Dziękując gospodarzom, opuszczam ich domostwo z siatką upragnionego chleba, a także zostawiam swoje śmieci w napotkanym koszu. Muskając zaledwie wzrokiem drogowskaz na Pico das Piedras, wybieram drogę bardziej w lewo. Żadne pico, żaden szczyt, mnie nie interesuje – chcę kontynuować przejście lewadą. Jednak szybko się orientuję, że obrałem szosę asfaltową, prowadzącą w doliny; wracam zatem do rozstajów, tym razem wczytując się dokładnie we wszelkie dostępne informacje. No, tak – oprócz szczytu Pico das Piedras, jest jeszcze drugie miejsce o takiej samej nazwie, usytuowane 20 metrów niżej od mojej aktualnej pozycji i odległe o około dwa kilometry. I to będzie moje pico, jako że leży na przedłużeniu lewady, którą wędruję, tyle że tym razem jest to już jednak szeroka droga. Nabieram do butelek wody wprost z lewady i zaczynam się rozglądać za stosownym miejscem na nocleg. Jakoż i po chwili nadarza się coś odpowiedniego – ograniczona barierką droga zatacza lekki łuk, zostawiając pomiędzy ogrodzeniem a lewadą fajne płaskie miejsce. Opieram plecak o płotek i ruszam bez niego jeszcze jakieś dwieście metrów, by sprawdzić najbliższe sąsiedztwo.
Za zakrętem pozdrawiam napotkaną panią z pieskiem, a ta szeroko się do mnie uśmiecha. Okazuje się, że to jedna z kobiet w kuchni, tylko ja – jak zwykle – nie poznałem.
- Nocleg? Dziesięć minut dalej masz Rancho Madeirense, tam się prześpisz.
Nie, dziękuję - wyjaśniam, że wolę w namiocie.
- Pod namiot też tam się miejsce znajdzie. Jak zapytasz, na pewno nie będą mieli nic przeciwko.
Pozostaję jednak przy swojej wersji, żegnam się z nią przy moim bagażu, Przeciągam go przez płotek, rozstawiam kuchnię i zabieram się za namiot. Zanim mój hotel nabierze właściwego kształtu, mam już gorącą kawę, po niej gotuję obiad, a następnie przychodzi czas na herbatę. Czego jedynie brakuje, to piwa, ale cóż – nie można mieć wszystkiego.
Przed pójściem spać studiuję mapę, obmyślając trasę na kolejny dzień. Parę dni temu rozpoczynałem całą wędrówkę na południowym wybrzeżu, przeszedłem przez centralny grzbiet, wypadałoby zatem zaglądnąć na północ wyspy. OK, plan jest, więc mogę się zanurzyć w krainę snu.
Dobranoc…