Dzień spędzony w Dubrowniku zawsze należy do udanych, pomimo to, że jak zwykle za dużo turystów, tłok. Ale już tak ma być. To jedno z najbardziej uczęszczanych miejsc na południu tzw. wakacyjnej Europy...
Wracamy na Peliesac, już się przyzwyczailiśmy do tego miejsca. Po drodze w Stonie kupujemy mule na kolejny dzień.
Trochę zapiaszczone, wystarczy z grubsza opłukać je pod kranem, Teraz do gara. I jest to skonsultowane z gospodynią apartamentu, sposób w jaki robi się to najlepiej. Wizyta w ogródku, trochę ziół, czosnek. Głównie pietruszka, ale również czomber, do miksera, zalewamy oliwą z oliwek, kilka sekund i mamy sos do muli...
Nie dodajemy wody, może być kieliszek białego wina. Całość lekko opruszyć mąką. Tyle. Gar zakrywamy, stawiamy na ogniu...
Od czasu do czasu potrząsamy, tak aby się wszystko wymieszało, nie przywarło...
Ile podduszamy, 1-2 minuty dłużej niż, się małże otworzą. Nie dłużej.
Czas umilamy sobie tutejszymi trunkami, Znane wam piwo i naturalnie, najlepsze tutejsze wino z beki, super!!!
A produkt końcowy-
Sos robi się sam z dodatków oraz wody morskiej zawartych w mulach. Pamiętajmy, nie solimy muli, bo i tak wypłynie z nich woda morska. Można to wymoczyć tutejszym kukurydzianym pieczywem.
Wspomnienia, wspomnienia, a jak to niedawno było. A tu już śnieg z deszczem...
Pozdrawiam Grzegorz.