Witajcie. Od powrotu minął już ponad miesiąc, ale dopiero teraz znalazłem czas, ażeby przedstawić Wam mały fragment tegorocznych wakacji, jakie spędziłem w południowej Dalmacji. Relację, którą przedstawiam poniżej, ukazałem wczesniej na forum motoryzacyjnym - autokącik, które tak samo polubiłem jak cro.pl Jednak nie miejcie mi za złe tego, że to oni, a nie Wy mieli pierwsi możliwość obejrzenia i przeczytania mojej relacji. Po prostu jakoś tak samo wyszło. Hihi
Tak więc miłego czytania ----> oryginal. Aha. To, że mieszczą się tam dane dotyczące np. spalania auta czy coś, to zboczenie wynikające z obcowania na tymże forum motoryzacyjnym No i nie zwracajcie uwagi na podawane przeze mnie podstawowe informacje o Chorwacji. Nie każdy z użytkowników autokącika tam był. Dlatego w tekscie troszke wyjasniam i tłumacze
-----------------------------
No wreszcie znalazłem troszke czasu. A ponieważ Rome znalazł troszke miejsca u siebie na serwerku, to postanowiłem małe co nie co sklecić, jednocześnie zachwalając i reklamując tak uroczy kraj, jakim jest bliska sercu każdego Słowianina, Chorwacja. Przynajmniej mojego.
Ponieważ zarówno studiuje jak i pracuje, to jak wiadomo wiele czasu wolnego nie mam. Pozostaje jedynie coroczny urlop. Jakże krótki w stosunku do całego pracującego roku i jak wielce oczekiwany, utęskniony, ukochany. Od dzieciństwa zawsze latem gdzieś wyjezdzałem. Wtedy jeszcze z Rodzicami. Przeważnie były to obozy harcerskie rozbijane u podnóży Tatr i Pienin. Góry kocham, lecz to właśnie morze i woda mieści się u mnie na pierwszym miejscu. Ot tak sobie ją umiłowałem
Po ukończeniu LO jezdzilem nad polski Bałtyk. Zawsze mi się podobało. Szum fal, mewy, rybki, piasek, daleko od domu. Fundusze, jak i chyba brak okrzesania, czy też strach przed nieznanym powodował, iż wakacje spędzałem w kraju.
Ale od dwóch lat zmieniam to i chyba z niezłym skutkiem. Tegoroczne, jak i ubiegłoroczne lato spędziłem na południu Europy - w Chorwacji. Liczne relacje wujostwa, które jezdziło już tam od kilku lat spowodowały chęć poznania tego skalistego i ceipłego państewka. Zaciekawiło mnie do tego stopnia, że chyba lepiej znam historię ostatniej wojny Bałkańskiej, niż historie zwycięstw Adama Małysza
W zeszłym roku byłem w zatoce Kvarner - miejscowości Selce & Crikvenica + wyspa Krk ( na koniec włoska Wenecja). W zeszłym tygodniu w południowej Dalmacji i wyspie Brać.
Śmieszne to, lecz Dalmacja w sumie taniej mnie wyszła niż Kvarner pomimo większej odległości (400 km) i większej rozrzutności Wpływ na to miał przede wszystkim charakter zamieszkania i wyżywienia. Tym razem pojechalismy (7 osób) w ciemno, bez pośredników, bez gotowych dań (śniadań i obiado-kolacji). I chyba ciut niższe ceny na południu niż na północy. Wszak wiadomo - im bliżej Włoch i Niemiec, tym drożej. I to się chyba sprawdza.
Tegoroczna ekipa liczyła 7 osób (3 chłopów i 4 baby ). Jako że mieszkamy w Wielkopolsce mozliwości dojazdu do Chorwacji mamy sporo. Możemy kierować się najkrótszą drogą przez Czechy, Austrie, ewentualnie nawet Węgry, jeśli jedziemy głęboko na południe, Słowenie lub nieco okrężną drogą przez Niemcy.
Wyboru większego nie mieliśmy z tego względu, że jechałem po przyjaciółke do Gorzowa Wielkoplskiego, a stamtąd blisko do granicy niemieckiej. Ale nawet gdybym nie jechał przez Gorzów, to i tak wybrałbym trasę przez naszych zachodnich sąsiadów. Posiadają oni jeden jedyny atrybut, jaki nie posiadają Czechy i część Austrii od połnocnej strony - autostrady. A to się wiąze ze spokojem i poczuciem bezpieczeństwa. Nic innego w czasie jazdy mi nie potrzeba. Jazda na trzeciego wystarczyła mi już do samego Gorzowa (choć już tutaj miałem absurdalne sytuacje - objazd w okolicach Trzeciela przez las - 20 km - duktem . Z pełnym obciązeniem, z wizją ponad 20 godzinnej drogi przed sobą. Ech... Polska....).
Tak więc z Gostynia wyruszyłem z koleżaną po bardziej lepszą mej duszy koleżankę , do Gorzowa. Autokącik opuszczałem w piątek koło 15:00. Na miejscu byłem grubo po 18! I juz wtedy straciłem sporo nerwów, albowiem plan spotkania się z drugim autem w Dreznie (4 osoby) wyruszającym z Gostynia o 17:00 nieco się kruszył. Suma sumarum Mazda 323f czekała na mnie niecałe pół godzinki.
Przyspieszając tempa.
Czas dotarcia do Omisu wyniósł w tamtą stronę 27 godzin jazdy non stop. Z małymi przerwami na siku i rozprostowanie kości. No plus 2 godzinny korek pod Małą Kapelą w hr. (przed tunelem)
Odległość to 1830 km, w tym 1300 km autostrady.
Od Drezna przez Austrie padało, momentami lało. Nie wyobrażam sobie jechać wtedy przez Czechy .
Na miejscu zastaliśmy ładną pogodę. Mimo, że był już wieczór, po godzinie poszukiwań znaleźlismy wspanialy apartament z 4 pokojami, 2 łaznienkami, kuchnią, holem, balkonem, tarasem, grilem, zacieniowanym parkingiem (pod krzakami kiwi ) z klimą i pełnym wyposazeniem za 370 zł od osoby na siedem nocek. Kto znajdzie mi podobne warunki za taką kasę w Polsce dostanie ode mnie wyłowioną muszelkę .
Ponieważ szybko okazało się, że nasza grupa składa się z leniuchów i osób bardziej aktywnych, tak więc jedni spędzali cały tydzień na plazy, a inni (w tym ja) na zwiedaniu i wchodzeniu wszędzie, nawet jeżowi w tyłek
Omis
Omis - widok z baszty na rzeke Cetine
Omis - widok z baszty na morze
Wieczorny widok baszty z mostu
Baska Voda
Zabytki na wyspie Brać
Chorwaci są bardzo mili i przyjaźni. Aż się łezka kręciła jak patrzylismy w jaki sposób byli chętni nam pomóc w znalezieniu kwatery. Tysiące telefonów wykonywali. Po sąsiadach, rodzinach, znajomych. Fajne to.
Jedzenie. Ponieważ z doswiadczenia wiedziałem, iż tamtejsza woda mineralna mi nie smakuje zabrałem ze sobą (i też polecilem innym) polską mineralkę. Wiedziony ceną innych produktów, część zakupiłem w Polsce. Np. coca-cole. Generalnie mile sie zaskoczyłem, albowiem ceny te niewiele rózniły się od naszych, a za to bardzo od zeszłorocznych na Kvarnerze. Wszystkie zupki, kisiele, płatki i inne suchary odstawialimy na bok i zajadalismy się tamtejszymi smakołykami - ryby, wołowina (wieprzowine ciężko zdobyć) plus takie rarytasy jak jajecznica i cięzko zdobyta kiełbasa na grila w Splicie . Aha! I zapsuty kurczak
Oczywiście polskie produkty też jedliśmy, ale już w nieco innym charakterze.
Pogode mieliśmy na 5-. Dla mnie jako wszędowłaza była na 5+. Dziewczyny (nie wszystkie) początkowo tylko troszke marudziły, bo miało być po 35 stopni Dwa razy padało, ale za to w pod wieczór i w nocy. I raz było zachmurzone niebo kiedy jechałem do Dubrovnika. Co nie oznacza ze było zimno. Własnie bardzo duszno. Temp. powietrza średnio wynosiła 28C, w słońcu wiadomo, że znacznie więcej, tym bardziej, ze świeci ono pod innym kątem, wyżej. Temperatura wody to 24 C. Rewelacja to nie była, aczkolwiek wieczorami milej było posiedzieć w słonym Adriatyku, niż na powietrzu Woda bardzo slona. Do dzisiaj mam problemy z nosem i jezykiem (miałem).
Turystów dużo, jednak miej jak u nas w Mielnie, Pobierowie, czy Krynicy.
Banan
Jedno co mnie powalało na kolana, to ilość Polaków Jak ja nie lubie jak idę chodnikiem a za plecami ktoś mówi po naszemu (a sam jestem Polakiem, heh). Spotkałem nawet autko na gostyńskich blachach (z naszego miasteczka).
Chorwacja dzieli się na tę położoną na wybrzeżu i na tę w głębi kraju. Niestety róznica pod względem bogactwa jest duża. Wystarczy wjechać kilkanaście km w głąb, a widzimy porzucone samochody (jakże cudne i zarąbiście piękne )
Częsty obrazek - normalnie użytkowane autko, jednak bez rejestracji
Rolników pracujących w sadach oliwnych, lub winoroslach. Miałem nawet okazje spotkać bawoły.
Rzadki obrazek - płaski teren - okolice Bośni.
Było ślicznie. A przyroda.... ach.... I na wybrzezu i w głebi super
Kraj ten nie posiada w ogóle ziemi. Może w rejonach Slawonii - Zagrzeb, Osjek. Poza tym jedna wielka skalista pustynia porośnięta drzewkami i krzaczkami. Widać to dobitnie pędząc nowo-oddaną autosrtadą w głębi lądu. O autostradzie tej można powiedzieć jedno - czadowa. Niemieckie autobany sięgają jej może do kolan. I wszystko robione w skale. Ryte, dłubane, wiercone, wysadzane. A my w Polsce nie potrafimy połozyć asfaltu na płaskim terenie
Na razie autostradą tą można dojechać do Splitu. Kiedy "pociągną" ją do Dubrovnika (perła Adriatyku - dziedzictwo kulturowe wpisane na światową listę UNESCO), będzie to olbrzymie ułatwienie. Brakuje im jeszcze 200 km. W takim tempie w jakim budują, to oddadzą ten kawałek jutro po południu
Druga sprawa. Czy warto rezygnować z przejazdzką nadmorską nitką ciągnącą sie od samej Rijeki do Czarnogóry? Pozbywać sie widoków. Czasami takich, że lokomotiv czy awemaryja nie pomaga? Mysle ze trzeba przejechać się Jadranką choćby ze 100 km. Ja od Omisu jechałem w jedną stronę 200 km do Dubrovnika i 40 w drugą stronę do Splitu. Teraz chyba wiecie co zawierają te 800 zdjęć
W sumie na miejscu zrobiłem koło 600 km. Byłem w Splicie, Omisu, Breli, Basce Vodzie , Makarskiej , i wielu innych.
Makarska
W czwartek popłyneliśmy na wyspe Brać, do miasteczka Supetar z mauzoleum i ładnymi plażami, jak również na małą lagunę - zatoczkę, raju dla miłośników nurkowania (np. ja ). Ale tylko na głebokość 3 metrów. Więcej się boję. W czasie podrózy kosztowaliśmy ile miejsca w zołądku było. Ryb i wina.
Mauzoleum wraz z miejscowym cmentarzem
Aha. Chorwacja jest krajem słynącym ze skalistych plaż. I to jest ten cały jej urok. Czysta woda, fauna i flora na wyciągnięcie ręki.
Plaż piaskowych trzeba szukać. A Omis jest akurat jednym z niewielu takich miejsc. Dobre miejsce dla dzieci... i na krótkie wypady. Wszędzie jest blisko - do 200 km. Dlatego tez wybraliśmy to miejsce.
Co jeszcze zaliczyłem? Spływ kanionem rzeki Cetina (jedna z większych w Chorwcaji - i własnie ona wpada w Omisu do morza), podjazd pod drugi najwyższy szczyt Chorwacki - Sv. Jure w paśmie gór Biokovo. Żałuję bardzo ze nie dotarłem na szczyt (1762m), ale byłem gdzieś na wysokości 900 m. (Magda - ja rozumiem )
Pomyliłem drogę, gdzie w pewnym miejscu się po prostu skończyła i dla śmaiłków czekała 5h wspinaczka. Darowaliśmy sobie, tym bardziej ze Magda troszke się bała urwisk. Miałem też tam przygodę, albowiem spotkałem się na dróżce z autem jadącym pod górę, a ja z góry. A ponieważ ja miałem bliżej do najbliższego "rozszerzenia" się dróżki (200 m), tak więc na wstecznym szarpałem Punciaka .
O Dubrovniku poczytajcie sobie w internecie Bo jeszcze ujmę przyniose.
Co do statystyk, to nie mam jeszcze wynikow spalania Punciaka. Muszę się jeszcze rozliczyć i podliczyć wszystko. Jednak komputer wskazał przebytą drogę prawie 4500 km. Średnia prędkość to 76km/h. Nie wiem dlaczego, chyba przez te korki, postoje, powolną Jadranke itp.
Na autostadzie nie jechałem ponieżej 150 km/h. Na chorwackiej przez 300 km utrzymywałem 160-170 km/h. Wycieków nie zanotowałem W Niemczech Joli nie pozwalałem jak 160km/h. Puntek dostał wycisk. 70% jazda na klimatyzacji + pełen bagaz. Ile razy tankowałem? Nie wiem. Będe miał wykaz. Najdroższe paliwo tankowałem pod Monachium. Najtańsze w Neum - w Bośni i Hercegowinie. A to taka ciekawostka, ze żeby dojechać do Dubrovnika, trzeba przejechać przez 10 km odcinek Bośni. To ich jedyne połączenie z morzem - hodują tam owoce morza, krewetki, małże itp.
Nie zdziwę się jak spalanie wyjdzie w okolicach 10l. W Alpach żeby utrzymać prędkość musiałem czasami redukować na 4. A podjazd na Sv. Jure na 1 .
I na koniec alkohol
Chłopacy zabrali 110 puszek Lecha. Ja kupowałem tamtejsze. Nieznacznie droższe. A jeden lech rozlał mi sie jeszcze w bramie, tuż przed wyjzdem. Znaczy pod fotelem kierowcy. Zahaczyłem zgrzewką o szynę od fotela
Najlepsze śliwowice, rakije, wina, prosek kupowane są od przydrożnych sprzedawców. Śliwowica zaserwowana przez naszego sąsiada z góry - Serba rozłożyła nas po 2h
Smiesznie to wygląda ja tamtejsi sprzedawcy wlewają do butelek (byle jakich - raz nawet musiałem mineralke wypić zeby mieć w co odlać) ten spiryt. Wyjęty z szopki, z bniaków, lejkiem, po palcach, po dłoniach, po nogach
A skosztować na miejscu trzeba, bo nie sprzedadzą. Więc nalezy poruszać się z pasażerami. Przypominam, że w hr, obowiązuje 0,0 promila.
Policji nie widac. Jedynie przed wiekszymi miastami i tam, gdzie powstają korki - kierują ruchem. Jednak należy przestrzegać przepisów.
Podróż powrotna zajęła nam 24h. O 3 godziny mniej. Wcześniej należało dobrze wypocząć.
Chociaż w połowie Niemiec zrobiliśmy godzinną drzemkę.
Dobrze, że miałem zastępców.
To chyba tyle.... pytajcie. Zresza na pewno coś mi się jeszcze przypomni
-------------------
A tutaj te dane, które podliczyłem kilka dni pózniej:
Średnie spalanie na odcinku 4435km wyniosło 7,3 litra/100km.
Liczyłem 3 razy, bo wydawało mi sie, ze jest to wynik zbyt niski. Oscylowałem na 9-10litrów.
Tankowałem 10 razy. W sumie spaliłem 326 litrów benzyny.
Na paliwo wydałem 367e, a na opłaty drogowe 83e.
W sumie jazda wyniosła 1850zł (Punto).
-------------------------------------------
Przepraszam za literówki, jesli takowe zauwazycie. A na pewno są
Pozdrawiam!
PS. Czekam na wypowiedz jednej z uzytkowniczek forum hehehe