napisał(a) Franz » 20.03.2017 00:48
To najpiękniejszy na całej wyspie budynek sakralny z fasadą wykafelkowaną niebieskimi azulejos. Obecnie znajduje się w rękach prywatnych i zwiedzanie należy wcześniej uzgodnić w właścicielem. Zapewne wpływy ze zwiedzania są nikłe, bo mimo iż fasada jest piękna, to jednak doprasza się o renowację. Rzucamy jeszcze okiem na sympatyczną zatokę, częściowo okoloną prostopadle do wody spadającym klifem, po czym przejeżdżamy do Lagoa, po drodze kupując piwko na potrzeby bieżące oraz na wieczór. W Lagoa psim swędem parkujemy dokładnie pod pierwszym obiektem, na którym nam zależało, a jest nim Igreja de Nossa Senhora do Rosario, czyli kościół Matki Boskiej Różańcowej. Zgodnie z nazwą wewnątrz panie odmawiają różaniec - rozbrzmiewa portugalskie "Zdrowaś Mario" nieustannie - co podnosi nastrój całkiem przyjemnego wystroju kościoła.
Do drugiego planowanego obiektu podjeżdżamy wozem, gdyż znajduje się w pewnym oddaleniu, ale tuż przed nim naszą uwagę zwraca coś innego - wspaniale oświetlona, zachodzącym właśnie słońcem, fasada kościoła posadowionego przy samym brzegu oceanu, pod skalisto-trawiastą skarpą. Po bogatym w chmury dniu taki akcent końcowy sprawia nam sporo radości, tym bardziej, że właśnie kończymy zwiedzanie tej wyspy.
Konwent franciszkanów, ku któremu zmierzaliśmy, również ma fasadę zwróconą w kierunku zachodnim, zatem i ona prezentuje się w wyjątkowym świetle, przyciągając wzrok wspaniałymi rzeźbieniami manuelińskiego okna nad głównym wejściem. Próbujemy jeszcze dotrzeć na sam moment zachodu słońca do zauważonego wcześniej kościoła pod skarpą, jednak kluczenie jednokierunkowymi uliczkami zajmuje trochę czasu - nawet chyba raz jadę pod prąd, co sugeruje mi zdziwiona mina i gestykulacja napotkanego pana - w końcu parkujemy na placu przy samym kościele. Niestety, słońce już schowało się za wąskim pasem chmur ponad taflą oceanu i cień ogarnia okolicę, rozświetlaną ulicznymi latarniami, w zamian jednak syci nasz zmysł wzroku fantastyczny wręcz szpaler drzew, wyciągających gałęzie ponad naszymi głowami, niczym prezentujący szpady komitet powitalny. A może jednak pożegnalny?...
To już koniec naszego pobytu na Sao Miguel. Wracamy do Ponta Delgada, tankuję wóz do pełna - litr benzyny po 1,42 euro - co kosztuje mnie 45 euro, po czym wychodzimy na miasto coś zjeść. Wielkiego wyboru nie ma, ale w Restaurante Nacional udaje się nam zjeść bardzo smaczny, obfity i wcale nie drogi obiad. W drodze do hotelu robię pożegnalne zdjęcie bijących akurat dzwonów kościelnych, przy hotelu zabieramy z samochodu wszystkie nasze graty, po czym w pokoju przy kolejnych piwkach pakujemy plecaki i nastawiamy budzik na przerażająco wczesną godzinę 5:15.