Zastanawiam się jednak na jednym. W jaki sposób należy dobrać się do podanego powyżej dania. Makaron z mulami. Makaron można zjeść widelcem z sosem. Natomiast jak dobrać sie do muli. Widelcem i nożem nie bardzo. Pozostaje wyciągać je mało estetycznie "palcami" z "makaronu-muli". Nie bardzo wychodzi mi to praktycznie. Goście nie wiedzieliby cóż z takim daniem robić . Zjeść tak jak mówiłem czy nie narażać się na kompromitację i podziękować za pyszne danie wymówką.
Tak się składa, że mrożone bywa zwykle samo mięso z muli, czyli odpadają wszelkie sprawy dotyczące łupania muszelek i wydobywania ich zawartości. W mrożonkach idziemy na łatwiznę, nie trzeba myć a nawet szorować zabrudzonych najczęściej piaskiem skorup, czyli wystarczy tylko podduszenie, lub na patelni. I w akurat tym daniu wystarczy widelec, mule są dość miękkie i nie trzeba się z nimi bawić. Tu widzisz jakie jest ono delikatne, oczywista poezja...
Ale można oprócz widelca posłużyć się łyżką. I tu zależy od ciebie, z którą częścią Włoch się utożsamiasz??? Bo ci z północy tylko widelcem, a południowcy pomagają sobie przy nakręcaniu na widelec łyżką...
Pobawić się możesz za to wszędzie tam, gdzie są świeże mule, czyli oczywiście w Cro, ale tak na prawdę niekoronowaną stolicą europejską muli, gdzie można dostać je na co najmniej dwadzieścia, może nawet trzydzieści sposobów jest Belgia. Tu fotka którą zrobiłem 3 lata temu w Brukseli. Na starym mieście jest pełno knajp, najczęściej w sezonie wakacyjnych na zewnątrz, mule są na porządku dziennym, a szczególnie i nocnym. Zawsze dostajesz je w sporym garnku, zapiekane w specjalnym piecu, sosy, zioła, a szczególnie wino dodawane są na początku duszenia...
Tutaj trzeba się trochę wybrudzić, bo mule je się rękami, sos można maczać pieczywem, a najlepiej wybierać samą muszelką...
Pozdrawiam, Grzegorz.