napisał(a) Franz » 20.06.2024 17:13
Przy skrzyżowaniu z drogą na Corujeira widzę kogoś myjącego samochód, za którym stoi niewielki budynek z trzema otwartymi drzwiami, z czego przez środkowe dostrzegam jakieś butelki. Przy wejściu stoją grabie, wewnątrz nikogo, ale widać, że asortyment jest interesujący. Na moje „bon dia” odpowiada mi wyłącznie cisza, ale po chwili zjawia się pan od samochodu. Dogadujemy się, że interesuje mnie cerveja, a na pytanie, czy fresca, skwapliwie potakuję i zaraz pojawia się butelka zimnego piwa i zgrabny pucharek.
- Cuanto? - pytam o cenę.
- Oitenta – pada odpowiedź, chociaż nie do końca jestem pewien, ile to wychodzi w naszym języku, ale być może ma być osiemdziesiąt centów.
Patrzę na to piwo, to tylko jedna trzecia litra – będzie mało, od razu zamówię dwa.
- Dos – mówię.
Tu pan się ze mną nie zgadza – to jest cena za jedno. Nieporozumienie wkrótce się wyjaśnia, dostaję drugie piwo i zasiadam przed gankiem, gdzie za krzesła robią dwa drewniane pieńki, a rolę stolika pełni betonowy murek. Przez drugie drzwi widać w środku rodzaj baru, czyli mają tu wszystko pod jednym dachem. Niestety, nie mają chleba, ale kupuję croissanty do planowanej później kawy. Wprawdzie na opakowaniu widnieje cena 1 euro, ale jako że to jest bar, pytam o cenę dla mnie.
- Jedno euro…
Tak mi się tu wygodnie siedzi, że decyduję się na pochłonięcie kupionych właśnie łakoci, a dla uzupełnienia płynów jeszcze jedno piwko.