napisał(a) Franz » 14.05.2016 16:09
Potem nie widać już nic, gdyż lecimy nad Oceanem Atlantyckim i dopiero kiedy samolot zniża się do lądowania, dają się dostrzec pod nami światła Ponta Delgada, stolicy wyspy Sao Miguel. Po chwili koła dotykają płyty lotniska, a my konstatujemy z pewnym zaskoczeniem, że wita nas Jan Paweł II - jego bowiem imię nosi tutejsze lotnisko.
Z samolotu linii SATA wychodzimy na płytę i na piechotę kierujemy się do budynku dworca. Szybko odbieramy nasze bagaże, które na szczęście nie zabłądziły po drodze, pomimo dwóch przesiadek i z ekipażem na plecach odnajdujemy czekającego na nas pana. Ten prowadzi nas do kantorku wypożyczalni samochodów, gdzie składam mnóstwo podpisów, upewniając się, że liczne krzyżyki na schematycznym rysunku samochodu oznaczają rysy i zadrapania, więc już nawet nie sprawdzamy, czy nie ma ich de facto więcej. Odbieram kluczyki i wyjeżdżamy z lotniska, śledząc naszego pana. Trasa nie zajmuje nawet kwadransa i trafiamy do hotelu Vila Nova, gdzie żegnając się z panem, pytam w kontekście mokrych ulic, czy tu często pada.
- Nie, tak normalnie, jak na Azorach. To popada, to znów zaświeci słońce...
Wreszcie roztasowujemy się w pokoju, a że nie mamy niczego do picia na ten wieczór, to decydujemy się na herbatę. Tu się okazuje, że gniazdka są tak fikuśne, iż wtyczka grzałki nijak się w nich nie mieści. Nie ma rady - sięgam po nieodłączny kozik i kilkoma nacięciami dostosowuję nasz sprzęt do tutejszych szykan. Teraz wszystko gra i po chwili gorąca herbata zwilża wysuszone gardła. Możemy uznać wakacje za rozpoczęte...
(Fotka pochodzi z jednego z kolejnych dni)