Re: Portugalia, Madera, Azory: Lizbona
napisał(a) Franz » 02.07.2014 16:12
Azory opuściliśmy z półgodzinnym opóźnieniem i z takim samym lądujemy w Lizbonie. Nad samym miastem samolot nagle się obniża i Bea ma uczucie, że wpadamy w jakąś dziurę. Z różnych siedzeń dookoła dobiegają nas odgłosy, świadczące, że na niejednym pasażerze wywarło to stosowne wrażenie. Dalej procedura przebiega już bez niespodzianek i wkrótce dotykamy stopą kontynentu. Po odebraniu bagaży przychodzi kolej na samochód. Mam potwierdzenie, że ktoś z wypożyczalni odbierze nas na lotnisku. Ba! Ale w którym miejscu?
Wyjść na zewnątrz jest wiele, Bea zostaje więc z plecakami przy jednym z nich, a ja udaję się w kurs. Obiegam kryte parkingi, szukając wzrokiem nazwy "Dolar", w końcu zasięgam języka u Avisa. Radzą mi ustawić się przy stoisku Vodafone, zawracam więc, pytając jeszcze po drodze policjanta, gdzie dokładnie ten Vodafone się znajduje i okazuje się, że właśnie przy tym wyjściu, gdzie czeka Bea. A jej w międzyczasie wpadł w oko jakiś granatowy bus, który zatrzymał się na moment i wyskoczył z niego facet, kierujący się do budynku lotniska i rozglądający się dokoła. Bea mi go wskazuje, więc podchodzę i nawiązuję rozmowę.
Tak, to właśnie o nas mu chodzi. Pan ściąga telefonicznie busa, który nie mógł w tym miejscu parkować i po chwili już jedziemy do naszej wypożyczalni. Trasa jest nieco skomplikowana, zmrok już zapadł, więc nie potrafiłbym jej odtworzyć, wkrótce jednak jesteśmy na miejscu. Załatwianie formalności, podpisywanie papierów, nanoszenie zauważonych uszkodzeń i zadrapań samochodu - to Opel Corsa - sprawdzam jeszcze, z której strony znajduje się wlew paliwa i jak się go otwiera. W porządku, możemy ruszać. Przekręcam kluczyk, rozrusznik chodzi i... to by było na tyle. Kiedy puszczam, wszystko gaśnie. Powtarzam czynność kilka razy, efekt analogiczny. Wóz nie startuje. Wracam do biura, pani, z którą załatwiałem formalności, wychodzi i wsiada do wozu. Przytrzymuje starter dłużej i wóz w końcu zapala. No cóż - ręka fachowca.
Odjeżdżając, kieruję się w stronę najbliższej stacji paliw, jako że bak mamy prawie pusty. Za każdym razem, gdy zwalniam, zapala się kontrolka akumulatora. Przed skrzyżowaniem się zatrzymuję - samochód gaśnie, ale na szczęście daje się odpalić ponownie. Ktoś z przeciwka błyska mi światłami - coś jest nie tak? Ano, jadę bez świateł. Odnajduję właściwy przycisk i jeden reflektor się zapala. Drugi? Niestety, nie. No, cóż - trzeba wrócić do biura. Bea próbuje zaświecić lampkę pod sufitem, żeby zlokalizować nas na mapie i tu kolejna ciekawostka - coś tam jest połamane i lampka nie działa. Odwozimy naszą ruderę na kołach z powrotem - przyjmują bez problemów i po chwili podstawiają Forda Fiestę. Znowu nanosimy zauważone uszkodzenia, dodatkowo sprawdzam działanie świateł - tym razem wszystko działa - możemy jechać. Dojeżdżamy na stację benzynową, chcę otworzyć wlew paliwa... Ba! Jak to się robi? W tym wozie tego akurat nie sprawdziłem...
Otworzyć klapki z zewnątrz nie potrafię, w środku przeszukuję wszystkie podejrzane miejsca, ale stosownego przycisku też nie widać. Może ktoś z personelu mi pomoże? Portugalskiego nie znam, wchodzę do budynku i pytam o znajomość języka angielskiego - tiaa... rozkładają ręce. Mnie zaś ręce opadają...
Witaj, Lizbono!