Roxi - dzięki za mobilizację
Porto w roli głównej - część II
Przejechaliśmy przez most i nie było już odwołania:
Hurra wysiadamy I co teraz? Gdzie idziemy? W prawo, w lewo, do przodu, czy do tyłu, może tu, a może tam? No gdzie? - bo ja najchętniej poszłabym we wszystkich kierunkach i to na raz
I tym razem z pomocą przyszły Maluchy, bo zobaczyły zaparkowany obok taki czerwony, z odsłoniętym dachem, dwupiętrowy autobus, w którym głównie turystów można spotkać. Na pewno nieraz w miastach mocno turystycznych widzieliście takie autobusy, my też widzieliśmy, ale jakoś nigdy nawet przez myśl nam nie przeszło, żeby takim oto pojazdem gdziekolwiek jechać. Natomiast naszym dzieciom przez myśl przeszło, w wyniku czego rozpoczęły akcję agitacyjno-propagandową połączoną z małym szantażem emocjonalnym
na rzecz przejazdu oto takim autobusem:
Patrzę na Bartka, on na mnie - rozumiejąc się bez słów, wiemy, że to nie jest dobry pomysł
Ale Maluchy były czujne. Widząc, że agitacja nie tylko nie przyniosła oczekiwanego skutku, a wręcz może legnąć w gruzach, wyciągnęły najcięższe działo:
kochana mamusiu, najukochańszy tatuuusiu baldzo, baldzo plosimy, a żeby działo precyzyjnie trafiło w samo serce
zostaliśmy dodatkowo zmasakrowani przez liczne całusy i przytulanki
(taak, coś mi się wydaje, że w przyszłości w marketingu powinni pracować
)
Tak więc, z pełną świadomością daliśmy się naciągnąć na autobus
Jazda nim kosztowała 20E od osoby dorosłej, bilet był ważny 48h, na linii autobusu były 32 przystanki (ha, w domu mam jeszcze mapę ), a na każdym z nich było można wsiąść i wysiąść dowolną ilość razy. Dostaliśmy też słuchawki, dzięki którym mogliśmy posłuchać informacji przewodnikowych o danym miejscu. Autobus okazał się dosyć wygodnym sposobem na przemieszczanie się po mieście, i pozwolił zaoszczędzić czas na wyszukiwanie miejsc, które warto zobaczyć. (Dla zainteresowanych - zwykła komunikacja miejska jest o wiele tańsza (szczególnie gdy kupi się sieciówkę) i też zawiezie, tam gdzie trzeba
Tak więc, jak nie macie dzieci, które potrafią Was przekręcić...
).
Jedziemy:
Jedziemy. Ja oczywiście ocham i acham. Bartek też ocha i acha ale o wiele ciszej
natomiast Maluchy najpierw zajmują się rozpracowaniem autobusu, następnie słuchawek i tego, co można z nimi zrobić
(a okazało się, że wiele
)
Jedziemy i oglądamy:
Ale to oglądanie z perspektywy fotela autobusowego troszkę nam się znudziło. Na wysiadanie przyszedł czas
Tym razem na piechotę oglądamy portowe
miasto. I tu muszę ze wstydem przyznać, że ja do końca nie wiem, co oglądaliśmy
Ładne było
Mnie na przykład urzekały wszelkie fasady, czy wykończenia ścian, pokryte azulejos (azulejo) (Wojtku - pomóż, jak to jest z tą nazwą
) czyli zdobniczymi płytkami ceramicznymi, charakterystycznymi dla Portugalii (ale nie tylko), które tradycyjnie powinny być biało-niebieskie, ale często zdarzają się wariacje na temat
z porciakowej galerii azulejos
Spacerujemy uliczkami, pozwalamy, żeby nas same prowadziły, jest sielsko-anielsko, gdy nagle przypominamy sobie, że w Portugalii nie karmią wtedy, gdy klient ma na to ochotę
Patrzymy na zegarek, jest przed czternastą. Ło matko zaraz portugalskie obyczaje pozbawią nas posiłkuuuuu
Nic to, że głodni nie jesteśmy, ale jak będziemy, to Oni nam zamkną restauracje i kolejny trzeci dzień na kanapkach będziemy. W stres wpadliśmy nielichy
Zaczęliśmy szukać pożywienia
Znajdowanie pożywienia w Porto nie jest zbyt skomplikowane (oczywiście jeżeli je się o odpowiednich porach
) My trafiliśmy tu:
Była to jedna z wielu typowych tam jadłodajni, czyli prawie restauracja, nawet z obsługą kelnerską, ale za to umieszczona w sklepie. W takim miejscu można zjeść przekąski typu fast-food, a także proste dania obiadowe (głównie świeże rybki, chociaż i mięsko też się znajdzie) z winkiem w menu
Jedliśmy nasz pierwszy portugalski obiad
Jedliśmy i tylko kątem oka patrzeliśmy jak lokal powoli pustoszeje, a po jakimś czasie kelnerzy wręcz zamykają go, spóźnialskich nie wpuszczają
Uff - tym razem się udało
A do tego jeszcze to porto jakie smaczne
I ponownie ruszamy na porciakowy szlak. Tym razem jakoś tak wyszło, że trafiliśmy do Mercado de Bolhao, czyli jednej z najstarszych, bo z początku XXw, hal targowych Portugalii. Przewodniki zachwalają walory konstrukcyjno - architektoniczne samego budynku, ja będę zachwalała ducha tego miejsca, które całym sobą buntuje się przeciwko gnającej do przodu rzeczywistości. Co więcej, mieszkańcy Porto sami dbają o to miejsce z duszą i skutecznie nie pozwalają zamienić go w kolejne współczesne targowisko... próżności człowieka
powróćmy jak za dawnych lat
W końcu nogi zaprowadziły nas w okolice obowiązkowego punktu porciakowego programu - do katedry Se. Niestety z przyczyn technicznych - jakim było posiadanie niewłaściwego obiektywu, nie mam zdjęcia katedry w całości, w związku z czym muszę skupić się na walorach poszczególnych jej fragmentów
rozeta jak najbardziej gotycka
okienko jak najbardziej romańskie
takie sobie coś
Szeroki taras katedry Se ma to do siebie, że rozciągają się z niego pięęękne widoki na miasto...
...i na gołębie
Idziemy dalej...
Zaglądamy ludziom na klatki schodowe (wiem, wiem - nieładnie
)
Idziemy dalej...
Tym razem oglądamy wystawy sklepowe...
Aż doszliśmy nad brzeg Douro, ale tym razem od strony Porto, gdzie rozciąga się dzielnica Ribeira, teoretycznie stara dzielnica rybacka, praktycznie dość gwarny , turystyczny, ale nadal przyjemny bulwar nadrzeczny
Tak jak z Villa Nova de Gaia był najlepszy widok na Porto, tak z Ribeiry w Porto jest najlepszy widok na Gaię
Po małej czarnej wypitej w jednej z licznych kawiarni Ribeiry (bo restauracje z wiadomych względów były zamknięte
) postanawiamy wracać. Idziemy w kierunku słynnego Ponte Dom Luis I, by dzięki niemu znowu przedostać się do Gai. I co się okazało - ano jedną z atrakcji mostu są skoki do wody mocno nieletniej porciakowej młodzieży płci męskiej
[img]http://lh6.ggpht.com/_uiivp55v0ck/TI5lXM3TXfI/AAAAAAAADQw/buqZwZWHiiY/s800/DSC_8285.jpg"[/img]
Nie ukrywam, że widząc na szczęście zawsze powodzeniem zakończone skoki, troszkę zawału przez nich dostawałam. Natomiast nasze Potomstwo z wielkim podziwem i nieukrywaną zazdrością obserwowało te wyskokowe wyczyny. A jak już zaobserwowało do czego właściwie most może służyć
postanowiło potrenować. Na szczęście tylko z małej wysokości i na szczęście w dużej odległości od wody
Do skoku Gotowa - start
Do skoku Gotowy - start
I tak oto nasza podróż po Porto dobiegła końca.