Dzień piąty
Rano pogoda za oknem nie jest zanadto nęcąca, jednak nie pada, więc szkoda by było oddać dzień walkowerem. Wyjeżdżamy odrobinkę później niż poprzedniego dnia, kierując się na Ribeirę Brava, gdzie obieramy kurs na północ. Już tu widać, że nic dobrego nas nie czeka, niemniej postanawiamy naocznie się przekonać, jak wygląda po drugiej stronie wyspy. Przecinamy główny grzbiet tunelem, a kiedy wyjeżdżamy po drugiej stronie wszystko jest już oczywiste. Buro, brzydko, zniechęcająco – wracamy. Bea jednak dostrzega jakąś jasność wysoko w górach, zatem decydujemy się na powrót przez Encumeadę, zamiast przez tunel. Po pokonaniu serpentyn nawet się na górze nie zatrzymujemy – widoczna z dołu jasność okazuje się gęstą jasnością chmur.
Zjeżdżamy z przełęczy w zupełnej mgle, zatrzymując się jedynie na mokry moment, kiedy cokolwiek się z chmur wyłoniło, po czym lądujemy ponownie w dolinie po południowej stronie grzbietu. W okolicach Meia Legua robimy przystanek, żeby rzucić okiem na kilka spadających z bliskich pionu zboczy, długich nitek wodospadów.