Może zamieszczę krótką relację z pobytu w Chorwacji. Byłem z rodzinką w Poljicy koło Trogiru w okresie od 30.07. do 13.08.2010.
Wreszcie długo oczekiwany dzień wyjazdu na wywczas - apartman zarezerwowany od końca stycznia. Wyobrażacie sobie te długie 6 miesięcy oczekiwania ??? W zimie i wczesną wiosną czekanie nie takie straszne, ale jak zaczęły się pojawiać na cro.pl pierwsze meldunki o wyjazdach, czas dłużył się jak flaki z olejem.
Nadchodzi upragniony 30.07.10. Wyjazd wieczorem (ok. 18.00) Auto zapakowane. Rodzinka z uśmiechem na twarzyczkach (jakby nie uszy to uśmiech dookoła głowy). Upał w Polsce lekko gaśnie. Dodatkowa radość, że droga - mimo, że klima w autku będzie w chłodku. Trasa od okolic Poznania do Boboszowa jakoś mija mimo, że pani w nawigacji co chwilę drze się, że kolejny fotoradar, kontrola drogowa itp. Za Boboszowem "czeskie dróżki" i aby jak najszybciej do Mohelnic, do autostrady. Poza dwoma patrolami czeskiej policji droga mija spokojnie. Potem Brno, Wiedeń i zjazd z austriackiej autobany na Kormend na Węgry. Stamtąd prosto do Redics, granica węgiersko - słoweńska, objazd autostrady słoweńskiej przez Lendavę ("wzdłuż płotu") bez sensacji, granica słoweńsko - chorwacka również spokojny przejazd. Aha, cała droga od Polski do granicy Chorwacji bez deszczu, rano słoneczko. Wjazd na teren Chorwacji i ........ ulewa. Postój w Cakovacu, wymiana euro na kuny na opłatę autostrady chorwackiej. Czekamy godzinę, leje aż miło. Szkoda czasu jedziemy powoli do autostrady, aby bliżej Poljicy. Im bliżej Zagrzebia, tym większy deszcz. Pasażerki dotychczas rozbawione szybkim tempem jazdy coś umilkły. Nikt nie śmie się odezwać. Ale to dopiero początek. Zaczyna się prawdziwa burza. W radiu meldują, że za Zagrzebiem pljusak i oluja. żeby było "weselej " autostrada zaraz za Zagrzebiem zaczyna się korkować. Jest ok 9.00. Zmęczenie daje o sobie znać. Mimo dwóch kierowców, jazda bez spania trochę zaczyna być uciążliwa. Nawiasem mówiąc, gdybym jeszcze raz jechał w te strony, to bez noclegu po drodze nie ruszam z chaty. Jedynie słuszna decyzja - zjeżdżamy na najbliższy parking i kimono, może w tym czasie korek się "rozjedzie". Po 2 godzinach start dalej. Deszcz leje nadal. Słychać opinie: w Polsce grzeje, a my jedziemy podobno do kraju gdzie nigdy nie pada. Po 1/2 godz. znowu korek, raz większy , raz mniejszy, jazda 30 km/h, za chwilę 100 km/h i znowu 20 km/h. Znowu zjeżdżamy na parking. Kawa, napoje i śniadanko, dotankowanie. Tylko młody jak zawsze zadowolony.
Nasłuchujemy radia i opinii tych co jadą z południa. Przeważa zdanie: spokojnie, zaraz za Bosiljevem upały. Oby. Ruszamy z kopyta. Po korku ani śladu i rzeczywiście, im dalej na południe tym cieplej. Deszczu ani śladu. Powraca uśmiech i nadzieja na lepsze "jutro". Ok. 17.00 zbliżamy się do Poljicy, już widać z górki Marinę, a za nią wreszcie Poljica.
Pada hasło: jaki jest dokładny adres naszej kwatery? Cisza. Wertowanie notatek. Już wiem, krzyczą z tyłu, adres został w domu na biurku. Pięknie. Pozostaje nadzieja, że Poljica to nie Split i chyba ludziska mniej więcej się znają. Jadę wolno i mówię, że na najbliższym przystanku autobusowym będziemy pytać gdzie mieszka nasz gospodarz Matijas. Zatrzymuję się na przystanku, podnoszę głowę i ukazuje się tablica z napisem jak na foto:
Ogólna radość. Koniec jazdy. Wjeżdżamy przed apartman, wybieram miejsce do parkowania pod oliwkami.
Powitanie przez gospodarzy: Panią Snjeżanę i Pana Branko, przeniesienie i rozpakowanie bagaży. I..... zapowiedź wizyty gospodarzy w celu zapoznania nas z domem i okolicą. A tak wygląda apartman z zewnątrz.
Krótka wizyta przedłużyła się do 2 godzin. Pani Snjeżana mówi dosyć dobrze po polsku, ja trochę po "chorwacku", reszta musiała się zadowolić naszym tłumaczeniem. Powitanie wygląda tak: wchodzą gospodarze z dużą tacą, a na niej różnokolorowe, różnej wielkości butelki (szklane) z jakąś zawartością, suszone figi, ciasteczka i zimne napoje. Teraz już wiem, że na tacy były: lozovaca, rogacusa, travarica, crno vino , bijele vino, dalmatynski prosek, kruskovac, jakiś likier wiśniowy. Wszystko produkcja gospodarzy z tym, że te mocne to "zasługa" pana Branko , a te lżejsze , zwłaszcza likiery to specjalność pani Snjeżany.
A wygląda to tak:
Rozmowa zeszła na różne tematy - od "sytuacji gospodarczo - politycznej w naszych krajach" do "sytuacji" w naszych rodzinach. Trzeba z całą mocą podkreślić, że wszystkie "napoje" smakowite, aromatyczne.
C.d.n.