napisał(a) Franz » 24.09.2015 21:08
Wracamy na plac i zostawiając za sobą dzielnicę uroczych, parterowych białych domków, schodzimy po schodach. Leżący na nich w pozycji "zdechł pies" Ciapuś podnosi łeb, jakby słysząc, że wymieniamy o nim uwagi, po czym zabiera się z nami. Towarzyszy nam przez kilka chwil, ale chyba dochodzi do - słusznego zresztą - wniosku, że nie mamy konkretnego celu ani kierunku, tylko zaglądamy bez sensu w różne zakamarki, bo w końcu zostawia nas samych. Nie mamy zatem problemu, co zrobić z przypadkowym kompanem, kiedy widząc otwarte wejście do kościoła św. Pawła, decydujemy się zajrzeć do środka.