napisał(a) Franz » 04.10.2015 18:41
Problemem okazuje się złożenie zamówienia - tutaj mówi się po portugalsku. Pierwsze, co udaje nam się zrozumieć, to pytanie, na który dzień i na ile osób chcemy zamówić ucztę. Ooo... na już i na dwie osoby się da?... Chyba się da, ale jak określić, na co mamy ochotę - tego już nie wiemy. W końcu przychodzi kucharz we własnej osobie i udaje nam się uzgodnić: porc, bean, chorizo. Do końca nie wiemy, co tak naprawdę wybraliśmy, ale po niezbyt długiej chwili, którą wykorzystujemy na skosztowanie przystawek, wnoszą kociołek i okazuje się, że jest w nim wszystko, o czym była mowa. Tyle, że jak to Bea określa, nie potrafią kroić mięsa - jest tak porąbane, że trafiają się małe kostki, a nawet kościane szczapy. Musimy więc jeść ostrożnie, co nie zmienia faktu, że obiad jest wyśmienity. Dla ucztujących przy sąsiednich złączonych stołach stanowimy tylko przez moment pewnego rodzaju egzotykę, potem skupiają się chyba na swoich własnych sprawach.
Kiedy już napasieni dostajemy rachunek, okazuje się, że za całość, łącznie jeszcze z dwoma piwami, mamy do zapłacenia 15,60 euro. W tej sytuacji, pomimo mojej ogólnej niechęci do dawania napiwków, zostawiamy jednak kwotę z zauważalnym zaokrągleniem i opuszczamy gwarny bar. Pstrykamy parę fotek na pożegnanie Taviry, a następnie wracamy do apartamentu, gdzie przy piwku kończymy ten dzień, w którym dotarliśmy do wybrzeża Algarve.