polecam tą trasę ze względu na widoki. Podoba nam się przejazd wzdłuż Neretvy z widokiem na miejscowość Komin i łodzie o miło brzmiącej nazwie TRUPICA przycumowane przy nabrzeżu -długie o przysadzistych kształtach - podobno służące do transportu owoców z pół uprawnych tam gdzie nie ma dojazdu autem. Raz w roku w tych okolicach odbywa się wyścig łodzi na trasie Metkowic - Ploce. (jeśli ktoś widział i ma zdjęcia - niech wrzuci).
Już prawie jesteśmy w DUB gdy nagle z tyłu dochodzą odgłosy gwałtownego pozbywania się zawartości żołądka. M - niestety został pokonany przez zakręty Jadranki. Z filozoficznym urlopowym spokojem zatrzymuję się tracąc miejsce w peletonie aut zmierzających w kierunku DUB. Jeszcze chwilka i wjeżdżamy z kolejną falą samochodów do miasta.
Zastanawiam się co wybrać - wjazd na górę i zjazd kolejką do miasta czy szukanie miejsca parkingowego w mieście. Ze względu na Młodego - szukam parkingu natychmiast zanim odda resztę śniadania i znajduję praktycznie pod Starym Miastem - na Iza Grada. Uff - tuż obok parkingu jest też toaleta - kolory M szybko wracają do normalnych i zanurzamy się w Stare Miasto.
Pierwszy przystanek to oczywiście fontanna Onufrego - stały punkt zbiórek wycieczek więc panuje tu tłok i chaos równy chińskiemu bazarowi z żarciem. Idziemy dalej ulicą Placa by w końcu gdzieś w połowie ostro skręcić w lewo. Przed wykonaniem skrętu wpadamy jeszcze do sklepu z koszulkami - obydwaj synowie dostają koszulki z niebieskim adriatyckim wzorem i napisem Dubrovnik. Lubię takie pamiątki.
Po pokonaniu niezliczonej ilości schodów i złapaniu nieskończonej ilości oddechów - dochodzimy do murów - łapiąc fajny punkt widokowy z boiska lokalnej szkoły. Żona idzie robić zdjęcia - przychodzi z kwaśną miną choć widoki piękne. Ja Co się stało? A: A bo kraty są wszędzie. Patrzę na foty - faktycznie na każdym uwieczniona krata ogrodzenia boiska o wyjątkowo cienkich i wrednych oczkach. Można tylko stać i pamiętać widok ale nie da się go uwiecznić. Szkoda.
Idziemy wzdłuż murów (mając je po lewej stronie) i schodzimy w kierunku portu - po drodze fajna mała knajpka z cenami - jakby nie była w Dubrowniku... Szybko docieramy do Pałacu Sponzy, krótki odpoczynek w porcie. Nie dajemy się namówić na super wycieczkę, wypożyczenie kajaka, żaglówki, motorówki (była mi potrzebna kilka dni wcześniej) i idziemy w kierunku Katedry. Później - znów przy murach - tym razem z drugiej strony miasta. Idąc ulicą Od Margarite - można trafić na malutką kawiarenkę położoną na specjalnych platformach po drugiej stronie muru - polecam bo widoki są fajne i warte kosztu butelki dubrownickiej wody. Oczywiście o ile nie jesteście z dziećmi... Tata kup mi sok Wymiotowałeś dzisiaj - napij się wody To nic - już się dobrze czuję No dobrze... Hurra - myślałem, że nie kupisz mi soku. Ja w myślach - brak zdecydowania kiedyś mnie zgubi...
Dachy Dubrownika to nieme świadectwo wojny bałkańskiej, którą musiałem poznać teoretycznie podczas pisania swojej pracy licencjackiej - daaawno temu. Wg niektórych źródeł ostrzał miasta z otaczających je gór - zniszczył 56% budynków (w tym 650 historycznych). Faktycznie widać nie tylko klejenia ścian ale w wielu miejscach - stara dachówka której ocalało za mało - była po prostu kładziona na nowe dachy w celu zachowania starego wyglądu miasta. Żeby zrozumieć tragedię tego miasta i ogrom pracy wykonany przy jego restauracji - polecam filmik na Youtube - podrzucam link - nie wiem czy mogę Moderatorze?
Z grubsza po 5 godzinach chodzenia kończymy znów przy fontannie Onufrego. Rodzice nie dają się wypchnąć na zwiedzanie murów. Jeśli mam być szczery - nie pamiętam czy w 2001 chodzenie po murach było płatne. Może było ale cena tak nie powalała jak dziś w środku sezonu. My również nie chcemy za bardzo przedłużać chodzenia w słońcu nauczeni doświadczeniami z poprzedniego tygodnia więc zostawiamy Dubrownik za plecami i robimy odwrót do Breli. Dziś kiedy piszę te słowa uświadamiam sobie, że mogliśmy jeszcze wjechać do góry - patrzeć na Dubrownik z perspektywy lotu ptaka. Szkoda. Może Wy nie zrobicie tego błędu - myślę, że całość wjazdu nie zajmie więcej niż 1-1,5 g a szkoda aby taka atrakcja uciekła
Dzięki za info o łódce. Wybiorę raczej coś większego z zawodową obsługą. W Dub zmęczeni całodziennym łażeniem i upałem wsiedliśmy do busa, a ten nam pokazał jak się wjeżdża do góry. Widoki i jazda nie zapomniana. Wrażliwym nie polecam z uwagi na możliwość utraty obiadu, nie tylko soku. Ostatnie zdjęcia to Peljesak, wspinałem się tymi murami w Stone. Myślałem, że jesteśmy bardzo dzielni z uwagi na temperaturę (blisko 40), ale gdy zobaczyłem murarzy, którzy w tym upale odbudowywali mury to zmieniłem zdanie.