napisał(a) Franz » 18.12.2024 17:07
I co z moją ścieżką? Wprawdzie nikła, ale jest! Coś prowadzi dalej. Po krótkim odpoczynku i rozejrzeniu się po okolicy – półwysep Sao Lourenco w słońcu rozwesela serce - ruszam nią i za chwilę osiągam nieznaczną przełączkę, gdzie mam do wyboru dwa warianty, oba równie marne.
Zrzucam plecak i bez mojego garbu sprawdzam każdą z tych opcji. Najpierw sprawdzam prawą odnogę, opadającą stromymi zakosami – wygląda na to, że bliski koniec jej nie grozi – po czym przeprowadzam rekonesans w lewą stronę po wąskim grzbiecie. Po przejściu około 150 metrów odrzucam ten wariant, a wracając potykam się o wystający korzeń, w wyniku czego momentalnie obsuwam się po piekielnie stromym zboczu. Bezskutecznie próbuję znaleźć oparcie dla stóp, ale na szczęście rękami łapię rzeczony korzeń, zawisając nad zieloną przepaścią.