napisał(a) Franz » 03.04.2016 22:52
Teraz obieramy już kierunek na Setubal, gdzie mamy zarezerwowany ostatni nocleg w Portugalii. Jedyne przystanki to moment poświęcony dosyć świeżo okorowanym dębom korkowym, a następnie znacznie dłuższy czas, tracony na poszukiwanie stacji benzynowej. Jako, że po drodze nie trafia się ani jedna, decyduję się na wjazd do Sines - miasta z własną rafinerią. Już po chwili czujemy się, jak w jakimś filmie S-F - zupełnie puste okolice, szeroka dwupasmówka zdająca się prowadzić donikąd, która jakoś do miasta doprowadzić nie chciała, brak możliwości zawrócenia... W efekcie przejeżdżamy nadmiarowe kilometry, tracimy resztki paliwa i mnóstwo czasu, aż wreszcie udaje się znaleźć stację. I to taką, że się nawet z samochodu nie wysiada. Szacuję ilość paliwa, jaką potrzebuję, żeby się następnego dnia dostać do Lizbony, panu, który nas obsługuje, mówię po hiszpańsku, że piętnaście, pan potwierdza tę ilość po portugalsku, po czym wstukuje ją na dystrybutorze. W efekcie wlewa się do baku 9,1 litra za kwotę 15 euro. Ech...
Dobra, do Setubalu wystarczy. Płacę i odjeżdżamy. Pozostaje do rozwiązania kwestia, czy przemierzyć półwysep Troia, po czym wsiąść na prom, czy objechać rozległe estuarium rzeki Sado dookoła. W kluczowym momencie wybieramy objazd, nie ryzykując promu i w efekcie do Setubalu trafiamy tuż przed ósmą wieczorem.