Ponoć gdy tam pojedziesz, to nie szukasz więcej...
Brela, czyli kolejny etap wtajemniczenia.
Jest nas 5 sztuk, wszystkie kochają ten kraj, wszystkie czekają z utęsknieniem na kolejne wakacje i w związku z tym, postanowiłam 3 najmłodszym sztukom przypomnieć co jakiś czas, jak pięknie będzie... za jakiś czas A przy okazji może wyjdzie z tego jakaś mała relacja
Bardzo długa zima wpływała pomału na nas depresyjnie, w związku z tym postanowiłam temu zaradzić i zrobiłam to, co zawsze na takie stany u nas działało – przekopałam Internet w poszukiwaniu „idealnej miejscówki” na kolejne wakacje w Chorwacji.
Oj, każde jedno miejsce jest piękne, w każdym jest ciekawie, w każdym co najmniej kilka dobrych miejscówek. Po zylionowej stronie z apartamentami już miałam się poddać i zlecić poszukiwania Głowie Rodziny, kiedy, w sumie przypadkiem, trafiłam na ofertę apartamentu w Breli, w dzielnicy Jakirusa. Cena była wybitnie atrakcyjna, więc kruczek musiał być – no i był: stromo, schody, „dziura zabita dechami” (daleko do knajp, supermarketów i innych pseudoatrakcji) – czyli dla nas... raj!
Po krótkiej naradzie nad terminem i długością pobytu (wrzesień? Tak późno?!? zwariowałeś? No, dooobra, niech będzie, ale 14 dni! Nie da się? A w życiu – żadne 10, na 10 to ja się nawet nie pakuję Ok, 11, może być – przy czym przez pomyłkę i tak klepnęłam 12 ) mogłam wreszcie oficjalnie odpalić odliczanie DDW i... od razu zima zrobiła się krótsza i jakby bardziej znośna (nie licząc śniegu, który 1 kwietnia zasypał nas tak, że utknęliśmy w domu skutecznie...).
Z racji pierwszego wyjazdu w powiększonym składzie, czyli z naszą najmłodszą pociechą (w dniu wyjazdu miała 9 miesięcy), przygotowania do wakacji zaczęły się prędzej i obejmowały dodatkowo zaopatrzenie się w specjalistyczne pływadła, "prywatny cień", urządzenia do spania i spacerowania, ale inne niż wózek. Dzięki temu czas zleciał w miarę przyzwoicie i w połowie sierpnia obudziłam się z przerażeniem stwierdzając, że nie zdążę skończyć projektów, nie zdążę poprać i popakować, nie zdążę niczego Taki mały reisefieber
Mimo szaleństwa w oczach udało się zamknąć wszystkie tematy i zgodnie z planem (Misiu, wyjedziemy ok. 21? Tak wiesz, żeby Młoda spała większą część trasy, Starszaki też będą spać, a nie non stop gapić się w dvd, my damy radę – będziemy się przecież zmieniać za kółkiem. Co, nie? Chcesz jechać o 2 w nocy? No to sam sobie Młodą usypiasz i karmisz cyckiem, ja o tej porze nigdzie nie jadę [foch] ! No, dobrze, może być koło 22 – 23...) wyruszyć spod czeskiej granicy do Breli jednym ciągiem.
Trasę opracowałam ja – jak zwyyykleee w sumie tylko dlatego, że trochę czasu siedzę na croforum i dzięki waszym dobrym radom już kolejny raz wiem co i gdzie się dzieje. Zawsze jeździliśmy przez Czechy, Słowację, Austrię (z ominięciem autostrad, drogą 51 wzdłuż Neusiedler See), Węgry (słynną 84 – 86) i Słowenię (wzdłuż autostrady;) ), w Chorwacji wpadając niemal wprost na autostradę i nią jak najbliżej celu. W tym roku – mając kilkakrotnie we wakacje przejechaną trasę z Chałupek w kierunku Żyliny – postanowiliśmy spróbować przez samą Słowację, do Żyliny krajówką, potem autostradą i reszta trasy „jak zwykle”. Nie wyszło jak zwykle, bo nas kochany, wierny Hołek przekonał, że można inaczej – w sumie zmiana mała, bo Neusiedler See zawsze objeżdżaliśmy od zachodu, a tym razem od wschodu – jeszcze bliżej, więcej polem (100 km/h) niż wioskami (50 km/h) i widokowo przyjemniej
Obawy dotyczące tego, jak 9 miesięczniak zniesie kilkanaście godzin w foteliku (Młoda jechała jeszcze w kołysce, bo waga piórkowa, nie odważyliśmy się jej przenieść do następnego fotela), okazały się zupełnie bezpodstawne – kilka przerw, jakieś polegiwanie na parkingowej trawce i naprawdę nie było źle Starszaki (10 i 8 lat), zaprawione w bojach, jak zwykle trasę łyknęły, a że znają „na pamięć”, to nawet nie reagowały na moje ciągłe ochy i achy, które zawsze pojawiają się w tych samych, stałych punktach podróży
Parking gdzieś na trasie, już na terenie HR