Dziś chciałbym zrelacjonować mały wypad, jaki urządziliśmy sobie w pierwszej połowie listopada.
Miejscem naszej wyprawy był powiat bolesławiecki, a konkretnie miejscowość o nazwie Pstrąże. Leży ona praktycznie na styku województw dolnośląskiego oraz lubuskiego.
Pierwsze wzmianki o miejscowości pochodzą z 1305 roku. W roku 1901 rozpoczęto przebudowę wsi na potrzeby armii niemieckiej. Powstały koszary, stajnie, doprowadzono linię kolejową. Wybudowano potężny most na rzece Bóbr. W lutym 1945 roku wycofujący się Niemcy wysadzili most, i w tym samym miesiącu miejscowość zajęły wojska radzieckie. Miejscowość była zajmowana przez Rosjan do 1992 roku, a podczas ich obecności nosiła nazwę Strachów. Most nad Bobrem nigdy nie został odbudowany, aby utrudnić dostęp do miejscowości, a ludność Polska w ogóle nie miała tam wstępu. Po opuszczeniu miejscowości przez wojska rosyjskie miejscowość przeszła pod władanie Wojska Polskiego, które rozpoczęło pilnowanie obiektu. W 1995 roku Pstrąże włączono w obszar poligonu. Pstrąże, pozostawione same sobie, zaczęto nazywać "polską Prypecią". Miasto niszczało oraz padało łupem szabrowników. Ze względu na wypadki wśród odwiedzających kompleks amatorów mocnych wrażeń zapadła decyzja o wyburzeniu miejscowości, więc był to dla nas ostatni dzwonek, aby tam pojechać i zobaczyć "polską Prypeć", póki jeszcze cokolwiek można zobaczyć.
Należy pamiętać, że formalnie Pstrąże należy do poligonu wojskowego, jest to więc teren wojskowy, na którym bez pozwolenia przebywać nie wolno. Załatwienie wymaganego pozwolenia nie jest możliwe, dlatego jechać trzeba tam na dziko i być przygotowanym na ewentualne spotkanie z ŻW.
Przygodę zaczęliśmy wczesnym rankiem 11 listopada. Data została wybrana celowo, gdyż święto państwowe oznacza dzień wolny od pracy - także dla ( domniemanych ) pracowników tam na miejscu.
Trasa przebiegła gładko, a my dojechaliśmy do najdalszego punktu, do którego można dojechać samochodem - resztek mostu drogowego nad Bobrem. Na uwagę zasługuje nowy "pojazd urlopowo-wyjazdowy", który zastąpi w wojażach wysłużoną Skodzinę. Wygodny, pojemny, szybki, a przy tym diabelnie oszczędny.
Wysadzony most:
Do miejscowości dostać można się poprzez most kolejowy.
Pogoda raczej nie zapowiadała się zachęcająco, ale byliśmy przygotowani.
Idąc mostem można było zobaczyć pierwsze pamiątki po dawnych gospodarzach:
Krótki spacer i doszliśmy do punktu docelowego:
Ten znak w wielu językach zachęca, aby koniecznie iść dalej, i tak też postanowiliśmy uczynić.
Niedługo naszym oczom ukazały się pierwsze zabudowania Pstrąży.
Klimat postaopkaliptyczny.
Każdy budynek można swobodnie eksplorować ( na tyle na ile pozwala jego stan i nasza odwaga ). Wejście trochę mało zachęcające, ale ponoć w sobotę pani Ziuta będzie myła schody.
Schody do nieba.
Jako, że Pstrąże należy do poligonu wojskowego, w budynkach zapewnie nie raz i nie dwa odbywały się różnej maści akcje i
ćwiczenia. Ślady po nich widoczne są praktycznie na każdym kroku, co dodatkowo dodaje postapokaliptycznego smaczku.
Wszystko jest praktycznie w ruinie. Dodatkowo rozszabrowane wszystko, co nosiło jakąkolwiek wartość.
Z okazji, że miasto jest niezamieszkałe od dwóch dekad, natura zaczyna je powoli odbierać z rąk człowieka.
W jedym z bloków uraczyliśmy efekt pracy jakiegoś szalenie miłego eksploratora - "drabinę do nieba".
Wiadomo, że BHP przede wszystkim, więc przed wejściem odmówiliśmy dwie "zdrowaśki", i w górę.
Widok z dachu... cóż, resztki osiedla mieszkalnego. Panowie robotnicy nie próżnują, a sprzęt ciężki wydaje się faktycznie ważyć dość dużo.
Jako, że Pstrąże to "polska Prypeć", nie odmówiłem sobie radioaktywnej panoramy - dla wszystkich fanów "Stalkera".
Po powrocie na niższe kondygnacje postanowiliśmy zrobić mały piknik. Termos, ważna rzecz.
Ruszyliśmy w dalszą drogę. Odkryliśmy, że bronią wojska i robotników przed eksploratorami jest takie uszkodzenie budynków, aby skutecznie odstraszyć wizytę w nich. Co, w przypadku niektórych budynków, całkiem się udało... niestety.
Ruszyliśmy w głąb miasta.
Na jednej z dróg spotkaliśmy innych amatorów "urbexu".
Jako, że miasto było obiektem wojskowym przez długie dziesięciolecia, wszechobecność lasu jest raczej zrozumiała. Czego oczy nie widzą...
Kolejny budynek.
Po drodze do budowli znaleźliśmy na ziemii małą zagadkę, jednakże nie udało się jej rozwikłać. Pomożecie?
Cel w lesie:
Warunki całkiem dobre.
Kolejny budynek, a raczej jego ruina.
To musiały być budynki koszar, duże pomieszczenia przypominające kuchenne, oraz duże "łaźnie".
Dużo z napotkanych budynków zostało spalonych.
Dzielna Monika w akcji.
Okazało się, że odnaleźliśmy szkołę bądź przedszkole.
Eksploracji ciąg dalszy... budynków jest tak dużo, że absolutnie pogubiliśmy rachubę ile ich odwiedziliśmy.
Chcecie nakręcić kolejną część The Blair Witch Project? Tylko w Pstrążu.
Dotarliśmy do strefy przemysłowej.
Miejscami musiało być bardzo kolorowo. Ciekawe jak wyglądało tutaj za czasów świetności?
Kolejny blok o nieznanym przeznaczeniu. Co było mieszkalne? Co wojskowe? Co administracyjne? Nic nie zostało, tylko przypuszczenia...
Jak widać niektóre budynki same z siebie postanowiły się już rozebrać.
Wszędzie napotykamy na pamiątki po dawnych mieszkańcach.
"40 lat 1945-1985" oraz głowa Lenina jako "słońce". Taaak...
Znaleźliśmy także salę gimastyczną. Serio sporą.
Gdy dobrze wczujesz się w klimat miejsca, zaczyna ono do Ciebie przemawiać. Wrzuca do głowy myśli, które od czasu do czasu możesz odnaleźć już wypowiedziane...
Słowo "upadek" namalowane na ścianie wypełnionej kulami z karabinu nabiera nowego znaczenia.
To tak celem refleksji.
Pochwalę się także, że Pstrąże miało dla mnie prezent. Podczas eksploracji jednej z piwnic pod jednym z budynków znalazłem "artefakt", który zachęcił mnie słowami "zdiełano w CCCP". Wrócił ze mną do domu. Tak swoją drogą to zwiedzanie tego typu podziemi i piwnic jedynie o latarce jest straszne. Ciemność, aż gęsta, cisza, gdzieś słychać kapanie wody... jak w filmie... aż człowiek zaczyna wyczekiwać, czy za rogiem czai się jakiś zombie?
Znaleźliśmy także bunkier ze schronem, ale wślizgnąłem się do niego bez aparatu.
To już koniec tego krótkiego sprawozdania.
Mam nadzieję, że oglądało i czytało się miło.
Jeśli chcecie zobaczyć Pstrąże vel Strachy - śpieszcie się!
O ile nazywanie jej "polską Prypecią" jest z pewnością na wyrost to posiada ona swój specyficzny klimat.