Dzień 12, ciąg dalszy: Druga część szutru- prawie Sv. Nikola.Zaczęło się zgodnie z planem.
Przejechaliśmy się szutrem z widokiem na Jadran, teraz skręcamy w znanym miejscu w kolejną dróżkę i zaczynamy drugą część naszej wycieczki, czyli wyprawę na Nikolę.
Sv. Nikola to najwyższym szczyt Hvaru o wysokości 628 m n.p.m. Rozlega się z niego piękny widok na wyspę, morze, pobliskie wyspy i winnice schodzące w stronę Sv. Nedjelja.
Początkowo wszystko idzie gładko, chociaż Arturo już się na te szutry zaczyna wkurzać i marudzi, że to nie są drogi dla szaranika
Nie jest w sumie tak źle, bażantom się podoba
Jesteśmy coraz bliżej....
... mijamy gospodarstwo Kolumbic, przed nami już tylko kawałeczek i nagle szlaban. Wjazd zamknięty.
Nie pamiętam z żadnej z relacji, żeby takie żelaźniane coś miało zagradzać wjazd na szczyt. Przez chwilę nie wiemy co ze sobą zrobić. Nagle widzimy, że ze szczytu zjeżdża jakiś samochód, no to sobie wymyśliliśmy, że pewnie podjedzie i otworzy ten szlaban... i owszem samochód podjechał, gość z niego wysiadł, szlaban otworzył, przejechał i... zamknął z powrotem
Co tam, co tam... zaparkujemy przecież samochód z boku drogi i pójdziemy dalej na nóżkach.
Tak też zrobiliśmy. Ledwo co wyszliśmy z samochodu, kiedy na pełnej parze z gospodarstwa ruszył dżip... zahamował zaraz obok nas, z samochodu wysiadł kierowca w słomkowym kapeluszu i mówi, że tutaj nie można parkować, bo to jego teren.
Ja jako bardziej skłonna do ugody, zaczynam tłumaczyć, że chcemy tylko wejść do góry i możemy zapłacić za parkowanie...
Już widziałam, że Arturowi ze złości para prawie uszami zaczyna wychodzić i już wiem, że wycieczka skończy się nieprzyjemnie
Gość uparcie twierdzi, że to jego teren i nie wolno i koniec...
W pół mojego słowa Arturo zapakował się do samochodu, odpalił i znacząco na mnie spojrzał...ruszyliśmy wzbudzając chmurę pyłu.
Padło hasło "wracamy" i ... czasami po prostu trzeba ustąpić... zaczęliśmy powrót.
Tylko małe "ale". Nie wróciliśmy tą samą drogą, tylko pojechaliśmy dalej.
Droga zaczęła się podobnie jak ta wjazdowa... czyli tragedii nie było, ale im dalej tym gorzej
Chociaż widoczki nawet ładne
Czasami trzeba było brać zakręty na 3 razy, co przy kamieniach z jednej i przepaści z drugiej strony nie było komfortową sytuacją
Czasami były kawałki czegoś lepszego, chociaż w jeździe trochę przeszkadzały druty wychodzące z betonu
W pewnym momencie tak jakby wróciliśmy do cywilizacji, bo zrobiło się trochę szerzej i nawet wyprzedził nas jakiś miejscowy uśmiechając się do nas od ucha do ucha. Wtedy mi trochę minęła złość na Chorwatów
A minęła mi jeszcze bardziej w momencie jak wjechaliśmy do wioski i natknęliśmy się na remont drogi... a właściwie na robienie drogi
Praca wre, asfalt kładą, walcem jeżdżą, chłodzą... a my stoimy i co dalej?
Niby jest jakiś przejazd przez wioskę, ale
majster tłumaczy, że tam jest wąsko i raczej nie przejedziemy i lepiej tutaj dwie godzinki poczekać aż skończą.
Dwie godziny?
Ojjjjj nie... próbujemy przejechać przez wioskę i przy mojej nawigacyjnej pomocy szaran jakoś posuwa się do przodu
Wszystko do czasu... przed nami skrzyżowanie... możliwości są dwie: skręt o 90 stopni w prawo, lub skręt o 90 stopni w lewo
Nie da rady wykręcić z żadną stronę.
Ręce nam opadły, ale wtedy to już śmialiśmy się z całej tej sytuacji
Cóż było zrobić... jedziemy do tyłu
To dopiero był wyczyn, uwierzcie, że oboje spociliśmy się przy tym jak nie wiem
Dojechaliśmy do miejsca, gdzie kładli asfalt i z uśmiechem zostaliśmy przywitani przez
majstra.
I tak w spokoju czekaliśmy aż zrobią nam drogę
W końcu! normalną drogą ruszyliśmy w kierunku wioski Dol, do polecanej na forum konoby Kokot.
Jesteśmy na miejscu. Zmęczeni i głodni, ale za to już w doskonałych humorach
Jeszcze bardziej poprawia nam je właściciel, który stawia przed nami rakiję i figi, które oboje uwielbiamy... znaczy te figi
Zamawiamy kalmary.
Są pysyyyyszne! Ale zostajemy poinformowani, że specjalnością Kokota jest jagnięcina i dziczyzna... no cóż przyjdziemy tutaj też jutro spróbować specjałów
W doskonałych nastrojach wracamy na camp i żałujemy, że... nie zrobiliśmy zdjęć temu przeklętemu szlabanowi i nie cyknęliśmy zdjęć sytuacji jak walcowali asfalt
Nie udało nam sie zdobyć najwyższego szczytu wyspy, ale za rok zrobimy drugie podejście... tym razem na nogach. Wtedy nikt przede mną szlabanu nie postawi
Jestem ciekawa jak teraz wygląda dojazd na Nikolę... ktoś był pod koniec lipca? W sierpniu?
Nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić na kolejny odcinek