napisał(a) platon » 03.10.2005 09:26
Podczas podróży Papież nie mógł nie odnieść się do wojny. Od jej zakończenia minęło już osiem lat, a mimo to - jak twierdzi znany chorwacki teolog Zvonimir Šagi - nadal trwa ona w umysłach Chorwatów. Według niego Papież przybył, aby ją zakończyć, aby uwolnić społeczeństwo od "narodowych uprzedzeń i ekstremizmu", pomóc zabliźnić rany. Jednak przed samą pielgrzymką w chorwackiej prasie duchowa refleksja na temat wizyty Papieża ustępowała miejsca kwestiom stosunków Kościoła z państwem i kosztów wizyty.
Episkopat, wykorzystując słabość rządu i kampanię przedwyborczą, zażądał wznowienia rozmów o zwrocie zagrabionego przez komunistów mienia kościelnego. Kwestia jest delikatna i żaden rząd, nawet ten, który prowadził wojnę pod kościelnymi sztandarami, nie potrafił jej rozwiązać. Dla ekipy postkomunistycznego premiera Ivicy Raczana z Socjaldemokratycznej Partii (SDP) przyjazd Papieża to idealny moment, aby się pozbyć etykiety ugrupowania ateistycznego, co w katolickim społeczeństwie gwarantuje stały, ale ograniczony elektorat. Dotąd tylko partie z prawej strony sceny politycznej (przede wszystkim posttudźmanowska Chorwacka Wspólnota Demokratyczna - HDZ) uzurpowały sobie prawo do dyskusji na tematy religijne, twierdząc, że to właśnie postkomuniści są odpowiedzialni za wszelkie zło w społeczeństwie. Podobnie jak w Polsce, polaryzacja ideologiczna uniemożliwia wykrystalizowanie się koalicji politycznych - opartych na wspólnym programie, a nie na uprzedzeniach historycznych. W Chorwacji proces ten jest jednak znacznie bardziej zaawansowany.
Zmiany w kraju spowodowały, że centralnym tematem debaty publicznej stał się proces integracji europejskiej. Nie trudno oprzeć się wrażeniu, że gdyby Chorwacja dokładniej słuchała papieskich wezwań, z pewnością znalazłaby się w pierwszej grupie państw wchodzących do UE. Tymczasem prymitywny nacjonalizm, troskliwie pielęgnowany przez nieżyjącego prezydenta Tudźmana, wykluczył Chorwację z procesów jednoczenia się Europy. Prawdopodobnie dopiero pod koniec roku Chorwaci rozpoczną negocjacje z UE i NATO, próbując złapać oba uciekające pociągi. Rządząca proeuropejska koalicja robi wszystko, by nadrobić zaległości, a wizyta Papieża, traktowanego w Chorwacji jako gorącego orędownika jedności Kontynentu, będzie dla niej mocnym argumentem. Dla Chorwacji droga do Europy jest jednak wciąż wyboista.
Zagrzeb musiał przejść etap Procesu Stabilizacji i Stowarzyszenia (SAA), który Unia przygotowała dla krajów niespełniających politycznych wymogów członkostwa. Porozumienie to - w chorwackiej prasie obrazowo nazywane poczekalnią dla kandydatów - stawia znacznie bogatszą Chorwację w jednym szeregu z niestabilną Macedonią oraz za Bułgarią i Rumunią. Dla elit, przekonanych o europejskości Chorwacji, jest to co najmniej irytujące. Ale i sam proces SAA był przez chwilę zagrożony. Kilka miesięcy temu parlament brytyjski odmówił ratyfikacji dokumentu, ponieważ rząd chorwacki wahał się, czy wydać oskarżonego przez Trybunał Haski generała Janka Bobetki.
Większość chorwackich polityków jest przekonana, że wejście do wspólnej Europy to jedyna droga do "europeizacji" Chorwacji, a zarazem wielki krok naprzód w modernizacji kraju. Przyczyniła się do tego sama Unia, która choć w czasie bałkańskich wojen popełniała błędy, poprzez izolację Chorwacji doprowadziła do zmiany jej polityki i uświadomiła, czym są wartości europejskie. Wątek UE i możliwa akcesja wywołały więc w społeczeństwie konieczną dyskusję na temat miejsca Chorwacji w Europie. Głośniej niż kiedykolwiek zaczęto kontestować patriotyzm rozumiany jako plemienny etnocentryzm - pojawiły się pytania: czym jest patriotyzm, a czym nacjonalizm. Radykalni głosiciele "prawdy o Chorwacji" i mitologizujący "chorwackość" kaznodzieje zostali skutecznie zmarginalizowani.