Afryka chodziła nam po głowie od dawna. Marzyły nam się słonie, lwy i żyrafy. Jednak mieliśmy świadomość, że typowa wycieczka z biurem podróży w stylu 7 dni safari + 7 dni na plaży nie jest dla nas – głównie z uwagi na bąbelki, które nie nadają do takiego trybu podróżowania. Z kolei samodzielna organizacja takiego wyjazdu do Kenii lub Tanzanii gdzie w zasadzie trzeba skorzystać z lokalnego przewodnika i z nim jeździć po parku była poza naszym zasięgiem finansowym. Aż któregoś dnia na jakimś blogu podróżniczym trafiłam na relację z wyprawy typu self-drive po Namibii. To było to czego szukaliśmy. Szybkie rozpoznanie co i jak i wiedzieliśmy, że to coś dla nas. Potem przyszedł COVID i plany trzeba było odłożyć. Na szczęście w 2023 r. nic już nie stało na przeszkodzie żeby przywitać się z Afryką.
Wyjazd do Namibii to nie jest coś co da się zorganizować na spontanie z dnia na dzień – lotów z Europy jest niewiele i tanie nie są. Promocje trafiają się rzadko. Auto i noclegi w najbardziej atrakcyjnych miejscach trzeba zarezerwować z kilku miesięcznym wyprzedzeniem. Jednak zdecydowanie warto podjąć ten trud.
W styczniu 2023 r. staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami biletów na trasie Warszawa-Wiedeń-Addiss Abeba-Windhuk i powrotnego Windhuk-Addis Abeba-Sztokholm-Warszawa. Potem rezerwacja auta – udało się zarezerwować we w miarę dobrej cenie Nissana 300NP z dwoma namiotami na dachu i pełnym wyposażeniem campingowym (śpiwory, poduszki, lodówka, stolik, krzesła, butla, zastawa, sztućce, garnek, czajniczek i kilka innych „szpargałów”). Jedyny minus – manualna skrzynia biegów a tu ruch lewostronny. Ale daliśmy radę . Potem przyszedł czas na noclegi – ostatecznie wyklarowała się trasa – Windhuk-Sesreim-Walvis Bay - Cape Cross-Spitzkoppe-Twyfelfontein - Etosha-Cheetah Conservation Fund/Otijaworongo - Waterberg-Windhuk. Na około 4 miesiące przed wyjazdem właściwie wszystko było ogarnięte i zaplanowane i pozostało tylko czekać…
Kilka fotek za zachętę: