napisał(a) Franz » 13.04.2012 14:43
Dzień pierwszy, a właściwie jego połowa.
Lądujemy na lotnisku, które sprawia wrażenie wąskiego paska niezbyt umiejętnie doszytego do lądu i wchodzimy do hali przylotów, daremnie wypatrując naszych bagaży. W końcu pojawiają się, ale nie na taśmociągu, tylko osobnym wózkiem przywożą nasze plecaki, opakowane przez nas w Warszawie w niebieskie worki na śmieci. Bagaż niewymiarowy. Hmm, w Warszawie, a nawet podczas wielu poprzednich przelotów, nie traktowano naszych plecaków w sposób nadzwyczajny. No cóż, może to te niebieskie worki...
Wychodzimy jako jedni z ostatnich, ale wszystko gra - znajduje się i dla nas miejsce w autokarach z tabliczkami, na których widnieją nazwy hoteli. Wkrótce kawalkada wyrusza, a że nasza mieścina nie leży zbyt daleko, to i wkrótce zjeżdżamy z głównej szosy na znacznie węższe i nieco kręte uliczki Canico de Baixo. Autokar zatrzymuje się przed hotelem Roca Mar i towarzystwo się wysypuje. Zajmujemy miejsce blisko końca kolejki do recepcji i powoli, cierpliwie posuwamy się do przodu. Okazuje się, że jeszcze nie wszystkie pokoje są przygotowane, ale nasz już czeka. Pani wręcza klucz, bagażowy usiłuje się załapać na nasze towarzystwo, ale rozkładam ręce bezradnie - nic dla pana nie mam, plecaki tkwią już na grzbietach.
Pokój jest całkiem miły, dopiero później poznamy po nieco wygiętych kartkach książek, że jednak odrobinę zbyt wilgotny. Widok z balkoniku mało interesujący, ale nie mamy zamiaru na nim przesiadywać, więc to nas mało interesuje. Jeszcze nie zdążymy się rozpakować, a już dzwoni telefon - recepcja zgłasza, że czeka ktoś z wypożyczalni samochodów. Proszę, jacy punktualni!
Samochód rezerwowałem jeszcze z Polski przez Internet i teraz witam się z panią, która po mnie przyjechała dokładnie o godzinie 14:00. Podjeżdżamy raptem kilka kroków - do małego pomieszczenia firmy Rodavante, gdzie podpisuję papiery i oglądamy auto z każdej strony. Pani zaznacza wszystkie zadrapania - oczywiście, są z każdej możliwej strony - po czym odbieram pojazd, który ma nas przez tydzień wozić po wyspie. Wracam pod hotel i zgłaszam pełną gotowość bojową.
Żeby okrasić jakimiś widoczkami ten tekst, trzy fotki z przyszłości, ilustrujące hotel oraz widok z tarasu przy jadalni.